Gosia z rodzinką, z Wrocławia

Mieszkamy na przedmieściu Wrocławia. Mamy wspaniały zbór i dużo kochanej młodzieży,która sercem i czynem służy Bogu! Robimy ewangelizacje zapraszając innych ludzi i głosząc Słowo Boże!

Mam czwórkę dzieci – wszystkie stoją mocno przy Panu i za to każdego dnia Mu dziekuję…. Chcemy jeszcze aktywniej swój czas poświęcić Bogu i służbie dla Niego. Dlatego Adam polecił nam kontakt z tobą, prosząc abyśmy podali swój adres w celu otrzymywania materiałów pomocnych w tej służbie. Będziemy wdzięczni za pomoc.

Wyjeżdżamy też często, [prywatnie] na Ukrainę do braci i sióstr, aby ich wspierać, a od nich brać posilenie i wspólnie modlimy się do Boga…

Niech Pan błogosławi nadal mocno Twoją słuzbę, pozdrawiamy serdecznie w imieniu Jezusa Chrystusa…

Gosia z rodzinką z Wrocławia…

Świadectwo Gosi

Jak Bóg chronił dziecko,…które kiedyś miało Go poznać?

„Ty jesteś ochroną moją, strzeżesz mnie od ucisku, Otaczasz mnie radością wybawienia.” (Ps. 32,7)

Miałam pięć lat, a pamiętam to do dziś…
Po prostu od tego dnia wiem, że sam Bóg mnie ochraniał i strzegł.

Cała moja rodzina to katolicy, zaangażowani w służbę Kościoła. Mieszkaliśmy w domu rodzinnym mojego taty wspólnie z dziadkiem i babcią. W tamtych czasach żyliśmy przeciętnie jak większość polskich rodzin,rodzice pracowali w zakładach, bracia chodzili do szkoły ja zostawałam z babcią i dziadkiem w domu.

Pewnego dnia bawiłam się z dwoma dziewczynkami z sąsiedztwa, było to zimą i poszłyśmy do ich ogrodu, gdzie mieli mały staw. Wtedy był zamarznięty i mogłyśmy się fajnie ślizgać. Zabawa była świetna, one miały mnie pilnować, bo były starsze ode mnie, ale wiadomo jak to w życiu bywa, było wesoło i nikt z nas nie pomyślał, że na stawie są zrobione przeręble. Właśnie w jedną z nich wpadłam. Nawet nie zdążyłam krzyknąć – nagle znalazłam się pod wodą i lodem…

Kiedy dziewczyny zorientowały się, że mnie nie ma, to zobaczyły w ostatniej chwili moje warkocze, jak pływały po wodzie. Złapały za włosy i wołały o pomoc. Akurat przejeżdżał drogą obok mój kuzyn na rowerze i usłyszał krzyki. Zareagował szybko i mnie wyciągnął.

Zaniósł mnie do swojego domu i zawołali moją mamę. Byłam bardzo wyziębiona i wystraszona. Napiłam się dużo wody. Wszyscy ratowali mnie tak, jak umieli.

Dziś wiem, że to dzięki Bogu zdążyli mnie wyciągnąć, że żyję, a wtedy nie byłam nawet chora… Mama cieszyła się, że córka żyje, i że właśnie w tym czasie przejeżdżał tamtędy mój kuzyn… Ona jeszcze wtedy nie wiedziała, że Bóg jest taki realny w życiu ludzi…

Po roku zamieszkaliśmy już w swoim domu w następnej miejscowości. Naszymi najbliższymi sąsiadami byli ludzie, którzy mocno i głęboko wierzyli w żywego Boga i opowiadali o Nim mojej mamie.

Po jakimś czasie mama przyjęła Jezusa do swojego życia i serca, w tamtych latach nie była to łatwa decyzja, musiała się liczyć z odrzuceniem przez najbliższych, znajomych i Kościół. Była często bita i wyśmiewana, głównie znęcał się nad nią mąż.

