Depresyjny gołąb cz.1

Poniższy tekst jest refleksją na temat Księgi Jonasza. Sugeruję przeczytanie tej liczącej tylko cztery rozdziały księgi przed lekturą tego tekstu. Księga opowiada o zbuntowanym proroku, który uciekał od Bożej woli. Niektórzy uważają, że jest to pesymistyczna księga. Być może taka opinia wynika z rysującego się depresyjnego charakteru proroka Jonasza, ujawniającego się w nim w czasie opisanych w tej księdze wydarzeń. Myślę jednak, że przesłanie tej księgi jest optymistyczne. Jest jeszcze jednym dowodem na to, że Słowo Boże skierowane do człowieka nie wraca do Niego puste i wykonuje swoją pracę.
(Iz 55:11): „Tak jest z moim słowem, które wychodzi z moich ust: Nie wraca do mnie puste, lecz wykonuje moją wolę i spełnia pomyślnie to, z czym je wysłałem.”

Pan Bóg zawsze zrealizuje swoje zamierzenia ku dobremu. Myślę, że do wszystkich powołanych z Bożej woli, w tym także do Jonasza, odnosi się to, co czytamy w Liście do Rzymian.
(Rzy 8:28): „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani.”

Jonasz był prorokiem Izraela, który jest wymieniony także w innym niż Księga Jonasza, fragmencie Starego Testamentu.
(2Krl 14:25): „Lecz przywrócił Izraelowi granice ciągnące się od wejścia do Chamat aż do Morza Stepowego, zgodnie ze słowem Pana, Boga izraelskiego, które wypowiedział przez swojego sługę Jonasza, syna Amittaja, proroka z Gat-Chefer.”

Jednym ze znaczeń hebrajskiego imienia Jonasz, jest „gołąb”. Można powiedzieć, że w tej księdze opisany jest pewien wycinek czasu życia i służby Jonasza. Tytuł tego artykułu „Depresyjny gołąb” oddaje charaktrystykę osoby i charakteru Jonasza. Pan Jezus Chrystus mówi o Jonaszu jako o proroku, który był znakiem dla ludzi z Niniwy, stolicy Asyrii. Potwierdzenie przez Chrystusa przesłania Księgi Jonasza kończy dyskusję nad jej wiarygodnością. Dla mnie Biblia, jako natchnione Boże Słowo jest w pełni wiarygodna. Gdyby nawet w tej historii z jakiś Bożych względów, to Jonasz miałby połknąć wielką rybę, to nie miałbym większego problemu z zaakceptowaniem, być może innego przesłania wynikającego z tej księgi. Pan Bóg daje nam łaskę do „przełknięcia” nieraz olbrzymich skutków naszego nieposłuszeństwa. Pytanie jest jednak takie: Czy przesłanie o znaku Jonasza było skierowane tylko do ludzi z Niniwy? Pan Jezus porównał swoje własne trzy dni i trzy noce spędzone w grobie w oczekiwaniu na manifestację mocy Zmartwychwstania do czasu spędzonego przez Jonasza we wnętrzu wielkiej ryby.
(Mat 12:40): „Albowiem jak Jonasz był w brzuchu wieloryba trzy dni i trzy noce, tak i Syn Człowieczy będzie w łonie ziemi trzy dni i trzy noce.”

(Łuk 11:29-32): „(…) Pokolenie to jest pokoleniem złym; znaku szuka, ale inny znak nie będzie mu dany, jak tylko znak Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla Niniwczyków, tak będzie i Syn Człowieczy dla tego pokolenia. Królowa z południa stanie na sądzie wraz z tym pokoleniem i spowoduje ich potępienie, gdyż przybyła z krańców ziemi, aby słuchać mądrości Salomona, a oto tutaj więcej niż Salomon. Mężowie z Niniwy staną na sądzie wraz z tym pokoleniem i spowodują jego potępienie, gdyż na skutek zwiastowania Jonasza pokutowali, a oto tutaj więcej niż Jonasz.”

