Co Nowy Testament mówi o muzyce?
Na początek proszę zwrócić uwagę na tekst opisujący chrześcijańskie nabożeństwo z początków kościoła: Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu. 1Kor 14:26
Zechciejmy zwrócić uwagę, że zarówno psalm, jak i nauka, objawienie, a także wykładane języki to po prostu Słowo Boże. Na chrześcijańskim nabożeństwie Słowo Boże nie tylko było jedną z jego części, a nawet nie tylko było jego częścią centralną, co dzisiaj wciąż jeszcze gdzieniegdzie się zdarza. Słowo Boże było wszystkimi częściami nabożeństwa ! Skoro takie jest nauczanie biblijne to, moim zdaniem z całą pewnością celem chrześcijańskich pieśni powinno być przekazanie Słowa Bożego. Tym samym dochodzimy do pierwszego, opartego o nowotestamentowe nauczanie wniosku, że linia melodyczna, czy akompaniament, (jeśli w ogóle ma być stosowany), w trakcie spotkania zboru powinny pełnić rolę służebną względem Słowa – treści utworów. Później spróbujemy powiedzieć, co naszym zdaniem stwierdzenie to wnosi w praktykę chrześcijańskich nabożeństw.
Kolejny tekst, to Kol 3:16: Słowo Chrystusowe niech mieszka w was obficie; we wszelkiej mądrości nauczajcie i napominajcie jedni drugich przez psalmy, hymny, pieśni duchowne, wdzięcznie śpiewając Bogu w sercach waszych.
Co prawda omawiany tekst nie mówi wprost o nabożeństwie chrześcijańskim, jednak instruuje, w jaki sposób mamy się wzajemnie budować, a z całą pewnością to właśnie powinniśmy czynić w czasie zgromadzeń zboru. W tym tekście Słowo Boże wymienia wprost śpiewanie hymnów i pieśni. Hymny , to po prostu pieśni pochwalne dla Boga – śpiewana modlitwa uwielbienia. Mają one być wyrazem wdzięczności wobec Boga, pochwały Jego doskonałych cech oraz sposobem przemawiania do współbraci. Hymn śpiewał z apostołami nawet sam nasz Pan (Mt 26:30).
Pieśni pełne Ducha, to bardzo ciekawy temat, który polecam studium osobistemu. Być może warto wspomnieć, że w greckim NT wyrażenie to występuje oprócz połączenia z hymnami (Kol 3:16; Ef 5:19) wyłącznie w Objawieniu (Obj 5:9; 14:3; 14:3; 15:3; 15:3). Moim zdaniem cechy pieśni, w NT nosi również magnificat – pieśń Marii, matki Pańskiej (Łk 1:46-55), pieśń Zachariasza (Łk 1:68-79) oraz Symeona (1:29-32). Bardziej znane pieśni ze ST, to Pieśń Mojżesza (5Mjż 32) oraz Pieśń Mojżesza i Miriam (2Mjż 15), a także Pieśń Debory i Baraka (Sdz 5), czy Anny, matki proroka Samuela (1Sm 2:1-10).
Proponuję porównać treści tych pieśni do zawartości większości śpiewników chrześcijańskich. Nie mówię, że zawsze, ale jednak stanowczo zbyt często może to być dość szokujące doświadczenie. Polecam biblijne studium tematu pieśni szczególnie muzykom tworzącym bądź dobierającym pieśni do śpiewu na nabożeństwach.
Wróćmy jednak do omawianego tekstu.
Śpiewanie w sercu oczywiście nie oznacza, że śpiew nie powinien opuszczać serca poprzez usta śpiewającego. Świadczy o tym chociażby to, że tekst mówi o śpiewie, jako wzajemnym posługiwaniu sobie poprzez nauczanie oraz napominanie. Nie sądzę, żeby taka posługa była możliwa bez udziału ust. Moim zdaniem tekst ten wzmacnia również wcześniejszy wniosek, iż sam śpiew, a więc zastosowana harmonia, rytm oraz linia melodyczna powinny pełnić rolę służebną względem treści. Tu zaś treścią jest Słowo Boże – psalm, wdzięczna modlitwa zanoszona do Boga – hymn oraz pieśń, jak rozumiem sławiąca czyny Boga.
Omawiany tekst nie pozwala wyciągnąć żadnego wniosku odnośnie akompaniamentu stosowanego przy śpiewie. Jednak kolejny tekst, który chciałbym omówić, przynajmniej moim zdaniem pozwala takowy sformułować. Dając zalecenia odnośnie życia chrześcijańskiego Paweł Apostoł pisze między innymi takie słowa: …bądźcie pełni Ducha rozmawiając z sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu,… Ef 5:19
W tym wersecie, podobnie jak w poprzednim mamy śpiewanie w sercu, w kontekście wzajemnego budowania się wierzących, ale jest tam coś jeszcze, a mianowicie granie w sercu. Nie sądzimy, że ktokolwiek rozsądny, kto czyta ten tekst i zrozumiał, że chrześcijanie są w nim nakłaniani do komunikacji pomiędzy sobą za pomocą psalmów, hymnów i pieśni, śpiewanych w sercu może pomyśleć, że pieśni te mają być wyłącznie w sercu, a więc pozostać niesłyszalne na zewnątrz. Skoro tak, a wydaje się to oczywiste, to co z graniem w tymże sercu? Może ono być słyszalne na zewnątrz czy nie?