Nastał taki dzień, kiedy w naszym domu opowiadała o Bogu pewnej kobiecie, a ja w tym czasie bawiłam się z innymi dziećmi na dworze. Bawiliśmy się w berka i ja wybiegłam wprost na samochód jadący prawidłowo ulicą. Przeleciałam po masce na drugą stronę i upadłam do rowu.

Kierowca był w szoku – myślał, że zabił dziecko, wszyscy wybiegli z auta, inni z domów, a ja… po chwili wstałam i powiedziałam: Nic mi nie jest i nic mnie nie boli, chcę iść do mamy!

Po chwili obserwacji stwierdzili, że mi naprawdę nic się nie stało i wróciłam do domu. Weszłam cicho i poszłam do pokoju, do łóżka, a mama nadal siedziała i rozmawiała z tą kobietą.

Dopiero jak przyszedł mój starszy o trzynaście lat brat, wszystko opowiedział mamie, a ona zaraz, jak to matka, pooglądała mnie całą i pozostało jej tylko podziękować Bogu za cudowne ocalenie jedynej córki.

Tylko Bóg wiedział, że ja za kilka lat przyjmę Go do swego serca i życia i pójdę za nim gdziekolwiek On mnie poprowadzi…

Wierzę, że od niemowlęctwa Bóg ochrania tych, których wybrał i przeznaczył do zbawienia. Takich przykładów w moim życiu jest bardzo wiele.

Teraz po przeszło trzydziestu latach życia z Bogiem, kiedy sama mam czwórkę dzieci, widzę Boże działanie w ich życiu od urodzenia.

Pierwszy syn po ciężkim kleszczowym porodzie, miał bardzo małe szanse na przeżycie (3 punkty w skali Agpar), lekarze nie dawali mi nadziei. Mówili, że jeśli przeżyje, będzie bardzo chory, albo całe życie spędzi na wózku, że nie będzie mi łatwo!

Jednak mój Bóg miał inny plan dla mojego dziecka. Dawid skończył 24 lata jest zupełnie zdrowy, uczył się, teraz pracuje. Jednak dla mnie jest najważniejsze, że całym sercem kocha Boga i za nim idzie… ale jak do tego doszło opisał on sam w swoim świadectwie

Wierzę, że dla wielu osób w tym świecie Bóg ma cudowny plan, tylko musimy Mu zaufać, oddajmy Mu w modlitwie naszych najbliższych i czekajmy na Boże działanie w miłości i nadziei…

Gosia

Zapraszam na świadectwo Dawida

Tonąłem, lecz Bóg mnie uratował!

Lecz czy tonący nie wyciąga ręki i w swym nieszczęściu nie woła o pomoc?? Job.30.24

Urodziłem się w rodzinie wierzącej w Boga, jako pierwsze dziecko. Od najmłodszych lat słyszałem Słowo Boże, mama często czytała mi o Jezusie, a ja wtedy płakałem, bo Bóg dotykał mojego serca. Chodząc na nabożeństwa odczuwałem miłość Bożą i w wieku 11 lat zostałem napełniony Duchem Świętym.

Przyszedł jednak czas, że zapomniałem o Bogu…

Pewnego dnia kolega przyniósł mi płytę, na której młodzi ludzie grali w kosza, leciała fajna muzyka, oni tam jeździli super autami, opowiadali ile zarabiają pieniędzy na meczach. Bardzo mi się to podobało i zapragnąłem, by być takim, jak oni wszyscy. Zająłem się sportem, wstąpiłem do klubu, bardzo dużo trenowałem i byłem w tym coraz lepszy. Tak moje życie poszło w tamtym kierunku. Bardzo dużo czasu spędzałem na boisku, przestałem się uczyć, po prostu cały czas grałem. Wszyscy wokół mnie chwalili i podziwiali. I wiecie co? Sama gra w kosza to jeszcze nie jest nic złego, ale żeby być w tym klubie i z tymi ludźmi, to ja musiałem robić to, co oni robią, żeby być przez nich lubianym i szanowanym. Słuchałem takiej muzyki jakiej słuchali oni, ubierałem się tak jak i oni się ubierali. Zmieniłem cały swój styl życia i poświęciłem się grze.