Czym jest „znak Jonasza”? Chrystus mówi o znaku widocznym dla ludzi. To spędzenie określonego czasu, trzech dni i trzech nocy, czekając w odosobnieniu i czynnej ufności na wypełnienie się Bożej woli w widoczny sposób, może być tym znakiem. W przypadku mieszkańców Niniwy ten znak nie był im dany. Oni nie byli świadkami odosobnienia Jonasza, jego przemiany i powrotu do czynnego wypełniania Bożej woli. Mimo to upamiętali się na skutek jego zwiastowania. Żydzi otrzymali ten znak. Byli świadkami śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, mimo to w większości nie uwierzyli.
(Ps 78:22): „Że nie uwierzyli Bogu i nie zaufali zbawieniu jego.”

(Rzy 10:14): „Ale jak mają wzywać tego, w którego nie uwierzyli? A jak mają uwierzyć w tego, o którym nie słyszeli? A jak usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje?”

Dzisiaj wszyscy jesteśmy świadkami przez wiarę i Pan Jezus Chrystus kieruje do każdego z nas poniższe słowa.
(Jan 20:29): „(…) Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.”

Księga Jonasza ma dosyć wyraźny podział na cztery części. Jeśli miałbym zatytułować każdy z czterech rozdziałów, to nazwałbym je tak, jak poniżej.
1. „Nie będę posłuszny”.
2. „Będę posłuszny”.
3. „Już jestem posłuszny”.
4. „Żałuję, że byłem posłuszny”.

Ten podział jednocześnie opisuje pewien schemat testowania posłuszeństwa, którego efektem może być dalszy rozwój duchowy lub jego zatrzymanie, nawet objawiające się depresją. Czy taki schemat jest nam obcy w naszym życiu chrześcijańskim? No cóż, pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Miałem pewne doświadczenia, które przebiegały według tego schematu, ale nie jestem prorokiem. Jednym z przesłań tej księgi jest to, że wyznaczanie granic naszego posłuszeństwa Bogu, nawet wynikających z naszej wiedzy, może doprowadzić do kryzysu wiary, często wyglądającego na depresję. Księga Jonasza jest pełna prawd, które są aktualne dzisiaj w naszym życiu chrześcijańskim. Pan Bóg na pewno wiedział, że Jonasz od początku nie będzie Mu posłuszny. Jednak Jego wolą było wykorzystanie także nieposłuszeństwa Jonasza. Zasadniczym Bożym celem misji proroka było przestrzeżenie mieszkańców przed zburzeniem miasta Niniwy, stolicy Asyrii. Biblijna zasada, że Bóg nie ma względu na osobę, dotyczy także wyboru ewangelisty do wykonania Bożej misji. Bóg i tak użyje go, nawet w sytuacji wycofania, tak jak Jonasza na statku, przygotowując go przez to do właściwej misji ewangelizacyjnej w Niniwie. Księga Jonasza mówi o Bożym karceniu nieposłuszeństwa, ale przede wszystkim o kolejnych szansach, jakie daje Bóg po szczerym upamiętaniu i pokucie. Jest demonstracją Bożej miłości do nieposłusznego Jonasza, zagubionych marynarzy i zdemoralizowanych mieszkańców Niniwy.