Nie ma wątpliwości, że śpiew miał być słyszalny. Spójrzmy na Pawła i Sylasa gdy w więzieniu śpiewem wielbili Boga, …więźniowie zaś przysłuchiwali się im (Dz 16:25). Oni robili to wręcz bardzo głośno budując siebie na wzajem oraz napełniając się Duchem w obliczu prześladowania!
Czytamy też, że w Bożym planie było aby poganie właśnie śpiewem wielbili Boga (Rz 15:9), a śpiew i to wspólny, głośny śpiew a także instrumentalny akompaniament do pieśni spotykamy nawet w niebie (Obj 14:2-3; 15:2-3).
Skoro wspomnieliśmy już o wielbieniu Boga śpiewem, być może warto wspomnieć przy okazji tego tematu, w jaki sposób Bóg ma być uwielbiony. W tej materii istnieją w Nowym Testamencie dwa teksty wiodące. Pierwszy, z rozmowy Pana Jezusa z Samarytanką: Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie. J 4:24
Drugi z Listu do Hebrajczyków: …oddawajmy cześć Bogu tak, jak mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią. Hbr 12:28
Oba ww. teksty odnoszą się z całą pewnością do większości hymnów i pieśni chrześcijańskich. Nauka z nich jest taka, że po pierwsze pieśni uwielbienia powinny być pełne Ducha, a niestety chrześcijanie bardzo często mylą Ducha z poruszeniem emocjonalnym, a po drugie mają być pełne szacunku i bojaźni względem Boga. Nie może być mowy, aby nowotestamentowe pieśni były jedynie wyrazem ludzkich emocji, bądź służyły wyłącznie ich pobudzaniu. Wcześniej już powiedzieliśmy, że ich źródłem ma być serce, a ponieważ Boga czci się w prawdzie, więc z pewnością powinny być prawdziwym wyrazem tego, co chrześcijanie mają w swoich sercach. Tym zaś, w przypadku uwielbienia Boga mają być szacunek i bojaźń.
Powiedzmy jeszcze o uwielbieniu w Duchu. Niestety niewielu chrześcijan rozumie, o co Panu Jezusowi chodziło, gdy wypowiadał te słowa. Wielu myśli, że w Duchu, to znaczy w jakimś szale czy ekstazie. Niestety, ale nie bardzo umiem połączyć ekstazę z bojaźnią i szacunkiem względem Boga. Ekstaza zresztą sama w sobie jest czymś, co poważnie utrudnia kontakt z Bogiem, za to daje niezłą furtkę duchom zwodniczym. Apostołowie wielokrotnie nauczają wierzących, aby byli trzeźwi. Piotr trzeźwość czyni wręcz warunkiem modlitwy (1Pt 4:7). Nietrzeźwość spowodowana transem z całą pewnością uniemożliwia modlitwę, ta zaś powinna być treścią części pieśni.
Modlitwa w Duchu , to temat bardzo obszerny, jednak w skrócie powiem, że chodzi o pomoc Ducha Świętego, przez którego mamy jedynie przystęp do Boga (Ef 2:18), bez której nie wiemy o co się modlić, który wstawia się za nami (Rz 8:26-27) i który zna i bada głębie samego Boga (1Kor 2:10). Sądzę, że pieśni i hymny śpiewane w kościele powinny wypływać od Bożego Ducha. Nie z emocji ludzkich, które pragną cudownych przeżyć, ani z cielesności, która pragnie doznań, ale właśnie z Ducha Bożego, który wielbi Pana Jezusa Chrystusa, wychowuje kościół, w którym mamy najbliższą społeczność z Bogiem. Ten to Duch, wraz z naszym duchem składa świadectwo w naszym wnętrzu odnośnie przynależności do Bożej rodziny (Rz 8:16) i to w Nim należy śpiewać pieśni chwały dla Boga.
Apostoł Paweł pisząc do Tymoteusza odnośnie otrzymanego Ducha, określa Go w taki sposób:
Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, lecz mocy i miłości, i powściągliwości. 2Tm 1:7
Wg Apostoła jedną z cech, które wnosi ze sobą Duch Święty jest powściągliwość (gr. sofronismos). Dosłownie wyraz użyty w tym miejscu oznacza umiar, trzeźwe myślenie, lub jak to oddaje Biblia Gdańska „zdrowy zmysł”. Tym samym uwielbienie Boga w Duchu Trzeźwego Myślenia w sposób oczywisty przeczy jakimkolwiek odmiennym stanom umysłu. Nigdzie nie widzę w Nowym Testamencie transu, jako sposobu działania Ducha Świętego. Znajduję w nim raczej otwarte zaprzeczenie takim praktykom. Niestety ludzie cieleśni pożądają czegoś innego. Oni pragną upojenia. A im coś jest bardziej „cudowne”, w sensie niezwykłe, tym wydaje się im bardziej duchowe. Czy należy ułatwiać budowanie cielesności niezmienionych osób?
Dwie skrajności
Jak już zostało napisane, Nowy Testament niewiele mówi odnośnie muzyki na zgromadzeniach zboru. Fakt, że nie mówi on wprost np. o zastosowaniu na nabożeństwie instrumentów muzycznych może być rozumiany na cztery sposoby:
Istnieje pełna dowolność w stosowaniu instrumentów.
Na zgromadzeniach zboru nie powinno się stosować instrumentów w ogóle.
Można wyciągnąć pewne nauki z całości Biblii w tej materii.
Należy kierować się przykładami innych zborów w tej materii i stosować tylko niektóre instrumenty, jak fortepian, czy organy. Absolutnie niedopuszczalna jest perkusja i gitara elektryczna.
