bólem niemym i szlochem łez suchych
przed ludzkim murem stoję
bez śmiałości by spojrzeć w ich oczy
niczym kamień raniące
(czy to ich pustka czy ja inna
znowu między lustrem a odbiciem swoim
tylko noc najcichsza przed brzaskiem
ze mną na kolana padła)
promień pierwszy twej łaski pomostem
nim po przebaczenie biegnę
tam nie słyszę już szeptów zza ściany
ona sama sobie winna