Zastanawiające jest to, że Jonasz, jako prorok w czynnej służbie nie posłuchał Boga. Co mogło sprawić, że Jonasz uciekał od wykonania Bożej woli? Jednym z powodów mógł być strach. Jednak Pan Bóg mógł dać Jonaszowi wgląd w proroczą wizję korekty Izraela poprzez zbrojne ramię Asyryjczyków. Czy łatwo mu było podjąć się misji ratunkowej dla przyszłego najeźdźcy swojego kraju? Czy była to bojaźń Boża? Raczej nie. To był strach przed okazaniem całkowitego posłuszeństwa Bogu, który jest niestety oznaką pychy. Jonasz miał bardzo poważny problem, który zaprowadził go aż do zignorowania Słowa Bożego i okazania Mu nieposłuszeństwa. Może to być zaskakujące, ale dla Jonasza tym problemem mogła być zbytnio przetworzona przez niego znajomość Słowa Bożego. Zobaczymy to szerzej przy omawianiu drugiego rozdziału, gdzie modląc się, cytuje Psalmy. Jako prorok w służbie, zapewne znał przekaz proroctwa z Księgi Mojżeszowej.
(5Moj 28:32-52): „Twoi synowie i twoi córki będą wydane innemu ludowi, a twoje oczy codziennie będą ich wyglądać i tęsknić za nimi, ale ty będziesz bezsilny. Plon twojej ziemi i cały twój dorobek spożyje lud, którego nie znałeś, i będziesz tylko uciskany i ciemiężony po wszystkie dni. (…) Będziesz służył twoim nieprzyjaciołom, których Pan ześle na ciebie, w głodzie, w pragnieniu, w nagości i w niedostatku wszystkiego i włoży żelazne jarzmo na twój kark, aż cię wytępi. Sprowadzi Pan na ciebie naród z daleka, z krańca ziemi, jakby orlim lotem, naród, którego języka nie słyszałeś, naród o srogim obliczu, który nie okaże względu starcowi i nad pacholęciem się nie zlituje. Ten pożre pogłowie twego bydła i plon twojej ziemi, aż będziesz wytępiony, i nie pozostawi ci ani zboża, ani moszczu, ani oliwy, ani rozpłodu twojego bydła, ani przychówku twojej trzody, aż cię zniszczy. Będzie cię oblegał we wszystkich twoich miastach, aż padną twoje wysokie i warowne mury, w których pokładałeś ufność w całej twojej ziemi. Będzie cię oblegał we szystkich twoich miastach w całej ziemi, którą dał ci Pan, Bóg twój.”

To proroctwo częściowo się wypełniło, gdy Asyria podbiła Izrael rozpoczynając okres niewoli narodu wybranego. Jonasz mógł wiedzieć, że jego misja ewangelizacyjna do Niniwy może zachować wykonawcę kary dla Izraela. Jednak Boże Słowo zawsze się wypełnia. Asyria wypełniła rolę Bożego bicza, a Niniwa i tak została zdobyta i zrównana z ziemią przez Medów i Persów. Jonasz był jednak przede wszystkim Bożym narzędziem, więc skupmy się na Bożych przyczynach jego nieposłuszeństwa. Pan Bóg chciał w pierwszej kolejności wykorzystać jego nieposłuszeństwo, przywodząc do upamiętania ludzi, którzy byli z Jonaszem na statku. W drugiej kolejności potrzebował już jego posłuszeństwa do wykonania misji w Niniwie.

W dalszej części tego tekstu będziemy szczegółowo omawiać kolejne rozdziały Księgi Jonasza. Może to jest dobra okazja dla każdego z nas, żeby umieścić siebie w miejsce Jonasza i szukać odpowiedzi na kilka pytań. Na jakim etapie jesteśmy teraz? Czy jest to pierwszy etap „nie będę posłuszny”? Czy może drugi „będę posłuszny”? Dobrze, jeśli to jest trzeci etap „już jestem posłuszny”. A może przeżywamy aktualnie czwarty etap „żałuję, że byłem posłuszny”? Powiem szczerze, że widzę siebie obecnie na trzecim etapie. Ale wiem, że byłem wcześniej na pierwszym i drugim etapie. Nie chciałbym być obrażonym na Pana Boga Jonaszem z czwartego etapu, chociaż takie chwile już przeżywałem.

Przeczytajmy jeszcze raz uważnie fragment (Jon 1:1-2:1). Pan Bóg dał Jonaszowi jasne polecenia.
(Jon 1:2): „Wstań, idź do Niniwy, tego wielkiego miasta, i mów głośno przeciwko niej, gdyż jej nieprawość doszła do mnie.”

Jonasz wiedział dokładnie, czego Bóg od niego oczekuje. Boże polecenia były wyraźne: wstań, idź i mów. Miał mówić głośno przeciwko Niniwie. Czy nie przypomina nam to, jak Pan Jezus Chrystus mówił przeciwko niektórym miastom?
(Łuk 10:13): „Biada tobie, Chorazynie, biada tobie, Betsaido; bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się te cuda, które u was się stały, dawno by w worze i popiele siedząc, pokutowały.”

Zadaniem Jonasza było przestrzec mieszkańców Niniwy przed Bożym gniewem. Czy nie przypomina nam to historii o Sodomie i Gomorze?
(1Moj 18:20): „Potem rzekł Pan: Wielki rozlega się krzyk przeciwko Sodomie i Gomorze, że grzech ich jest bardzo ciężki.”