Zanim przejdziemy do rozważania powyższych czterech stanowisk, Czytelnik z pewnością zwróci uwagę, że pierwsze dwa stanowiska są skrajne, za to jasne i konsekwentne. Z kolei drugie dwa w ogromnej mierze zależą od interpretacji, a więc i tradycji danego środowiska, która będzie miała wpływ na stosowanie takich czy innych instrumentów w czasie zgromadzeń chrześcijańskich.
Problem w tym, że w istocie każdy z tych poglądów posiada swoje pozytywne i negatywne cechy oraz każdy, oprócz ostatniego moim zdaniem jest możliwy do obrony przy pomocy Słowa Bożego.
Pogląd pierwszy: Istnieje pełna dowolność w stosowaniu instrumentów muzycznych podczas zgromadzeń chrześcijańskich.
Za poglądem takim przemawia zupełny brak instrumentarium chrześcijańskiego w jakimkolwiek miejscu Nowego Testamentu. Skoro chrześcijanie mają śpiewać i grać w swoich sercach Panu, a nie pisze, na jakich instrumentach mają to czynić, może to oznaczać, iż na dowolnych.
Zazwyczaj, gdy Nowy Testament nie wypowiada się w jakiejś sprawie, bogobojni chrześcijanie również nie zabierają w tej sprawie głosu. W tym jednak przypadku mamy nakaz apostolski, aby śpiewać i grać w swoich sercach rozmawiając w ten sposób z innymi wierzącymi (Ef 5:19). Skoro granie, podobnie jak śpiew ma być słyszalne, to oprócz serca i ust potrzebny jest w tym celu jakiś, co najmniej jeden instrument. Jednak Nowy Testament nie wypowiada się odnośnie tego, co to ma być za instrument. Czy jest, więc możliwe, że może to być dowolny instrument?
Moim zdaniem, podobnie jak łopata w naturalny sposób używana jest przy kopaniu dołów, instrumenty używane powinny być przy śpiewie. Pogląd taki mieści się nakazie Bożym „czyńcie sobie ziemię poddaną” (1Mjż 1:28). Jedyny warunek, jaki tu widzę, jest taki, że instrumenty mają w śpiewie faktycznie pomagać, a nie przeszkadzać w nim. Gdy popatrzymy na Stary Testament, to do śpiewu akompaniowano na cytrze, lutni, bębenku, cymbałach, czy harfie (1Krn 25, 1 7). Raczej nie czyniono tego na trąbie. Dlaczego? Uważam, że powód był prozaicznie wręcz prosty: w zgromadzeniu trąba jest za głośna, aby przy niej śpiewać.
Rozmawiałem niedawno z Jurkiem Dajukiem, jednym z wokalistów Missio Musica, który ma głos niczym dzwon. Z podziwem powiedziałem mu po koncercie o jego niezwykłym talencie: „Chyba nie musiałbyś używać mikrofonu żeby śpiewać przed całą orkiestrą symfoniczną.” Jurek uśmiechnął się i powiedział: „Wiesz, nikt na świecie nie przekrzyczy ‘blachy’ ”. Blacha w żargonie muzyków, to właśnie trąby.
W Izraelu trąby używane były głównie z okazji świąt (3Mjż 23:24), przy okazji wielkich zgromadzeń (2 Krn 5, 12 14) czy pochodów oraz przy prowadzeniu działań militarnych (Joz 6:4). Czy fakt ten w jakikolwiek sposób przekłada się na współczesną muzykę kościelną?
Moim zdaniem przekłada się on na sposób wręcz oczywisty, a mianowicie natężenie muzyki powinno być takie, aby nie przeszkadzało w śpiewie. Moim, ale nie tylko moim zdaniem granicznym natężeniem dźwięku, jeśli chodzi o akompaniament jest taki, gdy śpiewający przestaje słyszeć siebie samego i nie wie nawet czy śpiewa czysto. Taki „akompaniament”, z całą pewnością przeszkadza w śpiewie. Jednak, jeśli myślimy o koncercie, gdzie ludzie przyszli nie po to, aby śpiewać, ale żeby słuchać wykonawców, to oczywiście jest pożądane mocniejsze nagłośnienie, choćby po to żeby ludzie wzajemnie sobie nie przeszkadzali w odbiorze muzyki. W zborze jednak, uczestnicy zgromadzenia, mają budować się słysząc jak brat czy siostra obok wielbią śpiewem Pana Boga czy wyśpiewują kosztowne Jego Słowo. Niestety coraz częściej muzyka na zgromadzeniach chrześcijańskich idzie w kierunku wzoru nagłośnienia jak dla koncertów, w czasie których zagłuszana jest aktywność wszystkich poza osobami występującymi na scenie.
Pamiętajmy zawsze o służebnej roli muzyki zborowej względem Słowa. Niestety, gdy muzyka będzie zbyt głośna nie będzie ona spełniała tej roli. Będzie raczej przeszkadzać. Taka zbyt głośna muzyka z całą pewnością nie będzie mobilizowała wierzących do śpiewu. Wręcz przeciwnie – przyjmą postawę bierną, podobnie jak na koncercie. Choćby nawet akompaniament miał nie być słyszalny dla wszystkich obecnych, to będzie to mniejszym problemem niż wówczas, gdy zagłuszy on śpiew. Ludzie bez akompaniamentu mogą śpiewać, a ze zbyt głośnym nie są w stanie. Wystarczy nawet, że zaledwie kilka osób słyszy akompaniament, a inni pójdą za nimi. Tak to przecież działa w chórze, który śpiewa po podaniu pierwszego dźwięku.