Zapomniałem o Bogu, zapomniałem o nabożeństwach o tym co tam czułem i przeżywałem. Jeszcze chodziłem do zboru, ale nie potrafiłem się modlić tak jak wcześniej, tylko siedziałem, a myśli były gdzie indziej. Moja mama cierpiała przeze mnie, często płakała widząc mój stan. Mówiła mi: Dawid, dokąd Ty zmierzasz? To nie ta droga, synu mój, co się z tobą dzieje? Przypomnij sobie jak Duch Święty cię napełnił, gdy byłeś mały, jak bardzo wtedy byłeś szczęśliwy, jak chciałeś Bogu służyć… Słowa mamy wtedy nie docierały do mnie. Świat mnie pociągał, chciałem być bogaty i rozpoznawalny przez innych, po prostu pragnąłem sławy! Coraz dalej odchodziłem od Boga, tak mnie to wszystko wciągnęło i nie potrafiłem z tego wyjść… Jednak jeszcze kiedyś pojechałem do innego zboru i tam przez proroka Bóg przemówił do mnie: Synu mój nawróć się do Mnie, zostaw tą drogę i grzech. Bo jeśli nie zostawisz – to Ja dotknę się Twojego życia! Kilka miesięcy wcześniej w moim zborze też było do mnie słowo prorockie, abym ze świata brał tylko to, co jest potrzebne do życia, więcej nic! Więc nie usłyszałem tego po raz pierwszy.

W Biblii w księdze Joba w 33 rozdziale i 14 wierszu napisane jest tak: Wszak Bóg przemawia raz i drugi, lecz na to się nie zważa! I ja na to chyba nie zważałem… W chwili, kiedy Bóg przemawiał do mnie, moje serce tak mocno zadrżało, zrozumiałem jedno… Bóg do mnie mówi, żebym nawrócił się do Niego. Płakałem, ale kiedy wyszedłem z zebrania, mimo tego, że chciałem lepiej żyć, znów byli koledzy, znowu pojechałem na trening i po raz kolejny zapomniałem co Bóg mówił i co dla mnie zrobił… Odchodziłem od Boga wciąż dalej i dalej…

Były wakacje pojechaliśmy jak co roku nad morze, mamy tam mały domek. Przyjeżdża też dużo znajomych, wierzących ludzi, mama bardzo lubi zapraszać gości. Mieliśmy dużo wolnego czasu, ale ja wolałem spędzać go w towarzystwie młodych ludzi ze świata, tak po świecku, tak pusto i źle. Ja już inaczej nie potrafiłem. Chodziłem wieczorami na dyskoteki, wracałem nocą. Po którymś z kolei nocnym powrocie do domu, mama jak zawsze czekała na mnie, nigdy nie kładła się spać, jak mnie nie było. Dziś wiem, że modliła się o mnie, płakała i przed Bogiem wylewała swoją duszę.

Stanęła przede mną i tak bardzo płakała – ja patrzyłem na nią i ona zaczęła do mnie mówić: czy ty naprawdę nie widzisz, co się z tobą dzieje? Czy nie widzisz, że giniesz? Dziecko, przecież znasz Słowo Boże, znasz Jezusa, a teraz przychodzisz nocami! Synu wróć do Żywego Boga!

Głośno wtedy krzyczałem i wypowiadałem słowa, których teraz mocno żałuję. Mówiłem: Mamo ja jestem jeszcze młodym człowiekiem, ja jeszcze zdążę się nawrócić, daj mi spokój… i poszedłem spać.

