W księdze Twej zapisane wszystkie dni przyszłe

Tylko Bóg jest wzniosły w swym działaniu . Bo gdzież jest taki wychowawca jak On , który by przez utrapienie ducha i ciała otwierał ucho , pouczał , ranił i opatrywał , uderzał , lecz też swoim ramieniem przytulał jak ojciec ukochanego syna .

Te fragmenty tekstów są świadectwem suwerenności naszego Boga. Są wyrazem troski o swoje dzieci , ale też nie zawsze zrozumiałą dla nas Jego wolą .

Ja dziś po części to rozumiem choć nie przyszło to łatwo . Stąd moje zachęcenie do czytelników, by nie ustawiać się z niechęcią do uczestniczenia w cierpieniu w naszej ludzkiej rodzinie, ale próbować postąpić zgodnie z myślą Jezusa : zgódź się z przeciwnikiem swoim , póki jesteś z nim w drodze . Parafrazując nieco , powiem tak : nie podejmuj walki z przeciwnością losu , bo jest on silniejszy od ciebie i mógłbyś z nim przegrać wszystko .

Spróbuję podzielić się moim doświadczeniem , może ktoś z czytelników odnajdzie w tym echo własnych doświadczeń i poszukiwań , odpowiedzi na pytania , których nam często brakuje.

Z całej mojej przestrzeni życiowej , pozostał stos wspomnień i trochę goryczy , bo jestem spętany cierniem , który mocno zaczął uwierać . Na ramionach niosę ugniatający krzyż z moją bezradnością i bez możliwości wyboru . Takie jest obecnie moje życie z pogarszającym się stanem zdrowia mojej żony i nie uleczalną chorobą . Trzeba jednak iść dalej drogą krzyża , aby lepiej zrozumieć siebie . Iść do końca , by uznać sens swojego istnienia na tej planecie wobec Boga , ludzi i siebie samego .

W moim dotychczasowym życiu były porażki i potknięcia, ale nie na tyle by zmrok zapadł w ciągu dnia. Natomiast zwycięstwa , czy były? Nie wiem . Wiem tylko o jednym . To było pięćdziesiąt pięć lat temu gdy zwyciężyłem samego siebie mocą Bożego Słowa . A idąc ścieżką mojego życia nie raz byłem na górze Tabor , innym razem na drodze do Emaus , z moim przygnębieniem i myśleniem rozgoryczonych uczniów – „ a myśmy myśleli”.

Dziś mając osiemdziesiąt lat , z pełną świadomością zmierzam w stronę ciszy . Idę by być bliżej progu przeznaczenia i mojej tajemnicy , która jest jednym wielkim milczeniem , z której wyszedłem i do której powracam . Idę wsłuchany w siebie z moją wiarą i z moim powątpiewaniem , drogą mojego czasu i mojej przestrzeni przyjmując wszystko co los dał . A dał to co mógł dać – to co było moim przeznaczeniem , gdy jeszcze żadnego z nich nie było. Dał trochę goryczy i bólu , trochę zawodu w oczekiwaniu . Dał też trochę radości, która nie przeminęła , ale dał przede wszystkim to, co mógł dać najlepszego. Dał życie , które się nie kończy , ono się tylko zmieni . Tam u mojego kresu, będzie mój początek .

Teraz zaczerpnę kilka zdań z Księgi Trenów Jeremiasza 3,17. Są one odzwierciedleniem mojego życia , zwłaszcza w ostatnich latach .

„Nasycił mnie goryczą i napoił piołunem , mojej duszy odebrał spokój , tak że zapomniałem co to jest szczęście .”

Mam świadomość , że każdemu z nas przypada w jakimś wymiarze dźwigać ciężar swojego losu i przedzierać się przez ból swojego istnienia . Musisz przejść swoją przestrzeń pustyni , swój ogród Getsemani i swoją Golgotę .