Dziś oczywiście powyższe spostrzeżenie w mniejszym stopniu dotyczy trąb, które raczej nie są stosowane na chrześcijańskich nabożeństwach. Dziś raczej dotyczy to poziomu wzmocnienia wzmacniaczy nagłaśniających salę. Jeśli wzmocnienie osiągnie poziom głośności ludzkiego głosu oznacza to, że akompaniament miast pomagać, przeszkadza w śpiewie.
Załóżmy, że natężanie dźwięku jednak wciąż wzrasta – tego przecież domagają się cieleśni chrześcijanie, w tym większość młodzieży w zborach. Taki zbyt głośny „akompaniament” powoduje jeszcze jedno, bardzo niebezpieczne zjawisko, a mianowicie skutecznie uniemożliwia skupienie się na treści modlitwy, a tę w swej istocie stanowić powinna znaczna część pieśni chrześcijańskich. Wówczas, gdy nie jest możliwa już modlitwa oraz skupienie myśli z powodu hałasu, do głosu dochodzą niekontrolowane rozumem emocje. Główną zdolnością muzyki jest właśnie pobudzanie emocji, a emocje poza kontrolą umysłu ogłuszonego dźwiękiem, raczej nie spowodują niczego pozytywnego, a już tym bardziej duchowego.
Do tego pod wpływem głośnych dźwięków człowiek doznaje stresu. Jego gruczoły wydzielają adrenalinę. Przy dużym wysiłku, np. skakaniu, tańcu, czy głośnym wykrzykiwaniu poruszających emocje haseł, może dojść do jednoczesnego wydzielenia przez organizm adrenaliny i endorfiny . Oczywiście, jeśli takie „uwielbianie” nie trwa zbyt długo nie będzie żadnych „cudownych” jego efektów, jednak jeśli trwa to dłużej i w organizmie nagromadzi się więcej produktów rozpadu adrenaliny , doświadczymy efektów podobnych do stanu nietrzeźwości spowodowanego zażyciem halucynogennego narkotyku.
Skutkiem substancji pochodzącej z rozkładu adrenaliny jest też narkotyczne uzależnienie od niej, co można zaobserwować na przykładzie ludzi uprawniających sporty ekstremalne, gdyż te powodują podobną reakcję organizmu. Sądzę, że część osób może być wręcz uzależniona od „uwielbiania”, na co mogą mieć wpływ nakładające się oddziaływania adrenochromu i endorfiny. Sam, przed nawróceniem chodziłem na koncerty rockowe i pamiętam doskonale stany podobne do tych, które później zdarzało mi się miewać podczas długich i głośnych nabożeństw uwielbieniowych. Czy chcemy coś takiego wprowadzić do naszych zborów?
Niestety zbyt głośna muzyka połączona z rytmicznym ruchem oddziałuje na ludzi, wprowadzając ich w trans. Przy ogromnym hałasie nikt nie jest w stanie się modlić, a większość osób będących w transie przeżywa różne ekstatyczne doznania. Od wieków tak właśnie czynili szamani, dla których stan nietrzeźwości spowodowany transem był sposobem na kontakt z duchowym światem demonicznym. Bóg w swojej łasce wbudował w człowieka pewne mechanizmy zabezpieczające go przed światem demonów, jednak trans, narkotyki oraz inne sposoby pozwalają skutecznie je neutralizować. Jeśli zjawisko transu wystąpi w zgromadzeniu chrześcijańskim, to jak sądzisz, Drogi Czytelniku, komu utoruje ono drogę? Duchowi Świętemu, który jest Duchem Trzeźwego Myślenia (2Tm 1:7)?
Zastanów się nad tym, proszę i zechciej uzasadnić swoją odpowiedź argumentami z Pisma Świętego. Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć (1Pt 5:8). Nie dajmy się ogłuszyć rykowi szatana, który jest ekspertem od muzyki i to jeszcze sprzed czasu gdy znaleziono w nim nieprawość. Jego lutnie strącono z nieba (por. Iz 14:3-27), więc nic dziwnego, że chce ich użyć przeciwko nam.
Niestety cieleśni chrześcijanie często myślą, że endorfiny, które wydzielane są przez ich organizm w stanie ogłuszenia intensywnym dźwiękiem i tańcem, to właśnie zbudowanie. Myślenie takie bierze się, moim zdaniem z przekonania, iż zbudowanie, albo kontakt z Bogiem powinny być czymś przyjemnym czy wręcz cudownym. Nic bardziej mylnego. Przypomnijmy sobie jak „cudownie” przeżył spotkanie z uwielbionym Panem jego umiłowany uczeń Jan, który zwykł u stołu kłaść swoją głowę na Jego piersi (Obj 1:17). Uniesienie emocjonalne, czy poczucie szczęścia, nie są tożsame ze zbudowaniem. Pismo Święte wyrażenia „budować”, oprócz budynków używa wyłącznie w odniesieniu do wiary, tę zaś ma moc budować wyłącznie Słowo. Prawdziwe zbudowanie, to przyjęcie nauczania Słowa Bożego wraz z mocą do jego wypełniania, a nie cudowne doznanie mistyczne tzw. „bliskości Pana”. Bóg oczywiście czasami pozwala przeżywać nam chwile prawdziwie cudownej bliskości z Nim w modlitwie, jednak owe emocje nie są tożsame ze zbudowaniem. Kazanie czy pieśń pełna mocy, to nie takie, po których ludzie płaczą czy tańczą ze szczęścia, ale wyłącznie takie, po których zmienia się praktyka ich życia.