Czy mieszkańcy Niniwy byli dużo bardziej nieprawi, niż mieszkańcy współczesnych miast, miasteczek i wsi, którzy też potrzebują Jezusa? Jonasz nie poszedł do Niniwy, lecz wypłynął w morze. Nie poszedł na wschód, ale wypłynął z zamiarem udania się na zachód. To była zaplanowana ucieczka. Udał się do portu morskiego w Jafie. Wszedł na pokład statku, żeby popłynąć do Tarszyszu, prawdopodobnie miasta Tartessos, obecnie w Hiszpanii. Popełnił jednak wielki błąd. Podjął próbę ucieczki przed Bogiem. Nie wiedział jednak, że nie mógł uciec od Bożej obecności. Czy doświadczyliśmy w naszym życiu próby ucieczki od Bożej obecności? Nie uciekniemy dalej i nie schowamy się lepiej niż Jonasz. Mówi o tym bardzo wyraźnie Boże Słowo.
(Jer 23:24): „Czy zdoła się kto ukryć w kryjówkach, abym go Ja nie widział? – mówi Pan. Czy to nie Ja wypełniam niebo i ziemię? – mówi Pan.”

Wielu z nas dzisiaj myśli, że próba ucieczki przed Bogiem, to głupie rozwiązanie. Pewnie tak. Czy my jednak nie robimy podobnie? Czy nie zachowujemy się czasami tak, jakbyśmy myśleli, że Bóg nas nie widzi? Czy nie popełniamy błędów, których nie popełnilibyśmy w obecności innego wierzącego? Czy zachowujemy się tak, jakbyśmy myśleli, że Bóg nie widzi, co robimy? Czy czasem bardziej lub mniej świadomie „w tajemnicy przed Bogiem” nie robimy czegoś, co akurat mamy przekonanie, że powinniśmy zrobić? Czy nie udaje nam się wmówić sobie, że nie znajdujemy się w obecności wszechobecnego Boga? Jeżeli w odpowiedzi na powyższe pytania nie możemy zdecydowanie zaprzeczyć, to mamy duże szanse na powtórzenie błędu Jonasza w naszym życiu. Żeglarze na statku w obliczu zagrożenia uznali postępowanie Jonasza za nieracjonalne.
(Jon 1:10): „Wtedy ci mężowie bardzo się zlękli i dowiedziawszy się, że ucieka sprzed oblicza Pana, bo im to był powiedział, rzekli do niego: Dlaczego to uczyniłeś?”

Czy dzisiaj jest inaczej? Hipokryzja wierzącego człowieka, polegająca na ucieczce od Bożych zasad, wydaje się niewłaściwa nawet komuś, kto nie jest zbawiony. Ludzie oceniają nas według wyższych standardów, niż samych siebie. To raczej normalne zachowanie. Czy my czasem nie postępujemy podobnie w stosunku do innych, w tym wierzących? Niezaprzeczalnym faktem jest to, że Jonasz próbował uciec przed Bogiem. Taka strategia nigdy nie działa. Ja mniej lub bardziej świadomie uciekałem przed Bogiem ponad 25 lat. Może nie było w moim życiu fizycznego morza i wielkiej ryby, ale były w zastępstwie duże doświadczenia. Po tym jak zaufałem Panu Bogu i pokutowałem, nastąpiło wybawienie.

Po czynnym wypowiedzeniu posłuszeństwa Bogu, następuje etap karcenia Jonasza w celu sprowadzenia go na drogę posłuszeństwa. Najpierw Bóg zesłał na morze wielki sztorm. Statek, którym podróżował Jonasz, to nie był współczesny transatlantyk pasażerski, więc musiało to być przerażające doświadczenie. Załogę na statku stanowili zapewne doświadczeni żeglarze. Oni też się bali. Wyrzucili za burtę cały osprzęt, aby statek stał się lżejszy. Zrobili wszystko, co było w ich mocy, aby uratować siebie i statek. Modlili się też do swoich bogów. Sztorm stawał się jednak coraz większy. Wszyscy walczyli o życie, za wyjątkiem Jonasza. Co robił Boży prorok, ewangelista? Czy klęczał i modlił się? Czy pokutował i wyznawał swój grzech?
(Jon 1:5): „(…) Jonasz zaś zszedł na sam dół okrętu i zasnął twardym snem.”

