Wychowany jestem w rodzinie rzymsko-katolickiej. Jako wierzący katolik uczęszczałem na niedzielne msze św., chodziłem dość często do spowiedzi, a także chodziłem na różaniec i drogę krzyżową. Jednak zdarzało się, że postępowałem źle w stosunku do innych, [rodziny, koleżanek, kolegów]. Zdarzało się, że niektórzy ze mną nie mogli wytrzymać, [problemy w szkole, czasami jakieś problemy w rodzinie]. Uczeszczając na niedzielne nabożeństwa i częste spowiedzi, uważałem się za świętego. Myślałem nawet o tym, aby zostać księdzem, albo pójść do zakonu. Jednak zaczęło się w moim życiu wszystko stopniowo rozsypywać. Rodzina była nie praktykująca, do Kościoła chodziłem z przymusu. Później chodziłem już coraz rzadziej, przestałem zaliczać pierwsze piątki miesiąca, a regularne chodzenie na niedzielne msze św. ograniczyło się. Później chodziłem do kościoła tylko w Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Jak się okazło nie znałem Słowa Bożego. Myślałem, że jak jestem wierzącym i praktykującym katolikiem to wystarczy mi to do zbawienia. Jednak gdy zobaczyłem kilka wersetów z Biblii stwierdziłem, że w moim życiu była duża pustka. Po kilku latach od momentu kiedy dość często chodziłem do Kościoła postanowiłem zajrzeć do Kościoła Zielonoświątkowego. Nabożeństwo, na którym wówczas byłem, było dla mnie zwykłą mszą, ale zdecydowałem przychodzić na kolejne, choć była temu przeciwna moja rodzina.
Po pewnym czasie zacząłem rozmawiać z ludźmi z tej społeczności. Dowiedziałem się wtedy, że chrześcijaninem jest taka osoba, która powierzyła swoje życie Jezusowi (Ew.J3,1-8).
Było to dla mnie bardzo ciężko zrozumieć, ale po coraz częstszych rozmowach z ludźmi, którzy oddali swoje życie Jezusowi i częstszym czytaniu Słowa Bożego, zrozumiałem że muszę powierzyć w modlitwie swoje życie Jezusowi.
Pojawiły się w moim życiu problemy z rodziną i znajomymi, ze względu na wyznawanie Jezusa, ale ja dziś wiem, że aby być zbawionym nie trzeba być katolikiem, ani zielono świątkowcem, ani Baptystą (Ew J3,16). Zbawieni jesteśmy przez osobę Jezusa Chrystusa, który umarł za nasze grzechy na krzyżu (Rz5,8).
Podjąłem więc decyzję i powierzyłem swoje życie Jezusowi. W pewnym momencie spojrzałem w przeszłość i pomyślałem, że wiele bym dał, aby się to wróciło i mógłbym przeprosić ludzi, których skrzywdziłem. W tej chwili staram sie okazywać ludziom szczerość i chciałbym dużo innym pomagać. Dzisiaj każda osoba jest dla mnie taka sama jak ja, jestem otwarty na wszystkich, dawniej uważałem się za lepszego, bo byłem wierzącym i praktykującym katolikiem. Dziś moje relacje z ludźmi są zdecydowanie lepsze niż kiedyś. Pozostaje mi pogłębiać swoją więź z Bogiem poprzez modlitwę, czytanie Słowa Bożego, rozmowę z innymi wierzącymi i mówienie innym o Jezusie.
Bardzo lubię rozmawiąć z innymi o Jezusie, podejrzewam, że mam taki dar do głoszenia ewangelii. Jednak mam ciężkie relacje z rodziną i ze znajomymi, ale jednak chcę iść za Jezusem (Ew.J 9,23).
Łukasz ze Skarżyska Kamiennego