Kiedy proces choroby u mojej żony zaczął się nasilać , a ja wiedziałem , że jest już źle, stanąłem wówczas przed moim Bogiem z moją modlitwą . Zrobiłem to na wzór kobiety kananejskiej „Panie pomóż”. Pan nie odmówił jej prośbie . Moja została bez odpowiedzi . Otrzymałem jedynie wyjaśnienie w mojej sytuacji. Zwięzłe i krótkie wyjaśnienie: „Synu mój, to jest moja doskonała droga, którą przygotowałem dla ciebie”. Powiem szczerze, że dość ironicznie zabrzmiało to w moich uszach . Nie mogłem tego wtedy zrozumieć, a tym bardziej przyjąć . Dopiero po dwóch latach zacząłem sobie uświadamiać, na czym polega doskonała Boża droga względem tych , których Bóg kocha . Dziś już nieco więcej wiem na ten temat, bo w sumie trwa to już prawie osiem lat . W między czasie zatrzymałem się też nad tekstem z Ps.139,16:

„Oczy Twoje widziały czyny moje , w księdze Twej zapisane były wszystkie dni przyszłe , gdy jeszcze żadnego z nich nie było .”

Dla mnie oznacza to tylko jedno, że z chwilą poczęcia istoty ludzkiej , są w jej księdze [ DNA] zapisane i … choroby genetyczne też .

Już w tym okresie miałem nieco wiedzy na temat tej choroby, ponieważ matka mojej żony zmarła z chorobą Alzheimera . To też po dwóch latach różnych badań i upewnianiu się, zaczęła się pojawiać u mnie rezygnacja tuż za nią rozpacz , która zaprowadziła mnie na krawędź przepaści . Wiedziałem , że już mam chorą duszę. Płakałem w dzień , płakałem w nocy , płakałem nad jej złamanym życiem . Nie sposób nie płakać patrząc każdego dnia na osobę bliską i drogą . To też radość zaczęła umierać. Próbowałem tę radość przywoływać z powrotem, ale ona woli pozostać tylko w krótkich wspomnieniach , że była kiedyś moim udziałem , a dzisiaj już nie jest . Pozostała tylko ta radość bez uśmiechu , cicha mało widoczna , jakaś dziwna jakby nie ludzka , ale dająca poczucie pewności , że nie odejdzie , że pójdzie za mną tam daleko, a zarazem tak blisko, bo tylko za próg mojego przeznaczenia .

Dziś świat moich myśli, moich marzeń jest co raz węższy a ubóstwo myśli co raz bardziej rozległe, bo mój czas to ten który był , ale już nie jest . Stary człowiek musi pozostać sam ze sobą a niektórym dano jeszcze bagaż , który wydaje się ponad siły starego człowieka . Stąd widzę , że są rzeczy , których zmienić nie możesz , ani żyć z nimi nie możesz . Dlatego nic człowiekowi nie pozostaje jak umieranie każdego dnia zbliżając się do celu swej ziemskiej podróży .

Kiedy jednak w życiu człowieka wierzącego przypadnie ciężar zbyt wielki i nie można tego od razu zrozumieć , to lepiej jest nie dręczyć siebie myślą , że Bóg o mnie zapomniał . Mamy tak wiele obrazów pozostawionych w Biblii, jak podobnych sytuacji doświadczali Boży ludzie, jak bardzo byli podobni do nas . Mam tu na myśli Asafa w Ps.77:

„Głośno wołam do Boga i krzyczę, aby mnie wysłuchał . Szukam Pana w dniu niedoli , ręka moja jest wyciągnięta w nocy i nie mdleję .”

Natomiast w Ps.102. Boży człowiek porównuje siebie do pelikana na pustyni . Pelikan to wodny ptak , to też nie trudno wyobrazić jego pobyt na pustyni . Te i wiele innych obrazów są dowodem, że na drodze doświadczeń , którą musimy przejść nie jesteśmy sami . Trzeba chcieć zobaczyć jak wielu ludzi , idzie przez życie, są pochyleni bez uśmiechu , twarze trzymają w swych dłoniach ukryte , bo nie chcą być zauważeni , wolą płakać cicho .

Dziś patrząc z perspektywy czasu na swoje życie , wiem że nie wszystko było mądrym działaniem . Wtedy liczyła się płaszczyzna duchowa nade wszystko . Nie wiedziałem jednak o tym , że ona zaczyna się od rodziny, którą zaniedbywałem . Szkoda . Daremny to dziś żal , liczę jednak na to, że w oczach mojego Pana będą wzięte pod uwagę motywy działania , a te jak myślę były bezgranicznie szczere .