Następnego dnia mama poprosiła abym poszedł z nimi nad morze na spacer, bo mało z nimi przebywam. Mam młodsze rodzeństwo: dwie siostry i brata, z którymi byłem i jestem bardzo zżyty i tak mi się ich żal zrobiło, bo czekali co odpowiem, więc odpowiedziałem: dobrze pójdę z wami! Ale byłem zły na siebie, na mamę i na całą tą sytuację. Ja mam taki charakter, że chciałem coś w sobie zmienić, jednak sam nie potrafiłem tego uczynić…

Przyszliśmy nad morze na plażę nie strzeżoną przez ratowników. W tym dniu były duże fale i była wywieszona flaga „zakaz kąpieli ”, ale byliśmy za daleko, żeby to widzieć. Te fale wyglądały z daleka bardzo ładnie i pomyślałem sobie: pójdę w morze poskakać sobie po tych falach, popływam trochę… I popłynąłem. W morze płynęło się bardzo łatwo, ale kiedy odwróciłem głowę – zobaczyłem, że plaża jest bardzo daleko, a wokół mnie woda i fale, zacząłem wracać, niestety powrót nie był łatwy. Potem dowiedziałem się, że po nocnym sztormie były głębokie doły i mocne prądy wsteczne, które wciągają w morze – dlatego był całkowity zakaz kąpieli. Kiedy te fale wybijały mnie do góry w oddali widziałem brzeg, jednak bardzo daleko, a po chwili fala wciągała mnie w dół, nie potrafiłem z tego wyjść. Tak jak nie potrafiłem wyjść z tego świata, tak jak chciałem być lepszym człowiekiem i nie potrafiłem. Wtedy ciągnął mnie świat i jego blask, a teraz wciągały mnie fale i morze. Nie mogłem sam z tego wyjść! Zrozumiałem, że kończy się moje życie. Co będzie ze mną biednym człowiekiem? Przecież nie jestem pojednany z Bogiem, przecież pokłóciłem się z mamą, mój charakter nie jest zmieniony! Co będzie, gdy stanę przed żywym Bogiem??? Śmierć i potępienie!

Ostatkiem sił, kiedy wiedziałem, że już przychodzi koniec mojego życia, że opuszczam się na dno, otworzyły się moje oczy, dostałem siłę, wybiłem się i znalazłem się na powierzchni i z całej siły krzyknąłem: Boże Ty mnie ratuj!!! I ktoś mnie nagle złapał, ktoś mnie pochwycił. Chwała za to Bogu! To Bóg posłał swojego anioła, przysłał swoją ochronę i pochwycił mnie. Ja nikogo nie widziałem, ale wiedziałem, że nie tonę. Czułem pokój – ja już nie tonę! Chwała Bogu – żyję! I tak pomału ktoś pchał mnie do brzegu, jakby omijając fale, leżałem spokojnie i usłyszałem głos: Czy ty już stoisz? Potem zastanawiałem się nad tymi słowami w domu, sam Bóg pytał mnie: Czy ty już stoisz? Wtedy tego nie rozumiałem, ale teraz rozumie. Bóg mnie pytał czy stoję już? Czy idę już właściwą drogą? Czy ja idę już za Nim? Wtedy odpowiedziałem: tak!!!

Podbiegli do mnie ratownicy, znalazłem się z zupełnie innej strony, niż wchodziłem. Mój młodszy brat i ktoś ze znajomych widząc co się dzieje, i że tonę pobiegli na strzeżoną plażę po ratowników i oni wypłynęli na ratunek. Jednak mówili potem, że nie mieli nadziei, że po tak długim czasie znajdą mnie żywego, nic nie widzieli tylko duże fale… I ten ktoś oddał mnie w ich ręce.

Położyli mnie na plaży i tam ratowali mnie dalej… Wypompowywali ze mnie wodę, okryli mnie specjalną folią rozgrzewającą i czekali na ambulans.

A ja usłyszałem głos: Dawid, Dawid, synu, synu… Mama biegła uklękła przy mnie i tuliła mnie. Ona myślała, że mnie nie zobaczy, że to już koniec mojego życia.