Zachowanie bez sensu? A może pełnia wiary w Bożą opatrzność? Czy nie jest tak, że tchórzostwo kogoś innego wygląda głupiej niż nasze własne? Czy ucieczka od problemu nigdy nie była naszą reakcją na nagłe doświadczenia? Czy pamiętamy jak zareagował mąż Boży, Eliasz w obliczu wielkiej presji?
(1Krl 19:4-5): „Sam zaś poszedł na pustynię o jeden dzień drogi, a doszedłszy tam, usiadł pod krzakiem jałowca i życzył sobie śmierci, mówiąc: Dosyć już, Panie, weź życie moje, gdyż nie jestem lepszy niż moi ojcowie. Potem położył się i zasnął pod krzakiem jałowca. (…)”

W moim życiu bywało podobnie. Uciekałem od poważnych problemów. Jak dochodziło do burzy, to odchodziłem w ustronne miejsce, by przespać moją osobistą nawałnicę. Bardzo dobrze jeśli odchodzimy do komory, by walczyć w modlitwie. Jonasz tego nie zrobił. Kapitan statku obudził Jonasza i zapytał, dlaczego się nie modli do swojego Boga. Jonasz był bierny, nie odpowiedział lub może zasłonił się jakąś wymówką. Może czuł się tak, jak Eliasz? Żeglarze postanowili, że rzucą losy, aby stwierdzić, kto jest powodem tej nawałnicy. Nie sądzę, że żeglarze znali, ale Jonasz mógł znać werset z Ksiegi Przysłów.
(Prz 16:33): „Losem potrząsa się w zanadrzu, lecz jego rozstrzygniecie zależy od Pana.”

Dlatego szybko zaakceptował wynik. Los padł na Jonasza i żeglarze zażądali od niego wyjaśnień. Wreszcie Jonasz się ujawnił i złożył wyznanie wiary w Boga.
(Jon 1:9): „(…) Jestem Hebrajczykiem, czczę Pana, Boga niebios, który stworzył morze i ląd.”

Jego wyznanie zrobiło na nich wrażenie. Powiedział im jednak, że próbuje uciec od Bożej woli. Żeglarze nie rozumieli tego. Czy my to możemy zrozumieć? Czy musimy czekać na burzę, żeby się ujawnić w naszym otoczeniu? Czy nie brzmi nam znajomo to, co zrobił Jonasz? Zignorował Boże Słowo. Nie był posłuszny Bogu. Nie pokutował i nie modlił się. Nie mówił innym ludziom pełnej prawdy o sobie i nie składał świadectwa o Bogu. Łatwo jest powiedzieć, co powinien zrobić Jonasz. Powinien pokutować za swój grzech i wyznać go Bogu. Powinien znaleźć najkrótszą drogę do Niniwy. Co zrobił Jonasz? Powiedział żeglarzom, aby go wyrzucili za burtę. Chciał umrzeć i w jego mniemaniu mieć tę beznadziejną sytuację za sobą. Może jednak to wyznanie uwolniło w nim ponadnaturalne zaufanie w Boży ratunek? Widać jednak, że to był raczej kolejny etap ucieczki Jonasza. Nie czytamy w tym fragmencie, że próbował poprosić Boga o wybawienie z tej sytuacji.