Oczywiście także duchowi chrześcijanie posiadają emocje, jak każdy człowiek. Nie pozwalają oni jednak wymknąć się im poza kontrolę umysłu i serca ukształtowanego poprzez Słowo Boże. Emocje, w przypadku takich osób, podobnie jak i wszystko inne służą eksponowaniu treści Słowa Bożego bądź modlitwy skierowanej ku Bogu. Jak pisze oraz dowodzi Słowem Bożym John Bunyan:
Modlitwa, to szczere, wrażliwe, pełne uczucia wylewanie serca lub duszy przed Bogiem, poprzez Chrystusa, w mocy i przy wsparciu Ducha Świętego, w celu otrzymania tego, co Bóg obiecał, lub co jest zgodne z Jego Słowem, dla dobra kościoła, przy podporządkowaniu się w wierze woli Bożej. John Bunyan „Modlitwa w Duchu”
Osoby mające wątpliwości, co do słuszności zacytowanego powyżej zdania Bunyana odsyłam do książki , której cała treść stanowi biblijny dowód jego słuszności. Nie chcąc rozwlekać niniejszego opracowania, zapytam tylko: czy widzimy w powyższej definicji miejsce na emocje?
Moim zdaniem szczere wylewanie serca lub duszy przed Panem nie może obyć się bez emocji. Emocje, to przecież także nasza dusza.
To samo dotyczy muzyki. Ma ona immanentną cechę pobudzania emocji i dopóki są one kontrolowane oraz współdziałają z treścią Słowa, bądź modlitwy, znajdują się na właściwym miejscu – służą treści. Gdy zaś ich przeżywanie staje się celem nadrzędnym szkodzą one uwielbieniu naszego Pana oraz Słowu Bożemu.
Pamiętajmy, że emocje, choć wpływają na ludzi potężnie, jednak nie są w stanie w sposób trwały zmienić życia człowieka. Takiej zmiany może dokonać wyłącznie Duch Święty, a dzieje się to poprzez wiarę, ta zaś karmi się Słowem Bożym.
Niestety żyjemy w czasach, gdy emocje dla większości ludzi stanowią cel nadrzędny. Ludzie pragną emocji ponad wszystko, próbując niczym ognia unikać nudy . Czy powinniśmy poddać się współczesnym zachciankom i podkręcić wzmacniacz?
Pogląd drugi: Na zgromadzeniach zboru nie powinno stosować się instrumentów w ogóle.
Pogląd taki, współcześnie praktykowany jest pośród braci Darbystów oraz Menonitów. Prowadzi on do śpiewu a’capella na zgromadzeniach. Oczywiście, można w taki sposób uwielbiać Boga szczególnie, jeśli poświęci się wiele czasu na naukę śpiewu, który pozbawiony instrumentów staje się dla nieprzygotowanego muzycznie gremium prawdziwie trudnym wyzwaniem. Praktyka taka pozwala ustrzec społeczność przed niebezpieczeństwem związanym z nadmiernym nagłośnieniem czy transem, pamiętajmy jednak, że także bez instrumentów można kultywować własną cielesność w różnoraki sposób.
Ktoś może np. mieć poczucie bycia kimś lepszym od „cielesnych” braci czy ugrupowań używających instrumentów muzycznych. Oczywiście nie zawsze tak być musi, jednak istnieje taka pokusa. Poza tym zamiast poświęcić czas na jeszcze głębsze studium Pisma czy służbę trzeba go więcej poświęcić na naukę śpiewu, aby zgromadzenie umiało utrzymać tonację i rytm śpiewanego utworu. Czy to krok w dobrym kierunku, w naszych bardzo zabieganych czasach?
Byłem doprawdy zachwycony występem chóru Menonitów kilka lat temu, jednak pamiętajmy, że oni rezygnują z wielu współczesnych wynalazków i przyjemności, a żyjąc bardzo skromnie zyskują wiele czasu, który mogą pożytecznie zagospodarować, np. na naukę śpiewu a’capella. Myślę, że nie z wszystkimi wyrzeczeniami przez nich ponoszonymi zechcemy się zgodzić, proponuję więc mniej czasu poświęcić na naukę śpiewu, za to mądrze użyć instrumentów, które jak łopata przy kopaniu ziemi, którą mamy sobie czynić poddaną powinny służyć wspomaganiu śpiewu.
Nawet, jeśli wszyscy członkowie zboru będą świetnie śpiewali, to przecież mogą znaleźć się wśród nas ludzie spoza wspólnoty. Trudno będzie im śpiewać bez instrumentów. Poza tym, w niektórych środowiskach śpiew taki wychodzi tak fatalnie, że po prostu „uszy więdną”. Niestety często osoby śpiewające niedbale usprawiedliwiają się tym, że liczy się to, co w sercu. Niestety, ale to, co w sercu widać i słychać na zewnątrz. Po prostu śpiew oraz granie w sercach Panu jest słyszalne dla innych, zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym sensie.
Podsumowując ten pogląd na kwestię muzyki w zborze uważam, iż jest on nieuzasadniony biblijnie oraz bardzo utrudnia sprawne i estetyczne prowadzenie zgromadzeń. Oczywiście we wspólnotach zamkniętych może on być skutecznie i estetycznie praktykowany, ja jednak nie widzę ani potrzeby, ani sensu, ani też biblijnego uzasadnienia dla takiego utrudnienia w prowadzeniu nabożeństw.