Opowiadali mi potem wszyscy znajomi którzy tam byli z nami, że ona na plaży płakała, że ona tam modliła się do żywego Boga: Ratuj mojego syna… Wyrywała sobie włosy. Co ona czuła w swoim sercu? Nie umiem sobie tego wyobrazić, ale ona płakała i wołała do Boga i Bóg wyratował mnie! Wysłuchał modlitwy matki za swoim dzieckiem, które mogło odejść z tego świata w młodym wieku i nie zbawione. Chwała za to Bogu!

Kiedy tak leżałem, to ratownicy pytali: kto go wyratował? Kto wyciągnął go z wody? Jakaś pani widziała, że to była młoda osoba, inna że to ktoś starszy i z brodą, każdy widział co innego i co innego mówił. A moja mama szczęśliwa mówiła wszystkim, że to Bóg go wyratował!!!

I tak żyję, jestem wśród wierzącego ludu i chwalę Boga.

Jakiś czas potem zamieszkaliśmy koło Wrocławia. I w tym zborze na pewnym nabożeństwie młodzieżowym było głoszone słowo. Słowo, które słyszałem już wcześniej od dziecka, ale wtedy dotykało mnie szczególnie. Moje serce drgało przed Bogiem, nie mogłem usiedzieć na swoim miejscu, kiedy brat mówił o Jezusie Chrystusie, o Jego miłości, że On przebacza wszelki grzech, że on chce zbawić, że on przelał swoją krew za mnie. Moje serce rozrywało się we mnie. Brat powiedział, iż czuje, że jest tu serce które potrzebuje pomocy. Ja wiedziałem, że to o mnie chodzi i brat powiedział, że ta osoba musi wyznać swoje grzechy przed Bogiem. Ja nie mogłem, zacisnąłem to w sobie, pomyślałem: tyle ludzie to taki wstyd! I na koniec zebrania ten brat powiedział jeszcze raz, i wtedy już się nie zastanawiałem, wstałem i poprosiłem wszystkich o modlitwę, powiedziałem że jestem grzesznikiem i potrzebuję uwolnienia i wtedy upadłem na kolana, łaska i moc Boża ogarnęła mnie i tak radowałem się na kolanach. Moje usta wypowiadały wspaniałe słowa, modliłem się w Duchu Świętym, tak jak jeszcze nigdy się nie modliłem, a kiedy wstałem z kolan wszyscy mi mówili: Dawid jak Ty się zmieniłeś, Ty się uśmiechasz inaczej, a ja taki byłem szczęśliwy.

Tak Bóg potrafi zmieniać człowieka. Alleluja chwała Bogu! Bardzo za to dziękuję memu Bogu i Ojcu, że uwolnił mnie z grzechów, że dziś jestem Jego dzieckiem i że mogę opowiadać innym, co On dla mnie uczynił.

Młody człowieku, jeśli w twoim życiu jest tak, że sprawiasz smutek swojej rodzinie i zasmucasz Boga, proszę, nie rób tego więcej! Nie idź w tamtą stronę, bo powrót nie jest łatwy i niech nawet przez myśl ci nie przejdzie, że jest jeszcze czas się nawrócić. Myślisz „jestem młody i mam czas”, ale Bóg mi pokazał, że tego czasu może już nie być!

Dziś jest czas i Bóg dziś na Ciebie czeka – ja mocno w to wierzę. Bóg jest wszędzie, słyszy, widzi i patrzy na Ciebie kiedy czytasz te słowa. On chce każdemu przebaczyć i każdego zbawić.

Rodzice, módlcie się za swoimi dziećmi zawsze. Ja zobaczyłem, co może modlitwa bliskich, rodzeństwa, mojej mamy, która zawsze się o mnie modliła. Ojcze, matko nie poddawajcie się w modlitwach. Jeśli widzicie, że dzieci giną – módlcie się za nimi, Bóg wysłucha modlitwy, On jest żywy, On zbawia.