Czy w trudnych sytuacjach nie przychodzą nam podobne myśli? Nasza podróż, czyli realizacja osobistej Bożej woli, zaplanowanej dla każdego z nas, powinna trwać tyle czasu, ile przeznaczył na to Pan Bóg. Droga do zbawienia jest prosta, czyli z definicji najkrótsza. Więc wszelkie próby skracania tej drogi, to nic innego jak jej wydłużanie. A wszelkie próby ucieczki, czyli świadomego wydłużania, powodują Bożą ingerencję, tak jak to było w przypadku Jonasza. Zastanawiające jest to, dlaczego Jonasz sam wystąpił z propozycją wyrzucenia go „za burtę wydarzeń”. Raczej jego myślenie szło w kierunku tego, że popełnienie kolejnego grzechu spowoduje zmniejszenie skutków poprzednich grzechów. Czy nie zdarzyło nam się zrobić podobnie, ukrywać jeden grzech pod płaszczykiem drugiego grzechu, a może potem kolejnych? Raczej na tym właśnie polegał błąd Jonasza i każdego, kto nie uczy się na cudzych błędach. Wyznanie i pokuta są zawsze właściwą drogą reakcji na grzech.
(1Jan 1:9): „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości.”

Kolejny grzech nigdy nie usunie skutków spowodowanych przez inne grzechy. Na początku może nam się wydawać, że poddanie się i zgoda na usunięcie siebie z nurtu wydarzeń przykryje nasze poprzednie błędy. Jednak bez poddania się Bogu, odczujemy skumulowane skutki wszystkich kolejnych grzechów. Wtedy jest to tylko kwestią czasu, kiedy Bóg przyśle do nas „wielką rybę”, we wnętrzu której będziemy mieli szansę na odnowienie relacji z Bogiem i powrotu do pełnego posłuszeństwa.

Załoga statku zrobiła wszystko, co było w ludzkich możliwościach, aby uratować siebie, Jonasza i statek. Sztorm jednak przybierał na sile, co było dla ludzi znakiem, że ich fałszywi bogowie zawiedli. Kiedy nie pozostało im już żadne inne wyjście, zaczęli się modlić do prawdziwego Boga, o którym powiedział im także nie mający innego wyjścia Jonasz. Realizowało się to, co tak jasno dla nas sformułował apostoł Paweł.
(Rzy 10:12-15): „Nie masz bowiem różnicy między Żydem a Grekiem, gdyż jeden jest Pan wszystkich, bogaty dla wszystkich, którzy go wzywają. Każdy bowiem, kto wzywa imienia Pańskiego, zbawiony będzie. Ale jak mają wzywać tego, w którego nie uwierzyli? A jak mają uwierzyć w tego, o którym nie słyszeli? A jak usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje? A jak mają zwiastować, jeżeli nie zostali posłani? Jak napisano: O jak piękne są nogi tych, którzy zwiastują dobre nowiny!”

Żeglarze wzywali tego Boga, którego nie zwiastował im ewangelista Jonasz. Po czym wyrzucili Jonasza za burtę statku, nie wiedząc, że ten sam Bóg wyznaczył wielką rybę, jako wybawienie dla Jonasza.

Spójrzmy teraz na opisywaną sytuację z perspektywy załogi statku. Przyjęli na pokład pasażera, o którym nie wiedzieli, że jest nieposłusznym prorokiem nieznanego im Boga. Wykonywali swoje obowiązki zawodowe i oczekiwali, że statek przewiezie ludzi i ładunek do Tarszyszu. Nie mieli pojęcia, że staną się ofiarami skutków grzechu Jonasza. Pomimo ryzyka zawodowego, nie przypuszczali, że będą tak blisko śmierci. Nie wiedzieli, że podczas sztormu zawiodą ich fałszywi bogowie i poznają jedynego prawdziwego Boga. Nie było im dane wiedzieć, że doświadczą wybawienia. Po tym, jak wyrzucili Jonasza za burtę statku, sztorm skończył się w nagły i cudowny sposób. Przeanalizujmy ich reakcje w tych trudnych okolicznościach.
(Jon 1:14-16): „Wtedy wzywali Pana, mówiąc: O Panie! Nie dopuść, abyśmy zginęli z powodu tego człowieka, i nie obarczaj nas winą przelania krwi niewinnej, bo Ty, o Panie, czynisz, co chcesz. Wzięli więc Jonasza i wrzucili do morza; wtedy morze przestało się burzyć. A ci mężowie bardzo się zlękli Pana; złożyli więc Panu ofiarę i uczynili śluby.”