Często stawiałem sobie pytanie i nadal jest ono aktualne: Jak wyznaczyć sobie szerokość i długość przestrzeni życiowej , by przeżyć życie godnie, nie potykać się o byle co, a zrobić dobry użytek ze swego rozumu i żyć, jak powiedział kiedyś brat Albert … i być dobrym jak chleb dobry jest? To pytanie wciąż powraca jak echo, głos nie zatrzymuje się , myśl powraca i nakazuje wciąż jeszcze poszukiwać i pytać , aż męczy , w końcu powoduje bezsilność, czasem lęk , zwłaszcza gdy świadomość podpowiada , ŻE SPOTKANIE Z PRZEZNACZENIEM BLISKO JEST . Więc jak jeszcze żyć, skoro jest to już życie po życiu , w którym czuje się ciężar czasu , a przecież trzeba je godnie przeżyć i wiarę zachować .

Z trudem ale dotarło do mnie Boże światło, że nie należy stawiać pytań , chociaż to pytanie wyrasta z naszej ludzkiej historii . Pytanie – dlaczego ta sytuacja jest moim udziałem lub dlaczego Bóg pozwala na to, że tak wiele cierpienia jest na ziemi? Zrozumiałem , że pytanie należy postawić samemu sobie , a powinno ono brzmieć: Czy pójdziesz za Bogiem , którego całkiem nie rozumiesz i nie zawsze Bóg odpowiada na twoje modlitwy, przynajmniej nie od razu odpowiada i nie w takiej formie jak oczekujesz? Bóg nie raz daje w życiu , czego nie możesz udźwignąć i to tak wygląda w naszym ludzkim mniemaniu, ciężar zbyt wielki . Ale czy mimo to pójdziesz za swoim Bogiem? Czy gotowy jesteś postawić siebie do dyspozycji swojego Boga i wyrazić wolę trwania przy Nim? Proszę zapamiętajmy tę myśl , którą za chwilę podam . Jest ona zapożyczona z chrześcijańskiej literatury . „ Bóg pragnie czegoś więcej jak tylko świętych ludzi na ziemi. Oni to bowiem potrafią modlić się , śpiewać i głosić chwałę swojego Boga . Boże pragnienie idzie dalej . Bożym pragnieniem jest również to , aby ci ludzie na ziemi we wszystkim czego będą doświadczać widzieli swojego Boga i szli za Nim , bez względu na okoliczności z jakimi przyszło im się zmierzyć .” To dobra myśl . Została ona głęboko osadzona w moim wnętrzu, pragnę aby w twoim też pozostała .

W różnych naszych sytuacjach życiowych, nasza postawa nie ma polegać na tym , by wszystko zrozumieć i dobrze poukładać , lecz na dochowaniu wierności Temu, który zna drogę orła na niebie, wróbel nie spadnie z dachu bez Jego woli i włosy policzył na głowie człowieka . Czyż zatem miał by być obojętnym wobec tego , który pragnie dochować wierności swojemu Bogu?

Człowiek wierzący w chwili doświadczenia swojej wiary , swojej wierności i swojego posłuszeństwa Bogu, ma do wyboru dwie możliwości : albo dopuścić bunt i popaść w rozpacz , jak to miało miejsce na początku w moim przypadku , albo uznać suwerenność Boga i nic więcej . Jeśli podda się pierwszej możliwości może stracić wszystko . Jeśli podda się drugiej , prędko okaże się , że odniósł zwycięstwo i zmierza w stronę światła . Dziś jednak jestem o wiele bliżej światła niż buntu i rozpaczy . Dziś wiem, że zawierzenie swojemu Bogu jest wyjściem najlepszym , choć pomoc i rozwiązanie nie przychodzą od razu. Wiem też i to , że Pan Bóg buduje wiarę swoich dzieci nie tylko tym , że odpowiada na modlitwę od razu , ale i na opóźnionych modlitwach też .