Módlmy się zawsze, niech Bóg nas wszystkich błogosławi, niech sam nas prowadzi, abyśmy wszyscy mogli spotkać się w wielkim gronie tam z Jezusem, gdzie jest wieczna radość, gdzie wszyscy będziemy chwalić naszego Boga, śpiewać Jemu pieśni! O co za radość.

Niech Bóg błogosławi wszystkich przez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym. Amen.

Dawid

Świadectwo Estery

Serce czyste stwórz we mnie, o Boże…

“Serce czyste stwórz we mnie, o Boże, a ducha prawego odnów we mnie! Nie odrzucaj mnie od oblicza swego i nie odbieraj mi swego Ducha Świętego! Przywróć mi radość z wybawienia Twego i wesprzyj mnie duchem ochoczym!” Psalm 51

Urodziłam sięw rodzinie wierzącej, od małego dziecka chodziłam z rodzicami na nabożeństwa, słuchałam kazań, śpiewałam pieśni – podobało mi się to wszystko. Zaczęła się szkoła, wszyscy wiedzieli, że jestem innego wyznania. Ja o tym mówiłam i nigdy nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłabym gdzieś odejść…

Jednak niestety, tak jest i tak było i w moim życiu, że chodzi sie na nabożeństwa, śpiewa, słucha i na tym koniec. A żywa, osobista społeczność z Bogiem? Tego nie ma …

Żyłam tak dość długo, minęła szkoła podstawowa, gimnazjum, zaczęło się technikum. Nigdy nie ciągnęło mnie na dyskoteki czy do picia alkoholu, jednak były koleżanki, koledzy, wakacje – czas wolny, rodzice nie widzą… I poszłam raz, drugi, czasami jakieś piwo! Nie podobało mi się tam, nie smakowało mi to, co oni pili, ale z koleżankami tak fajnie jest czasem razem posiedzieć, pogadać, pośmiać się…

Jednak zawsze w niedzielę szłam na nabożeństwo, słuchałam, śpiewałam, coś tam nawet się modliłam (choć myśli były gdzie indziej). I tak leciało życie, a ja myślałam, że tak jest dobrze, wszystkim opowiadałam, że ja to jestem wierzącą osobą!

Przyszła 4 klasa – maturalna, rodzice wyprowadzili się do wioski za Wrocławiem, zostałam sama bo musiałam skończyc szkołę. Cieszyłyśmy się z koleżankami, w końcu wolne mieszkanie! Jednak coś się stało, zawsze kiedy one chciały przyjść, ja nie miałam ochoty się spotykać, wymyślałam tłumaczenie i zostawałam sama w domu, choć czasem się nudziłam i sama nie rozumiałam czemu tak robię!

Pewnego dnia, jak zawsze, zadzwoniła mama, zaczęłyśmy rozmawiać. Mama taka uradowana mówi: Słuchaj, Dawid (mój starszy brat) coś przeżywa, on się nawraca do Boga, z nim coś się dzieje… była taka szczęśliwa. Kiedy zakończyłyśmy naszą rozmowę, pojawiło się w mojej głowie pełno myśli…

Przypomniało mi się jak modliłam się, właśnie z tym bratem i z koleżanką w naszym domku nad morzem, jak zostałam tam ochrzczona Duchem Świetym, jak się radowałam… Zaczęłam myśleć: co stało się potem? Jak doszło do tego, że przestałam modlić się na językach, jak szybko ktoś zrujnował moją młodą wiarę? Tyle pytań… Potem pociągnął mnie świat, straciłam radość… Zawsze wiedziałam, że Dawida już pociągnął ten świat, ale nie zastanawiałam się nigdy, co ze mną? I kiedy tak mama powiedziała, że Dawid się nawraca, pojawiła się myśl: Chwała Bogu! On się nawraca! A czy ja przeżyłam takie nawrócenie? Na czym polega moja wiara? Czy ja coś robię, aby być z Bogiem? Te myśli nie dawały mi spokoju! Musiałam coś zrobić, tylko nie wiedziałam co?