Jestem doprawdy oczarowany braćmi Menonitami, ich żywą wiarą, prostotą, szczerością, znajomością Pisma Świętego, dbałością o rodzinę, a nawet strojami. Zbudowali doprawdy zadziwiającą i trwałą kulturę chrześcijańską. Mój zachwyt jednak nie może przełożyć się na bezkrytyczne kopiowanie ich wzorów. Zasada jest prosta: Wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego się trzymajcie (1Tes 5:21). Dobre zaś poznajemy poprzez Słowo, a to napomina nas abyśmy także grali w naszych sercach Panu.
Pogląd trzeci: Z całego nauczania Pisma Świętego można wyciągnąć naukę pomocną przy prowadzeniu śpiewu w zborach chrześcijańskich.
Pogląd ten jest oczywiście prawdziwy, a w dotychczasowym rozważaniu czyniłem już wedle tej zasady pokazując np., że nie wszystkie instrumenty używane były przez Izraelitów do akompaniamentu przy śpiewie. Zachodzi, więc pytanie: Czy zawsze mogę tak uczynić? Czy mogę wziąć przykład z Dawida i grać jakiemuś opętanemu, aby było mu lżej, tak jak Dawid grywał Saulowi (1Sm 18:11)? A może, jak uważają niektórzy samym graniem można oddawać cześć Bogu? Może i dziś, jak synowie Asafa, Hemana i Jedutuna, którzy prorokowali dźwiękiem harf, cytr i cymbałów (1Krn 25:1 BT) , możemy czynić podobnie? Czy możemy chwalić Boga, jak w Psalmie 150, na instrumentach? Jakie zastosowanie w praktyce chrześcijańskiego zboru mają te starotestamentowe przykłady?
Aby odpowiedzieć na tak zadane pytanie, należy w pierwszym rzędzie zwrócić uwagę, że wymienione wyżej teksty stanowią w większości część narracji historycznej, stanowiącej opis wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości. Nie widzę w tych miejscach nauki czy nakazu powtarzania tych czynności, może poza kilkoma tekstami dotyczącymi starotestamentowego systemu kultowego (np. 3Mjż 23:24), czy Ps 150. Podobnie jak nie powtarzamy ofiar starotestamentowych, ani nie rzucamy laski jak Mojżesz licząc że zamieni się w węża, proponuję uznać, że Bóg co prawda nie zmienia się, jednak sposoby Jego działania oraz sposoby oddawania Mu czci, zmieniają się jak najbardziej. Mówi o tym wprost sam Pan, w czasie rozmowy z Samarytanką (J 4:21-24).
Aby znaleźć odpowiednie zastosowanie tekstów ST należy postąpić zgodnie z zasadą progresywności objawienia. Zasada ta oznacza, że teksty starsze należy interpretować w świetle nauki późniejszej. Ponieważ wiemy, że ostatecznym objawieniem woli Bożej jest osoba i dzieło Pana Jezusa, a Nowy Testament zawiera ją w sposób pełny i całkowity, więc poprzez światło Nowego Testamentu powinniśmy spróbować zrozumieć teksty wcześniejsze.
Wiemy już, że Boga nie czci się w świątyni, więc jaki sens ma ustanawianie zmian kapłańskich wielbiących nieustannie śpiewem Boga, skoro przybytek nie istnieje.
Wiemy, że ostateczną wypowiedzią Boga jest Pan Jezus Chrystus (Hbr 1:1-2), a Słowo Boże doszło do doskonałości (dojrzałości – 1Kor 13:10) w Nowym Testamencie. Nie ma, więc dziś miejsca na prorokowanie w żadnym tego słowa znaczeniu oprócz wygłaszania kazań opartych o Pismo Święte.
Niestety w niektórych środowiskach bardzo często zdarzają się proroctwa, a widywałem również wybuchy emocji instrumentalistów, nazywane prorokowaniem na instrumencie. Praktyki takie, żeby nie pozostawić cienia wątpliwości uważam za zwykłą cielesność. Nie służą one niczemu dobremu, a już na pewno nie służą zbudowaniu, skoro nie zawierają Słowa Bożego. Moim zdaniem praktyki takie mogą skutkować wprowadzeniem tylnymi drzwiami niezdrowego emocjonalizmu, do środowisk dotąd odpornych na tego typu zachowania. Nawet w 1Kor 14, przy okazji tłumaczenia adresatom bezużyteczności mowy językami bez daru tłumaczenia Apostoł Paweł, jako przykładu używa instrumentów muzycznych:
Wszak nawet przedmioty martwe, które dźwięk wydają, jak piszczałka czy cytra, gdyby nie wydawały tonów rozmaitych, to jak można by rozpoznać, co grają na flecie, a co na cytrze? A gdyby trąba wydała głos niewyraźny, któż by się gotował do boju? Tak i wy, jeśli językiem zrozumiale nie przemówicie, jakże kto zrozumie, co się mówi? Na wiatr bowiem mówić będziecie. Wiele, zaiste, jest rozmaitych dźwięków na świecie, i nie ma niczego bez dźwięku; Gdybym tedy nie znał znaczenia dźwięków, byłbym dla tego, kto mówi, cudzoziemcem, a ten, co mówi, byłby dla mnie cudzoziemcem. 1Kor 14:7-11
Czy w świetle powyższych słów dostrzegasz, Drogi Czytelniku absolutny bezsens solowego popisu określanego przez niektórych, jako prorokowanie na instrumencie? Wszystko, co ma odbywać się w zborze powinno służyć zbudowaniu, a więc powinno być zrozumiałe dla słuchającego i posiadać konkretną treść – Słowo Boże.