Pragnę dotknąć jeszcze jedną myśl opartą na tekście Kazn. Sal.12,1. ”… zbliżają się lata , o których powiesz: nie podobają mi się .” Nie mam tu na myśli całego kontekstu tego rozdziału , ale myślę tu o tym , o czym wspomniałem wcześniej , że: każdy z nas musi przejść swoją przestrzeń pustyni . I gdy nadejdą te dni , to przypomnij sobie pytanie , które Jezus postawił swoim uczniom. Czy nie mam pić kielicha , który mi przygotował Ojciec? Ja tutaj odwołam się do naszej ludzkiej rzeczywistości i powiem tak: przyjęcie kielicha jest zawsze bolesną koniecznością . Tak było w przypadku Jezusa i tak jest w naszych małych , a może i wielkich przypadkach , one zawsze są bolesne . Jedynie gdy potrafimy się z nimi zgodzić, wówczas stają się mniej bolesne . Mówię o tym , ponieważ tego doświadczyłem .

Podam teraz jeden przykład prosto z życia wzięty . Kilka lat temu wydarzył się dramat w pewnej rodzinie chrześcijańskiej . Zginął w wypadku drogowym ich najmłodszy syn . Po krótkim okresie czasu wstąpiłem do ich domu . Widziałem ogrom bólu i cierpienia , którego nie sposób wyrazić słowami . Nie mówiłem wiele , pozwoliłem im wylewać swój żal przede mną . Robili to, jak przystało na chrześcijan, cicho, ale z najgłębszym łkaniem swojego serca . W odpowiedniej chwili podszedłem do matki ukochanego syna i zapytałem – siostro, czy ty jeszcze możesz płakać? Odpowiedziała – mogę . Powiedziałem – to proszę płacz . Objąłem ją swoim ramieniem i płakałem razem z nimi . Staliśmy i długo płakaliśmy .

Po kilku miesiącach, kiedy nieco ochłonęli, przyjechali około pięćset kilometrów do mnie by podziękować za pocieszenie , które pozostawiłem w ich domu , w najtrudniejszej chwili ich życia. Powiem szczerze, że byłem bardzo mile zaskoczony , ponieważ nie myślałem o sobie , że coś szczególnego zrobiłem, a dla nich znaczyło tak wiele . Powiedzieli tak: „ z pośród tak wielu pocieszycieli , bezgranicznie szczerych , twoje pocieszenie było inne od wszystkich . Swoim milczeniem pozwoliłeś nam wylewać nasz żal , zachęcałeś nas do płaczu i sam płakałeś z nami razem , jakbyś był częścią nas samych .”

Niech i ten przykład posłuży nam jak można pocieszać smutnych i choć odrobinę ulżyć tym , którzy tego naprawdę potrzebują .

Teraz zbliżając się już ku końcowi moich wypowiedzi o moich doświadczeniach , moich przemyśleń , które były na przestrzeni tych lat , postanowiłem jeszcze podzielić się trochę wspomnieniami , trochę rzeczywistością .

Pięćdziesiąt dziewięć lat temu 30 grudni 1956 roku (to data ślubu) mieliśmy zupełnie inne poczucie czasu . Po kościelnej uroczystości zaczęliśmy razem stawiać pierwsze kroki . Została przed nami odkryta księga , którą od tego dnia będziemy zapisywali naszym wspólnym doświadczeniem . W tym dniu nikt z nas nie wiedział co będzie udziałem , radość czy smutek , dni dobre czy złe. Dziś z perspektywy czasu wiemy , że było jedno i drugie . Wtedy ufni w dobroć człowieka , za nic mieliśmy przyszłość . Ufność i nadzieję położyliśmy w słowach Jezusa – „Nie troszczcie się o dzień jutrzejszy”, wtedy to było takie łatwe. To też nie zawiedliśmy się .

