Jak oddałam swoje życie Jezusowi – świadectwo Doroty

Urodziłam się w katolickiej rodzinie. U nas nie mówiło się otwarcie o Bogu, no chyba, że były to westchnienia typu: „rany boskie”, „Matko Bosko jaki wielki chłop”.

Odkąd pamiętam, tliło się w moim sercu pragnienie bycia bliżej Boga. Kiedy choć trochę chciałam o Nim porozmawiać przy wigilijnym stole, byłam tłumiona przez siostrę. Pamiętam jak mówiła: „Znowu ta zakonnica chce nam zepsuć święta”.

Jako nastolatka kupiłam sobie Biblię za zarobione podczas wakacji pieniądze. Trudno mi było jednak przebrnąć przez pierwsze księgi. Nie mogłam pojąć znaczenia przelewanej krwi, znaczenia starotestamentowych ofiar czy przykazań. Choć Biblię miałam ze sobą zawsze, to jakoś, tak z czasem przestałam ją czytać.

Jako 25 letnia panna zostałam zaproszona przez ówczesnego narzeczonego, a dzisiejszego męża, pierwszy raz w życiu do kościoła innego niż katolicki. Był to zbór chrześcijan we Wrocławiu. Chciałam przed narzeczonym wyglądać na oryginalną i odważną dziewoję, więc się zgodziłam pójść.

Zostaliśmy tam bardzo ciepło przyjęci. Jakoś tak od razu uwierzyłam w ich miłość jaką nam okazali. Poza tym ci ludzie trzymali w ręku Biblię podczas nabożeństwa i wyglądało, że rozumieją jej treść. Zaskoczyło mnie to, że ksiądz tak po prostu w garniturze, i że wspomina coś o swojej żonie i dzieciach. Był to pastor Adam Otręba.

Zachodziliśmy oboje do tego kościoła uczęszczając jednocześnie na msze katolickie. Było to bardzo korzystne, bo mieliśmy porównanie, który kościół jest bardziej wierny Ewangelii. Szukałam Boga, bliższej z Nim relacji.

W 1993 roku przyjechaliśmy do Stanów Zjednoczonych. W każdą niedzielę byliśmy na mszy u Jezuitów. Kobiecie, u której wynajmowaliśmy mieszkanie, jakoś tak przy okazji opowiedzieliśmy, że w Polsce zachodziliśmy do takiego biblijnego kościoła i oni tam studiowali Słowo Boże. Wtedy ona przyznała się nam, że posyła swoje dzieci na zajęcia do polskiego Kościoła Baptystów choć sama nie myśli być członkiem takiego kościoła. Ucieszyliśmy się, że w Chicago są polskie biblijne kościoły i już od następnej niedzieli zaczęliśmy uczęszczać na nabożeństwa i na studium biblijne. Im więcej czytaliśmy Słowa Bożego, tym bardziej odsłaniało Ono nasze grzeszne życie. Myśleliśmy, myślalam, że skoro nie popełniam tych „ciężkich grzechów”, to nie jest ze mną tak źle, znam gorszych. Pismo Święte pokazało mi prawdziwe oblicze Boga i moje. Zobaczyłam jak wiele rzeczy w moim życiu nie może podobać się Bogu, nawet to w jaki sposób Go wywyższam, czy modlę się do Niego. Moja koncepcja zbawienia też okazała się inna niż koncepcja Stwórcy i Zbawiciela. Kiedyś myślałam, że nauka Boga i Kościoła to jedno.

Czytając Słowo Boże zobaczyłam, że ludzie wprowadzili sporo swojej nauki do Kościoła, ludzkiej nauki. Pan Jezus powiedział: „Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które sa nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie.” (Ew. Marka 7:6-8). Zobaczyłam, że nauka katolicka jest niezgodna, wręcz w wielu dogmatach sprzeczna z nauką Boga.

Pamiętam swoją ostatnią spowiedź w kościele katolickim. Przyznałam się księdzu, klęczac przy konfesjonale, że studiuję Słowo Boże w grupie biblijnej, no i że Bóg dotyka się mojego serca, że potrzebuję nowego narodzenia według nauki Pana Jezusa, potrzebuję się na nowo narodzić, że jestem grzeszna i chcę przyjąć zbawienie z rąk Pana Jezusa. Kiedy zirytowany ksiądz z naciskiem tłumaczył, że „oni tam sakramentów nie uznają”, że „potrzebuję publicznie przeprosić za to, że gdzieś tam chodzę”, wiedziałam w sercu swoim, że to jest moja ostatnia spowiedź w tym kościele. Wiedziałam już wtedy, że kościoły biblijne wypełniają sakramenty ustanowione przez Boga, wmawianie mi więc, że „oni tam sakramentów nie uznają” było czystym pomówieniem.

Wkrótce po tym odbyła się ewangelizacja w zborze. Przyjechał pastor Dwulat z Warszawy. Mówił o zbawieniu w Jezusie Chrystusie, o tym, że dzisiaj może być dzień twojego zbawienia, jutro nie należy do nas, że jutro może być za późno. Płakałam całe nabożeństwo, wiedziałam, że to wszystko co słyszę nie jest dla kogoś tam, ale dla mnie przede wszystkim.

Zapragnęłam nowego życia, zapragnęłam uświecenia, czystego, pełnego sensu życia. A pastor mówił, że to wszystko jest w Świętym i żywym Bogu – na co czekasz ? Kiedy zapytał czy ktoś pośród nas chciałby przeprosić Boga za swoje nieprawości i zaprosić Go do swojego życia, mocowały się we mnie rozmaite emocje, myśli, pragnienia i nagle jakby coś się urodziło. Decyzja – pragnę, tak Jezu, pragnę, abyś był Panem mojego życia. Pastor zachęcał, by podnieść rękę, dać znak, a ja wyskoczyłam w płaczu do przodu wołając: ja chcę.

Spłynęła na mnie niepojęta radość, lekkość. Apostoł Paweł w Liście do Efezjan pisze: „Zewleczcie z siebie starego człowieka, wraz z jego poprzednim postępowaniem, którego gubią zwodnicze żądze. I odnówcie się w duchu umysłu waszego. A obleczcie się w nowego człowieka, który jest stworzony według Boga w sprawiedliwości i świetości prawdy”.

Po kilku miesiącach zobaczyłam w Słowie Bożym, że kolejnym krokiem, krokiem wiary jest chrzest przez zanurzenie. 5-go lutego 1995 r. razem z mężem, przed zgromadzeniem chrześcijan wyznałam swoją wiarę w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa jako ofiarę za moje grzechy, wyraziłam pragnienie życia w/g Jego nauki i przyjęłam chrzest.

Jestem Bogu wdzięczna za to, że oczyścił moje życie, ubogacił, przemienił, zglębił je i uszczęśliwił pewnością życia wiecznego z Nim. „Pan jest z wami, jeżeli wy jesteście z nim, a jeżeli go szukacie, pozwoli wam się znaleźć” II Ks. Kronik 15:2

Dorota

Jeżeli masz jakieś pytania lub chciałbyś skontaktować się ze mną, to proszę wyślij e-mail na adres tej strony internetowej z dopiskiem „Dla Doroty”. Na pewno odpiszę.