Krzyczę do Ciebie, a Ty nie odpowiadasz (część 2)

Zwróćmy się teraz do Nowego Testamentu i przyglądnijmy się historii osoby uderzająco podobnej do Eliasza.

Wychowywał się na pustkowiu, był przepasany skórzanym pasem a za pokarm służyły mu szarańcza i miód leśny. To kuzyn Jezusa. Starszy o sześć miesięcy syn Elżbiety i Zachariasza – nazwany przez anioła Prorokiem Najwyższego. Ojciec nadał mu imię Jan co oznacza: Jahwe jest łaskawy.

Misja Jana – zwanego później Janem Chrzcicielem – polegała na przygotowaniu drogi dla misji Jezusa przez głoszenie pokuty dla Izraela : ” Jam jest głos wołający na pustyni ” – a to dlatego, że Izrael w owym czasie był niczym wyschniętą pustynią. To też posłał Bóg swojego posłańca poprzedzając pojawienie się Bożego Syna.

Jan wprawdzie żadnego cudu nie uczynił jak np. Eliasz ale Jezus mówił, że nie było większego proroka nad Jana Chrzciciela z tych, którzy się z niewiast rodzą. Zastanawiałem się dlaczego aż takie świadectwo jest o Janie chrzcicielu? Nie znalazłem mocniejszego dowodu jak ten :.. a będzie napełniony Duchem Świętym już w łonie matki swojej, mówi anioł Gabriel do Elżbiety. Pomyślałem sobie przy tym, co przypadło Kościołowi Jezusa, a przy tym wszystkim poszczególnym jego członkom :..i zostali wszyscy napełnieni Duchem Świętym a ta obietnica odnosi się do was , dzieci waszych oraz wszystkich ilu ich powoła Pan Bóg nasz.(Dz.Ap.2,39.)

Teraz znów powróćmy naszą myślą do tej szczególnej postaci jaką był Jan Chrzciciel. Popatrzmy zatem co się dzieje z tym największym Bożym prorokiem gdy przychodzi kryzys wiary. Sam swoimi ustami wydaje świadectwo: oto Baranek Boży ,który gładzi grzechy świata. Swoimi oczyma widzi Ducha Świętego w postaci gołębicy, który spoczął na Jezusie, swoimi uszyma słyszy Boży głos: „Oto Syn Mój, którego sobie upodobałem”. Myślę, że wtedy Jan mógł jak i my na początku wyznać: „Tyś Panem moim ,nie ma dobra dla mnie po za Tobą.”

Jednak Jan Chrzciciel nosił w sobie to samo poczucie opuszczenia, rozdarcia i zagubienia, które i nam przypada w udziale. Kiedy znalazł się w więzieniu w miejsce odwiedzin przyjaciół, odwiedzony został przez kryzys wiary. Chciało by się by w tak trudnej sytuacji pojawił się jakiś anioł i oznajmił Janowi dlaczego właśnie tutaj się znajduje. Nie było nikogo. Nawiedziła go jedynie pustka i rozczarowanie, a przy tym natrętne pytanie. Wysyła więc swoich uczniów do Jezusa z tym dręczącym pytaniem : „Czy Ty jesteś tym ,który ma przyjść czy też innego mamy oczekiwać?”

Myślę, że Jezus z wielkim smutkiem wysłuchał tego pytania i polecił przekazać uczniom: ” Powiedzcie Janowi co widzicie i co słyszcie…w tym czasie Jezus wielu uzdrowił.” (Łuk.7,22.) Ale czy to świadectwo wystarczyło Janowi gdy kryzys wiary się potęguje? Może to ostatnie zdanie Jezusa było dla Jana najbardziej wymownym: „Błogosławiony ten kto we Mnie nie zwątpi.”(B.T.) Co myślał Jan kiedy usłyszał odpowiedź Jezusa? Nie wiemy. Wiemy natomiast, że Pan postanowił aby Jan jeszcze przecież w bardzo młodym wieku pożegnał się z życiem. Pożegnał się i nie doczekał tego, czego się spodziewał i tego co nosił w swoim sercu. Zresztą nie on pierwszy i nie ostatni Biblia bowiem mówi, że wielu otrzymało obietnice, ale się jej nie doczekali. Wobec tego faktu widzimy, że prawdziwa wiara sięga dalej jak obietnice, bo sięga poza świat widzialny i tego się trzymajmy.

Oto kolejna, podobna historia dotycząca kryzysu wiary – też z tego okresu.