Przy okazji nadmienię o jeszcze jednej cesze muzyki. Jest nią łatwość wpadania w ucho i zapamiętywania melodii. W ten sposób sama muzyka posiada zdolność przemawiania. Jako negatywnego przykładu tego zjawiska mogę użyć przykładu wieży kościelnej w moim mieście, która co godzinę wybija melodię jakiejś pieśni kościelnej. Ja byłem kiedyś katolikiem, więc chcąc nie chcąc przypominają mi się słowa tych pieśni, z którymi dziś zazwyczaj nie zgadzam się. To samo jednak zjawisko dotyczy pozytywnej strony, gdy nosimy jakąś pieśń w swoim sercu i ta odzywa się w nas raz za razem chwałą dla Boga, bądź Jego Słowem.
Podsumowując omawiany pogląd uważam, że oczywiście z nauczania całej Biblii możemy wysnuć naukę odnośnie praktyk stosowanych w zborach chrześcijańskich, jednak powinniśmy to czynić w sposób odpowiedni, pamiętając aby starotestamentowe praktyki stosować w świetle nauczania nowotestamentowego. Tylko w ten sposób możemy ustrzec się błędów. Jak to uczynić? To bardzo proste: Widzę w Nowym Testamencie zastosowanie psalmów, hymnów i pieśni? Tak. Jest nawet nakaz w tym temacie, więc je praktykuję. Widzę zastosowanie instrumentów? Tak, również i tu jest nakaz apostolski, więc ich mądrze użyję. Nie widzę nauki na temat wielbienia Boga samym instrumentem, więc nie będę tak czynił. Nie widzę żadnego rodzaju tańca kultowego, więc też się od tego powstrzymam.
Niestety w niektórych kręgach chrześcijańskich panuje dokładnie odwrotna zasada, a mianowicie: wszystko, o czym nie mówi NT jest dozwolone. W związku z takim odwróceniem hermeneutyki biblijnej na zgromadzeniach pojawiają się osoby machające flagami niczym na lotniskowcu, gdy samoloty podchodzą do lądowania. Podobnie osoby te wydają się dawać znaki Duchowi Świętemu. Do tego często dochodzi taniec i wprost zabronione przez Biblię głośne mówienie językami. Nie mam pojęcia czemu coś takiego ma służyć, jeśli nie jedynie pobudzaniu emocji. Osobom, które coś takiego promują wydaje się chyba, że im bardziej „cudownie”, tym bardziej duchowo. Duch Święty jest Osobą Boską i Jego działanie nie zależy od okoliczności. Emocje odwrotnie. Są one wytworem człowieka, na którego wpłynęły czynniki zewnętrzne, jak wydarzenia, słowa innych ludzi, muzyka, itd.
Inną cechą Ducha Świętego jest Jego świętość. To on zmienia w sposób trwały ludzi, prowadząc do ich pokuty i trwałego uświęcania. Emocje, ponieważ pochodzą od nas samych powodują chwilową zmianę, jednak ponieważ brak w nich mocy Bożej zmiana taka szybko zanika. Mogliśmy to obserwować przy okazji śmierci JP2, gdy dochodziło do chwilowego pogodzenia różnych ludzi, np. kibiców – tyle mogą emocje.
Prawdę mówiąc nie znam ani jednego przypadku trwałej zmiany w życiu kogokolwiek po machaniu flagami czy tańcu „duchowym”. Jedyny sposób na obdarzenie człowieka mocą z wysokości jest karmienie duszy Słowem Boga poprzez jasne i zrozumiałe przekazywanie poselstwa Bożego także za pomocą pieśni oraz modlitwy.
Pogląd czwarty: Należy kierować się przykładami innych zborów w kwestii muzyki i stosować tylko niektóre instrumenty, jak fortepian, czy organy. Absolutnie niedopuszczalna jest perkusja i gitara elektryczna.
Oczywiście, że doświadczenia innych chrześcijan mogą być dla nas użyteczne. Sam niejednokrotnie zasięgałem rady starszych i mądrzejszych ode mnie braci w kwestiach, których nie rozumiałem, albo co do których miałem wątpliwości. Pamiętajmy jednak, że doświadczenia innych nie są obligatoryjne dla nas. Chrześcijanie mają przestrzegać nauczania Pisma Świętego, a nie kierować się tradycją takich czy innych kręgów. Niestety zetknąłem się z ogromną falą krytyki ze strony niektórych chrześcijan dotykającej szczególnie zastosowania niektórych instrumentów w zborze oraz w ramach akcji ewangelizacyjnych. To samo dotyczyło stylów muzycznych, szczególnie jazzu i rocka. Jako argument padały tu głównie przykłady zborów, takich czy owych. Pomimo moich próśb o przedstawienie biblijnej argumentacji, dlaczego ich zdaniem w zborze nie powinno się używać np. perkusji czy gitary basowej nie otrzymałem uzasadnionej biblijnie odpowiedzi. Zamiast tego spotkałem się z oskarżeniami wobec niektórych muzyków chrześcijańskich oraz z negatywnymi przykładami użycia jakiegoś instrumentu muzycznego, czy też stylu muzycznego.
To fakt, że w Polsce świat muzyki chrześcijańskiej w znacznym zakresie jest przeżarty grzechem, również ohydnym grzechem ekumenii . Niestety życie niektórych muzyków chrześcijańskich nie należy do przykładów duchowości, a często wręcz odwrotnie. Jednak czy mówi to cokolwiek na temat stylu muzycznego albo instrumentu? Moim zdaniem szatan nie mieszka w bębnie, ale co najwyżej używa cielesności człowieka. Ten temat rozwinę bardziej w części dotyczącej kwalifikacji muzyków usługujących.