Nieraz powracają wspomnienia minionego czasu . Odczuwam wtedy ogrom wdzięczności Bogu i Tobie droga Anno , moja małżonko , że tak długo mogłem się cieszyć Twoją obecnością w moim życiu . Dziękuję Bogu i Tobie za dni radości i smutku pod naszym dachem . Dziękuję Tobie za cierpienie, którym pomogłaś naszym dzieciom wejść w historię ludzkości i naszej rodziny. To Ty dawałaś nam radość , tę kruchą zwyczajnie ludzką , ale radość potrzebną do życia i mojej służby z Ewangelią , którą wspierałaś bez narzekania .

Na przestrzeni naszych dni , byłaś jak płynąca rzeka z głębokim nurtem , ufna wiarą , że dopłyniesz z nami razem tam daleko , w bezkresny ocean . Byłaś prawdziwa jak prawdziwy jest kwiat , jak prawdziwy jest ogród . Wiem również jak cierpiałaś przedzierając się przez ból swojego istnienia do wieczności , którą kochałaś bardziej jak doczesne życie . To było i jest świadectwem Twojej wiary , która pomogła Tobie dojść do góry Przemienienia i pozostać tam na zawsze. Natomiast przez życie zawsze szliśmy razem z naszą wiarą i powątpiewaniem , szliśmy drogą naszego czasu i naszej przestrzeni przeznaczonej dla nas by dojść do dnia dzisiejszego . A dziś? Dziś za Twoją zasłoną cisza , coraz większa cisza , którą trudno znieść . Twój świat przestaje istnieć, zrobił się taki mały , a jednocześnie taki tajemniczy , jak małe i tajemnicze jest dziecko. Tam za progiem Twojego przeznaczenia jest Twój prawdziwy świat , do którego zdążasz bez żalu .

Teraz jednak trzeba już dać sobie prawo zapomnienia tego co było, a przyjąć to co jest . Wejść do świątyni i w zamkniętych oczach modlitwy zobaczyć wieczność , zobaczyć Króla w Jego piękności i źródło strumieni o szerokich brzegach . Wspaniała chwała przypadnie tym , którzy zawierzyli swoje życie swojemu Bogu i wytrwali do końca . Ci staną na Górze Pana, na Jego świętym miejscu . Takie jest pokolenie tych co Go szukają, szukają Twego oblicza Boże Jakuba.

Moja małżonka już swój bieg zakończyła , jej korony już nikt od niej nie odbierze . Ona jest już tam , w swoim świecie , chociaż ciałem jeszcze tutaj ze swoją bezradnością i zawsze spokojną twarzą , na której można zobaczyć przemijanie i jej umieranie oraz piękno jej życia .

Odczuwam w sobie to i to bez zakłamania , że odnoszę się do mojej żony z pewną dozą czci , czci dobrze rozumianej . Ponieważ nasza chrześcijańska świętość polega na dotrzymaniu wierności , żona jej dotrzymała . U niej już nic się zmienić nie może , ani w myślach, ani w uczynku. Może się zmienić i pewnie się zmieni na gorsze jej zdrowie psychiczne , co będzie utrudnieniem dla opiekujących się nią : córką Elżbietą i wnuczką Martą . Pewnie też i dla mnie nie zabraknie miejsca bym mógł dokończyć moją służbę z Ewangelią usługując dla tej świętej osoby , która jest jeszcze wśród nas . Niedawno córka powiedziała tak : Mama jest nam dana w takim stanie byśmy ją kochali i uczyli się kochać za wszystko, za tamte lata i za te też .

Moje świadectwo i moje rozważania kończę modlitwą : Każdego dnia potrzebuję Ciebie mój Boże , wyczekuję w Twojej świątyni z głębią mojego ducha i moją tęsknotą . Dopomóż Panie , by każdy mijający dzień był świadkiem aktu mojej miłości do Ciebie i wyrazem mojego świadectwa na ziemi . Zwracam się do Ciebie Władco Wszechświatów, dopomóż ludziom w ich bezradności i zagubieniu , przywołaj proszę kogoś niech obetrze ich łzy . Niech obetrze i moją twarz abym mógł zobaczyć Ciebie i zrozumieć sens swojego istnienia , bo przecież jeszcze jestem w drodze i jeszcze jest mój czas. Teraz w szczególny sposób Cię oto proszę Ojcze w Imieniu Jezusa mojego Pana .”

Czesław Budzyniak