Nadeszła sobota, nie jechałam do rodziców, zostałam, miałam się uczyć. Myśli krążyły… Słyszałam coś o postach, modlitwach, pomyślałam – spróbuję! Od rana jak tylko wstałam zaczęłam czytać Biblię, modlić się i śpiewać, sama, przez całą sobotę… Nastał wieczór, już byłam trochę zmęczona, pomyślałam: modlę się i idę już spać, nie mam siły, nic się nie dzieje…

I wtedy w tej modlitwie przed moimi oczami, jak na filmie, klatka po klatce, zobaczyłam swoje grzechy! Wiedziałam co mam z tym zrobić, przyrzekłam Bogu, że jeśli mi pomoże – ja wszystko, co On chce – zrobię! Odczułam, że Bóg mi wszystko przebaczył, że stałam się lekka, pełna radości! W pierwszej kolejności napisałam smsa do chłopaka, z którym coś mnie łączyło. Wcześniej, choć próbowałam zakończyć tą znajomość – nie udawało mi się i tak to sie za mną ciągnęło. Po tej modlitwie napisałam coś, sama nie wiem co, i wreszcie udało mi się to zakończyć! Wiedziałam, że Bogu to się nie podoba, że trzeba być czystym i od tej pory o męża się modlę – i już wiem że Bóg wysłuchał moich modlitw!

Rano wykasowałam z komputera piosenki i filmy, zaczęłam zrywać stare znajomości, chciałam żyć innym życiem.

Bóg mi w tym dopomagał, czułam Jego obecność w codziennym życiu, nie byłam sama.

Zgłosiłam się do chrztu, który przyjęłam 20.07.2008 r. w Nieszczycach, był to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Razem z moim bratem w ten dzień oddaliśmy swoje życie Panu!

Było mi dobrze, byłam szczęśliwa, ale wciąż nie modliłam się językami, a przecież pamiętam doskonale, że zostałam ochrzczona Duchem Świetym, moja rodzina słyszała jak się modlę, a teraz nic!

Prosiłam Boga, choć czasami traciłam wiarę, że to wróci. Szatan podsuwał różne myśli, nie wiedziałam co robić?! Modlę się i nie ma odpowiedzi! Chyba Bóg nie słyszy! Odważyłam się i poszłam do braci starszych w zborze, do którego należałam po chrzcie, rozmawiałam z wieloma. Jeden z nich powiedział: Przeczytaj Psalm 51 i pomódl się, my też będziemy się o Ciebie modlić! I modlili się, pocieszali, rozmawiali ale dalej nic… Przeczytałam, bardzo mnie dotknęły słowa tego psalmu, szczególnie te, które napisałam na wstępie! Ale wciąaż nic… to była długa walka z myślami, czułam się gorsza, choć wiedziałam, że poddać się nie mogę!

Pojechaliśmy na konferencję do Glinna, była modlitwa o chrzest Duchem Świętym, wychodzili na środek ci , co pragnęli, poszedł mój młodszy brat Jonatan. Ja nawet nie wiedziałam czy mogę tam wyjść, przecież byłam ochrzczona, więc po co mam tam iść? Jonatan został ochrzczony! Chwała Bogu! A co ze mną Boże!? Ja już dłużej nie wytrzymam!

Nadszedł poniedziałek, poszłam do pracy, opiekować się małą dziewczynką. Od rana tylko jedna myśl: Boże, co ze mną? Malutka poszła spać, ja poczytałam Biblię i uklęknęłam i wypowiedziałam dwa słowa w niezrozumiałym mi języku! Popłynęły mi łzy, zaczęłam się radować, ale po chwili przyszły myśli od złego – przecież Ty sobie sama te słowa wymyśliłaś!

Wtorek – znowu te dwa słowa i znowu te myśli, środa to samo, ale pomyślałam: w czwartek jest nabożeństwo – pójdę do braci, pomodlimy sie, będzie wiadomo. Uspokojona poszłam na kolana i przyszły wtedy trzy inne słowa! Już byłam pewna! W końcu szcześliwa! Już mam wszystko, czego tak bardzo pragnęłam, o co tak długo walczyłam! 5 lat modlitw!

