Bardzo chętnie bym skorzystał z materiałów do ewangelizacji, tutaj na wiosce jest naprawdę wiele wspaniałych ludzi, którzy potrzebują CHRYSTUSA.
Mam na imię Darek mam 48lat i jestem wdzięczny Bogu, że mnie odnalazł w więzieniu, dokładnie w Wołowie. Moje dzieciństwo było różne, już jako nastolatek miałem problemy z wymiarem sprawiedliwości, piłem alkochol wąchałem środki odużajace. Jednym słowem byłem przeciwieństwem mojego starszego brata, który choć nie był kujonem uczył się bardzo dobrze i zawsze chciał mi pomagać.
W wieku 12 lat po raz pierwszy miałem sprawę w sądzie dla nieletnich, gdzie za liczne włamania został mi przydzielony kurator. Moi rodzice zawsze mi mówili, że jeżeli się nie uspokoję to skończe w wiezieniu.Po rozmowie z moimi rodzicami postanowiłem się zmienić. Chciałem udowodnić moim rodzicom i wszystkim ludziom, że Darek potrafi się zmienić. Aby nie robić rodzicom przykrości postanowiłem chodzić do kościoła, [nawet na religie]. O dziwo moje życie zaczeło się zmieniać, pomimo młodzieńczych wybryków ukończyłem szkołe podstawowom i poszedłem do zawodówki.
Nawet nieźle mi szło, mój brat i moi rodzice zaczęli wierzyć, że coś ze mnie będzie. Jako 18-to latek zacząłem uprawiać sztuki walk wschodnich, a mianowicie karate kiokuszynkaj. Nie robiłem tego z zamiłowaniem, [choć z czasem to polubilem] ale chciałem inny udowodnić, że Darek coś znaczy i jeszcze będzie kimś. Mażyła mi się kariera sportowca, co po niedługim czasie udało mi się osiągnąć, a nawet więcej, trafiłem do reprezentacji Legnicy, gdzie wróżono mi dobrą karierę sportowca.
Rok1990 był dla mnie tragiczny w skutkach ponieważ wróciły do mojego życia rzeczy, które robiłem w dzieciństwie. Zacząłem kraść, napadać i bić ludzi. Powoli stawałem się człowiekiem niebezpiecznym dla otoczenia. W wieku 26 lat po raz pierwszy trafiłem do zakladu karnego na 3 lata i 6miesięcy. Początki były trudne, ale po niedługim czasie zaklimatyzowałem się i przystąpiłem do grupy nieformalnej tak zwanej; ludzie grypsujacy. Była to elita ludzi, która w jakimś stopniu rządziła wśród skazanych. Kiedy coraz bliżej przyglądałem się tej formacji, [w jaki sposób traktują ludzi] chciałem zrezygnować, lecz bałem się konsekwencji tej decyzji. W najlepszym przypadku mogłem zostać pobity, a nawet dochodziło do czynów lubieżnych.
Początki mojego odbywania wyroku były obiecujące. Dostałem się do pracy, po roku odbywania kary poszedłem na 24 godzinną przepustkę, z której wróciłem. W1992roku na święta wielkanocne dostałem kolejną przepustkę, [tym razem 5 dni]. Wychowawca obiecał mi, że kiedy wrócę to mam duże szanse, aby dostać przedterminowe, warunkowe zwolnienie. Niestety stało sie inaczej, nie doszedłem do domu, poszedłem z kolegą na kieliszek wódki, a następnie na włamanie, gdzie zostałem złapany na gorącym uczynku. Odwieziony do zakładu karnego z dodatkowym wyrokiem 2 lat, w sumie miałem do odsiedzenia już 5 lat i 6 miesięcy.
To był okres w moim życiu, gdzie postawiłem swoje życie na jedną kartę. Zacząłem tępić ludzi niegrypsujących, zacząłem pić wszystko co można było, [łącznie z denaturatem, perfumy itp. rzeczy]. Stałem się bardzo agresywnym człowiekiem, robiłem sobie różnego rodzaju samouszkodzenia ciała, aby tylko wyjść wcześniej z zakładu karnego. Do tego doszły dwie próby ucieczki, [udaremnione] za które dostałem rok pozbawienia wolności. Zanim stałem się szczęśliwym człowiekiem, za swoje wybryki w zakładach karnych dostałem dodatkowe 4 lata, [łącznie miałem odsiedzieć 10 lat i 6 miesięcy].