Czy na podstawie powyższego fragmentu można wywnioskować, że żeglarze nawrócili się do prawdziwego Boga? Myślę, że tak! Dlaczego? Wzywali imienia Pana i ich wołanie było szczere i bezwarunkowe. Nie próbowali w czasie nawałnicy negocjować z Bogiem jakiegoś porozumienia tylko po to, by się uratować. Ich pokuta nastąpiła już po cudownym zakończeniu burzy na morzu, czyli była dobrowolna i szczera z wdzięczności za wybawienie. Doświadczyli cudu i trwali w bojaźni Bożej. Pan Bóg użył nieposłusznego proroka, aby przyprowadzić żeglarzy do nawrócenia. Jest to także lekcją dla nas, że powodzenie misji nie jest potwierdzeniem naszego obdarowania, czy doboru właściwych metod i programów ewangelizacyjnych. Bóg i tak wypełni swoją wolę, nawet wbrew naszym planom. Żeglarze upamiętali się i stali się wyznawcami prawdziwego Boga. Z ludzkiego punktu widzenia te doświadczenia, to była ich porażka. Stracili pasażera i wyposażenie statku. Jednak to była najważniejsza podróż w ich życiu. Podobnie jak w świadectwie mojego nawrócenia, które możesz znaleźć klikając tutaj, tak samo i dla nich, w nawałnicy wydarzeń było prawdziwe wybawienie.

Wróćmy jeszcze do Jonasza. Musiał słyszeć wołanie i modlitwy żeglarzy do Boga, którego im nie zwiastował. Znam świadectwa ludzi, którzy byli wieloletnimi pracownikami w jednym zakładzie pracy lub sąsiadami na jednym piętrze w bloku mieszkalnym i nie mając ze sobą relacji, pewnego dnia spotykali się w zborze, jako wierzący. No cóż, Pan Bóg działa kiedy chce i jak chce. Może jednak Bóg chciał wcześniejszej relacji miedzy nimi?

W dramatycznym dla wszystkich momencie wyrzucenia proroka za burtę statku, ani żeglarze, ani Jonasz nie wiedzieli, że wielka ryba jest znakiem wybawienia dla nich wszystkich. Jonasz raczej nie wiedział, że ryba, która go połknęła okaże się jego wybawieniem. Żeglarze mieli nadzieję, ale nie mieli świadomości, że izolacja Jonasza jest początkiem ich wybawienia. Czy w naszym życiu chrześcijańskim doświadczyliśmy tego, że od początku zakładamy, iż to co przysyła nam Bóg, nie może być naszym wybawieniem? Często, coś co jest niezgodne z naszymi oczekiwaniami, jest właśnie Bożym wybawieniem dla nas. Jednak z drugiej strony, coś co wygląda w naszych oczach na wybawienie, może się okazać jego podróbką. Bez osobistej relacji z Panem Jezusem Chrystusem możemy nie rozpoznać prawdziwego Bożego wybawienia.

Lekcją dla nas jest także to, żebyśmy nie zakładali z góry, że jesteśmy dla Boga niezbędnym narzędziem. Reakcja Jonasza wbrew pozorom mogła być egocentryczna. Mógł mieć myślenie skoncentrowane na sobie: „Jak ja ucieknę, to Bóg nie oszczędzi moich wrogów”. Pan Bóg zawsze zrealizuje swoje zamierzenia ku dobremu. Bóg chce, żebyśmy byli dla niego użyteczni i zrobi wszystko byśmy realizowali Jego wolę.

Uważam, że w pierwszym rozdziale, który szczegółowo analizowaliśmy, jak i w całym przesłaniu Księgi Jonasza jest dużo optymizmu. To jest jeszcze jeden dowód na to, że Słowo Boże skierowane do człowieka nie wraca do Niego puste. Wykonuje swoją pracę, np. lecząc z nieposłuszeństwa, czy powodując nawrócenia wśród uczestników wydarzeń. Pan Bóg ma wspaniałe rzeczy dla nas. Tylko czy my chcemy je od Niego przyjąć? Czy chcemy być użyteczni w realizacji Jego woli bez wyznaczania naszych granic posłuszeństwa? Także o tym mówi poniższy fragment Bożego Słowa.
(1Jan 2:17): „I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki.”

Dalszy ciąg tego artykułu znajdziesz w drugiej części, którą możesz przeczytać tutaj.

Bogdan Podlecki