Mijał czas, a ja ciągle te kilka słów i nic więcej… i zaczęły sie na nowo myśli! Szatan nie spał! Ale Bóg też robił swoją pracę! Nadeszły wakacje, razem z Dawidem i znajomymi wybraliśmy się w podróż poodwiedzać różne zbory i znajomych. Przez 2 tygodnie co dzień byliśmy na nabożeństwach, co dzień rozmowy o Bogu, o Duchu Świetym. Zaraz po tym pojechaliśmy na obóz młodzieżowy,organizowany przez nasz zbór do Bielic. Bóg dotykał się serc, zaraz pierwszego dnia, moja młodsza siostra Ismena została ochrzczona Duchem Świętym! Radość niesamowita, choć szatan zaczynał znowu podsuwać dziwne myśli… Stwierdziłam, że tak być nie może! Przyszłam w szczerej modlitwie do Boga, powiedziałam, że jeśli to od Niego, a nie ode mnie, to żeby mnie w tym utwierdził!

Pamietam jak dziś…

Stałam się lekka, poczułam, że jestem wyżej niż inni, modlitwy tych młodych ludzi, zamieniły się w piękny śpiew, wszystko tam było takie piękne i nie do opisania… zaczęłam płakać, tak bardzo płakać i wróciłam na ziemię. Kiedy chciałam sie modlić, nie umiałam powiedzieć nic, tylko jedno słowo: DZIĘKUJĘ!

Zrozumiałam, że nie mam wątpić ale dziękować Bogu za to, że odnowił Ducha Świętego we mnie! Skończyła się modlitwa, poszliśmy do swoich pokoi, nikomu nic nie mówiłam, wszyscy byli radośni, ja – najbardziej!

Rano poszłam na modlitwe poranną dla chętnych, taka cicha modlitwa, mało osób… i zaczęłam dziękować a wtedy popłynął ze mnie potok słów modliłam się jak nigdy… Chwała Bogu!!

Dziś wiem, że Bóg jest Bogiem żywym i realnym! Wiem, że wysłuchuje modlitw jeśli prosimy szczerze i z wiarą! Wiem, bo wiele razy dostałam od razu odpowiedź na modlitwy! Czasami trzeba czekać, tak jak czekałam na języki, ale Bóg w swoim czasie odpowie na modlitwy – my musimy tylko ufać i wierzyć!

Pisałam wcześniej, że modliłam się o męża, bo zrozumiałam, że jeśli Bóg przygotuje mi małżonka, to On to zrobi najlepiej i wybierze najlepszego dla mnie. Bo tylko Bóg zna nas dokładnie, jacy jesteśmy tam we wnętrzu. Zaufałam Bogu i powiedziałam: Panie, ten, który pierwszy potraktuje mnie poważnie i zapyta, bez wcześniejszych spotkań na osobności, bez “chodzenia ze sobą”, jak to dzieje się w świecie, ten niech będzie mężem od Ciebie!!!

Ufając Bogu czekałam trwając w modlitwie ,jakiś czas minął …

Dziś wiem kogo podarował mi mój Bóg i dziękuję Mu z całego serca za Michała, mojego przyszłego męża, jego rodziców i rodzeństwo. Jesteśmy zaręczeni, rodzice błogosławili nas, zbór z radością przyjął wiadomość o naszym planowanym ślubie.

Nasz Ojciec z nieba troszczy się o każde swoje dziecko, pragnie abyśmy Mu zaufali, że On swoim dzieciom da to, co dla nich jest najlepsze…

Wiele cudów uczyniłeś Panie, Boże mój, a w zamysłach Twoich wobec nas nikt Ci nie dorówna, gdybym je chciał oznajmić i ogłosić, są liczniejsze, niż zdołałbym opowiedzieć!!!

Warto służyć Bogu, warto Jemu oddać swoje młode lata i nigdy nie zaprzeć się imienia Jezus!

Estera