Kiedy Jezus jeszcze chodził po ziemi, krótko przed Jego śmiercią, wielu ludzi słyszało Jego słowa: „Ja jestem drogą prawdą i życiem, Ja jestem chlebem żywym, Ja Jestem ! „A na żądanie kapłanów Piłat wydał na Niego wyrok śmierci i został wykonany.

Później dwóch uczniów idąc drogą do Emaus mówili : „..a myśmy się spodziewali…” A zatem czy nie jest uzasadnione ich zwątpienia myśmy się spodziewali, to droga do Emaus, droga, którą każdy chrześcijanin musi przejść – to droga w kryzysie wiary. Przy czym należy pamiętać, że na końcu tej drogi już było inaczej. Kiedy już byli w Emaus (ta nazwa oznacza, obronny zamek.) poznali Jezusa prosili mówiąc: zostań z nami i został. Pamiętajmy o tym, że w kryzysie wiary Jezus nikogo nie zostawi choć może pewien odcinek drogi trzeba przejść w samotności i w przygnębieniu. Później będzie inaczej, będzie lepiej.

Chrześcijanie, którzy kochają Boga i oparli swoją wiarę o Boże Słowo przeżywając stan wewnętrznego zagubienia z powodu różnych dramatów życiowych. Ten stan jest bardzo bolesny a to dlatego, że dotyka on ich centrum – ich podstaw życiowych. Nie dziw się zatem jeśli ktoś znajdzie się w podobnej sytuacji i powtórzy za Jobem: „Strzały Wszechmocnego tkwią we mnie a mój duch pije ich jad.”(6,4.) Albo przypomni sobie Asafa i powtórzy: „Czy Pan na zawsze odrzucił, czy Bóg zapomniał litości, czy w gniewie stłumił swoje miłosierdzie?”

Posłuchajcie co chce wam powiedzieć. Jako człowiek, który na przestrzeni pięćdziesięciu pięciu lat drogi za Panem doświadczył wiele bolesnych chwil ( a jak wielu z was wie, że i obecnie wciąż doświadczam trudnych chwil z nieuleczalnie chorą żoną) w tym co wam powiem zawieram cząstkę mnie samego.

W chwili naszych doświadczeń, które tu nazywam kryzysem wiary są tylko dwie możliwości:

1) Albo pozostać ze swoją goryczą i żalem do Boga idąc dalej ścieżką rozpaczy, nie wiedząc dokąd się zajdzie (a zwykle ta ścieżka prowadzi na krawędź przepaści).

2) Albo uznać suwerenność Boga i powiedzieć: Chociaż nie rozumiem dlaczego tak jest, chociaż krzyż już mocno uwiera w ramiona, idę za Tobą Panie, tylko pomóż.

Uwierzyć w Boga to nie takie aż trudne; natomiast okazać Bogu wierność i zaufanie w okolicznościach gdy wszystko wydaje się być stracone i bezsensowne jest prawdziwie dojrzałym poziomem naszych relacji z naszym Panem.

Myślę , że tego Bóg pragnie nas nauczyć w kryzysie wiary. Gdy pieśń ustępuje westchnieniom, gdy twoja wiara zderzy się z bolesną rzeczywistością a rozpacz raz po raz puka do twych drzwi. Wtedy wstań i powtórz za Jobem:

„CHOĆBY MNIE ZABIŁ WSZECHMOCNY – UFAM.” (13,15.)

To, i tylko to, będzie świadectwem twojej żywej wiary, która podoba się Bogu.

Niech Pan sprawi aby to było czymś więcej jak tylko usługą. Pragnę aby dotarło do naszej świadomości to, że przez wiele ucisków wiedzie droga do Bożego Królestwa. A zatem jeśli spotyka nas ucisk i doświadczenie naszej wiary , oznacza to, że idziemy drogą, którą wcześniej szli chrześcijanie i torowali ją swoim życiem dla tych, którzy po nich iść będą. Chodźmy więc razem.

Modlitwą moją jest teraz i na przyszłe dni aby ci, którzy idą pod ciężarem swego krzyża doznali pocieszenia w swoich zmaganiach.

Proszę Władco ziemi , ucisz nasze obawy i lęki, ucisz negatywne wyobrażenia. Spraw bym stał się ciszą jak Ty Ojcze jesteś ciszą , bo dopiero wówczas będę mógł usłyszeć bicie mego serca i uświadomić sobie, że jeszcze jestem, ja słyszący Ciebie choć z trudem podążający do mojej Góry Przemienienia. Chcę zobaczyć Ciebie i powiedzieć: „dobrze nam tu jest .”W imieniu Jezusa o to proszę.

Czesław Budzyniak