Moim zdaniem zezwolenie na użycie fortepianu oraz zakaz używania gitary czy saksofonu są ze sobą sprzeczne. Środowiska, które tak czynią w żaden sposób nie potrafią uzasadnić takiego postawienia sprawy Słowem Bożym. Jeśli ktoś z czytelników potrafi podać takie uzasadnienie, to bardzo chętnie wysłucham , tym bardziej, że wiele spośród osób utrzymujących takie twierdzenie jest mi bardzo drogimi braćmi w Chrystusie.
Niestety fakt, że saksofon jest używany w „bezbożnym” jazzie, czy zadymionych i pełnych grzechu klubach nocnych nie stanowi tu argumentu, gdyż przedmiotami najczęściej używanymi przez wszystkich bezbożnych muzyków i we wszystkich, najbrudniejszych przybytkach grzesznej muzyki jest mikrofon i wzmacniacz. Podobnie jak mikrofonu i wzmacniacza możemy użyć właściwie bądź w sposób grzeszny, podobnie z każdym rodzajem instrumentu muzycznego. O ile jego dźwięk będzie pełnił rolę służebną względem Słowa, możemy użyć go właściwie.
Osobiście nie chciałbym żeby w naszym zborze był zestaw perkusyjny. Sądzę, że w naszej niedużej sali spowodowałby on skuteczną destrukcję nabożeństwa. Nie widzę jednak żadnych przeciwwskazań do użycia zestawu perkusyjnego w większej sali, której rozmiary mogą pozwalać na jego użycie bez uszczerbku dla słyszalności śpiewu wiernych. Oczywiście drugim istotnym czynnikiem przy rozważaniu użycia w zborze perkusji jest człowiek, ale o tym więcej powiem w części dotyczącej kwalifikacji usługujących.
Podobnie jak przy wyborze instrumentów, tak samo przy wyborze stylu muzycznego osobiście nie widzę żadnych biblijnych przeciwwskazań, o ile zachowany będzie warunek wzajemnej słyszalności uczestników nabożeństwa oraz podporządkowania muzyki względem poselstwa.
Wiem, że wielu naprawdę wspaniałych braci ogląda się wstecz za wspaniałymi pieśniami ze Śpiewnika Pielgrzyma, jednak czy aby na pewno słusznie? Oczywiście w zborze śpiewamy niektóre z tych pieśni, niektóre jednak zawierają poważne błędy językowe, nie mówiąc już o teologicznych, jak np. ulubiony w naszych kręgach „Szorstki Krzyż” czy pieśni wzywające do przyjścia Ducha Świętego. Osobiście nie kocham krzyża, na którym zmarł Pan Jezus, podobnie jak nie kocham bata, którym był bity. To narzędzia mordu na moim umiłowanym Panu. Myślę, że szatan otacza je szczególną estymą, stąd tyle krzyży w naszym zaprzedanym bałwochwalstwu kraju. Chrześcijanin miłuje samego Pana Jezusa, a nie narzędzia Jego kaźni. To samo dotyczy pieśni proszących o przyjście Ducha Świętego. Przypominam, że podobnie jak krzyżowa śmierć naszego Pana, także przyjście Ducha Świętego jest jednorazowym, niepowtarzalnym zbawczym aktem Bożej łaski, który miał miejsce w dniu pięćdziesiątnicy, o czym czytamy w 2 rozdz. Dziejów Ap.
Aby ocenić pieśń, dobrze jest rozważyć, którą cząstkę człowieka ona pobudza. Duszę czy ducha?
Niestety osoby mylące tradycjonalizm z biblijnym fundamentalizmem często przyjmują uświęcony tradycją śpiewnik bez wdawania się w analizę treści zawartych w nim pieśni.
Niektórzy chrześcijanie chcą odkurzać pieśni z czasów reformacji, bądź poszukiwać oryginalnych melodii do psalmów. Oczywiście można to robić i można takie rzeczy czasami śpiewać, pamiętajmy jednak, że to nie melodie, ale słowa Psalmów są natchnione. Pieśni historyczne, podobnie jak historyczne wyznania wiary są świadectwem czasów, w których powstały i choć dziś możemy z nich korzystać, pamiętajmy, że pasują one tekstem oraz melodią dokładnie do czasu ich powstania. Dziś melodie te są trudne do zaśpiewania dla nieprzygotowanych muzycznie osób. Pamiętajmy, że np. w czasach reformacji czy przebudzenia walijskiego poziom intelektualny ludzi, ich kultura, oczytanie, styl wypowiedzi oraz umiejętności muzyczne stały średnio na dużo wyższym poziomie niż obecnie. Może trudno się do tego przyznać, ale niestety średnio jesteśmy przy nich po prostu prymitywami, co jak mi się wydaje zawdzięczamy głównie państwowemu systemowi oświaty.
Podsumowując ten pogląd na kwestię muzyki stwierdzam, że dopóki osoby odrzucające niektóre instrumenty czy style muzyczne nie przedstawią biblijnych argumentów na poparcie takowej selekcji mamy prawo uznać, iż jest ona wymysłem czysto ludzkim opartym na tradycji, a nie na Piśmie Świętym. Uważam też pogląd taki za niebezpieczny, gdyż często prowadzi on do zamiany zdrowego fundamentalizmu biblijnego na tradycjonalizm, co stanowczo wykracza poza biblijne chrześcijaństwo.
Na dalszą część artykułu zapraszam, kliknij tutaj.