Moi kochani czytelnicy, w moim sercu zrodziło się wówczas tylko jedno pragnienie; wyjsć na wolność, trafić do mafi i stać się gangsterem. Byłem przesiąknięty nienawiścią, agresją, miałem żal do wszystkich, łącznie do moich rodziców, którzy zjeździli za mną pół Polski. Zawsze mówili mi jedno; my wierzymy, że przyjdzie taki dzień, że będziesz innym człowiekiem. Oni jedni nie stracili nadzieii.
W1994 roku trafiłem do zakładu karnego w Wołowie i tam z moim kolegą postanowiłem pójść do szkoły średniej. Nie dlatego, że lubiałem się uczyć, ale na oddziale szkolnym łagodniej odbywało się karę. Tam po raz pierwszy spotkałem człowieka o imieniu Heniu, który zaczął mi mówić o Bogu; o Jego miłości, że Chrystus nie umarł nadaremnie, że zrobił to z miłości do nas, po prostu jeżeli Mu zaufam, on pomoże mi zmienić życie. Na tamten czas słuchałem Henia z grzeczności, a z drugiej strony miałem dobrego kompana do ćwiczeń na siłowni. Po niedługim czasie Heniu poszedł na inny oddział, a ja szybko zapomniałem o tym co mi mówił. Zacząłem się koncentrować na ćwiczeniach, lecz niedługo, również i mnie przerzucają, [i odziwo trafiam pod cele, gdzie mieszkał Heniu]. Nie pozwolił mi zapomnieć o Bogu do tego stopnia, że pewnego dnia powiedziałem mu, że jeżeli nie przestanie to go zabiję.
Heniu dał mi Nowy Testament i grzecznie się wycofał. Zawsze kiedy kładłem się spać, czytałem sobie po pare rozdziałów, aż doszedłem do Ewangelii Jana3;16. Było to 4-go stycznia 1996 roku, w dzień moich urodzin. Wtedy po raz pierwszy szczerze pomodliłem się do Boga i powierzyłem Jemu swoje życie. Był to przełomowy dzień w moim życiu, choć nic spektakularnego się nie stało. Poczułem lekkość w swoim sercu. Wtedy powiedziałem Bogu takie słowa; Boże, ja pójdę za Tobą pod warunkiem, że ty mi pomożesz zostać chrześcijaninem, który na codzień będzie Tobą żył. Pragne tu kiedyś wrócić i opowiadać innym o TWOJEJ MIŁOŚCI.
Po niedługim czasie, kolega zaprosił mnie na spotkanie kościoła zielonoświątkowego, były to Święta Bożego Narodzenia. Idac na to spotkanie z jednej strony się cieszyłem, a z drugiej biłem się z myślami, czy to właściwe miejsce. Kiedy zaczęło się spotkanie i zobaczyłem ludzi, którzy się modlą na głos, jedni się śmieją drudzy płaczą, inni tańczą, przypomniały mi się rzeczy, o których czytałem w Biblii. O BOŻEJ MIŁOŚCI, O JEGO DOBROCI. Było to dla mnie niesamowite przeżycie, a zarazem przyszło przekonanie, że jest to właściwe miejsce dla mnie.
Następne pragnienie jakie zrodziło się w moim sercu, [a zarazem stało się moją modlitwą] to Boże pomóż mi być wolnym od grypsowania, ja sam z siebie nie potrafię. I Bóg mi pomógł. Nic mi się nie stało, to było niesamowite dla mnie i jeszcze bardziej mnie umacniało w wierze. W 1997 roku, 22listopada staje na warunkowe zwolnienie, [na 3 lata i 6 miesiecy] i dostaję. Było to niesamowite Boże działanie. Administracja więzienna mnie nie popierała, sędzia, który był na tej wokandzie w środowisku więźniów uważany był za najgorszego, ale Bóg jest wiekszy.
Wyszedłem na wolność. Przyjechał po mnie tata, który poszedł za tydzień po moim wyjściu na nabożeństwo i oddał życie Bogu. Było to cudowne przeżycie w rodzimym mieście w Legnicy. Obecnie razem z moją kochaną żonką i dwójką dzieci, mieszkamy od roku na wsi w Gierałtowie, [koło Lubania] gdzie jesteśmy członkami zboru FILADELFIA. Razem służymy Bogu, a ja razem z pastorem jeździmy do wiezienia, głównie do Zaręby i opowiadamy innym o BOŻEJ DOBROCI. To moja historia jak stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Darek