Nazywam się Bogdan Podlecki. Moje życie, zanim poznałem osobiście Pana Jezusa Chrystusa, wyglądało w oczach i opiniach innych ludzi zupełnie poprawnie. Moja rodzina, w składzie żona i dwoje dzieci, żyła na dobrym poziomie materialnym. Oboje realizowaliśmy się zawodowo. Moja żona jest farmaceutką. Ja byłem nauczycielem i piąłem się po szczeblach kariery zawodowej jako dyrektor szkoły, potem jako autor podręczników i programów szkolnych. To wszystko pozwalało mi dawać wiarę we własne siły i możliwości. W moim życiu nie było miejsca dla Boga. Wydawało mi się, że Bóg nie jest mi potrzebny. Nie odczuwałem poczucia winy wobec Pana Boga. Formalnie chodziliśmy do Kościoła Katolickiego ze względu na tradycję rodzinną i to zaspokajało moje potrzeby religijności. Teraz mogę powiedzieć, tak jak Job, że „tylko ze słyszenia wiedziałem o tobie” (Job 42:5). Co prawda Biblia mówi, że „wiara tedy jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (Rz 10:17). Jednak teraz wiem, że słyszeć, to nie zawsze znaczy usłyszeć.
Moja żona dwadzieścia lat wcześniej, jeszcze przed naszym ślubem, przeżyła coś osobistego z Bogiem. Uczestniczyła w „ruchu oazowym” i będąc liderem w grupie, nie podporządkowała się ustalonym regułom. Została usunięta z tego ruchu za spontaniczne, niezrozumiałe dla księży, prowadzenie grupy w modlitwie. Potem przez pewien czas uczestniczyła w spotkaniach pewnej niezależnej grupy domowej. Jednak wyszła z niej duchowo poraniona, w wyniku niedojrzałości lidrów tej grupy. Siostra żony wraz ze swoim obecnym mężem, po opisanych wyżej doświadczeniach, zostali wykluczeni z Kościoła Katolickiego. Utworzyli inną grupę niezależną, by po kilku latach założyć zbór w Mysłowicach, obecnie w strukturze Kościoła Bożego w Chrystusie. W międzyczasie nasza rodzina przeprowadziła się do Kotliny Kłodzkiej. Obecność Boga, a ściślej mówiąc, brak Jego odczuwania w naszym życiu był tematem „tabu”. Jak już wspomniałem nasze kariery zawodowe motywowały nas w zakresie budowania własnej niezależności. Z czasem zaczęliśmy żyć obok siebie, pochłonięci własnym rozwojem zawodowym.
Przykład chrześcijańskiego życia, jaki widzieliśmy w rodzinie z Mysłowic był dla nas „solą w oku”. Nasz kilkunastoletni syn Tomek zaczął porównywać nasze życie rodzinne z „innym” życiem rodziny z Mysłowic. To porównanie nie wypadło w jego oczach na naszą korzyść. Manifestowane poprzez bunt Tomka wyniki tych porównań nie wpłynęły na mnie mobilizująco, ale przeciwnie spowodowały, że się „wycofałem” w roli „głowy rodziny”. Ciężar ratowania więzi rodzinnych spoczął na mojej żonie i stało się to powodem coraz liczniejszych konfliktów i obopólnych ucieczek w niezależność. To był klasyczny przykład mechanizmu porażki, w którym wskutek skoncentrowania się na sobie, spowodował poczucie niższości oraz w konsekwencji lęk, pychę i umocnienie poczucia niezależności, które z kolei spowodowały nieposłuszeństwo i bunt. Dzisiaj widzimy to wyraźnie w duchowym swietle. Manifestacje „ducha wycofania” w moim przypadku i „ducha kontroli” ze strony mojej żony spowodowały faktyczny rozkład naszego małżeństwa. Próby mediacji ze strony siostry żony i jej męża powodowały tylko poczucie zamachu na naszą niezależność. Tomek zaczął się izolować i doszło do tego, że uciekał w alkohol, a potem w narkotyki. Także przed dorastającą córką Joanną nie udawało się ukryć sytuacji konfliktowych. Wtedy zacząłem zastanawiać się nad słowami usłyszanymi kiedyś od szwagra Leszka z Mysłowic: „potrzebujecie Boga” oraz „bez Boga utracicie Tomka”.
Biblia zawsze stała u nas na półce. Z początku zacząłem ukradkiem ją czytać z motywacją, że znajdę w niej coś, co będzie w sprzeczności z tym, co widziałem w życiu rodziny z Mysłowic. Jednak miałem już poczucie, że zawiodłem jako mąż i ojciec. Sytuacja z Tomkiem bardzo się pogarszała i zaczął nawet mieć kontakty z grupą satanistyczną. Za namową Danki i Leszka zgodziliśmy się na wyjazd syna na obóz chrześcijański. Tam Tomek przeżył uwolnienie. Jednak po powrocie diabeł bronił swoich zdobyczy i Tomek zaczął wracać do starego życia. Realizowało się to, co jest napisane we fragmencie Bożego Słowa.
(Łuk 11:24-26): „A gdy duch nieczysty wyjdzie z człowieka, wędruje po miejscach bezwodnych, szukając ukojenia, a gdy nie znajdzie, mówi: Wrócę do domu swego, skąd wyszedłem. I przyszedłszy, zastaje go wymiecionym i przyozdobionym. Wówczas idzie i zabiera z sobą siedem innych duchów, gorszych niż on, i wchodzą, i mieszkają tam. I bywa końcowy stan człowieka tego gorszy niż pierwotny”.
Pan Bóg jednak miał plan, żeby zbawić całą naszą rodzinę.
Pierwsza zaczęła szukać Bożego oblicza moja żona. Przeżyła nowo narodzenie jesienią 2002 roku. Ja w dalszym ciągu byłem ślepy duchowo i nie wiązałem sytuacji Tomka z walką duchową o naszą rodzinę. Jednak obserwowałem dobre zmiany, jakie zaszły w mojej żonie. Czytając ukradkiem Biblię, trafiłem na fragment, którym Bóg przemówił do mnie osobiście.
(Mat 7:7-11): „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą. Czy jest między wami taki człowiek, który, gdy go syn będzie prosił o chleb, da mu kamień. Albo, gdy go będzie prosił o rybę, da mu węża? Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą”.
Od tego momentu Biblia przestała być dla mnie tylko intelektualną przygodą, ale stała się żywym słowem dla mojego życia. Moje serce było już złamane, ale dalej miałem problem z całkowitym poddaniem mojego życia pod Bożą zależność.
W marcu 2003 roku pojechaliśmy na konferencję do zboru w Mysłowicach. Usługiwał ewangelista z Nigerii, Godson Chikama Onyekwere, dzisiaj John Godson, poseł na polski Sejm. Głoszone przez niego Słowo Boże spowodowało, że uświadomiłem sobie ogrom konsekwencji grzechu w moim życiu i moc Bożego wybaczenia. Zareagowałem na wywołanie ewangelizacyjne i przyjąłem Jezusa Chrystusa jako mojego osobistego Pana i Zbawiciela. Odtąd, Pan Bóg połączył nas ponownie w jedno z moją żoną. Stracone lata bez Boga w naszym życiu nadrabialiśmy przyspieszonym Bożym kursem dojrzałości chrześcijańskiej. Oczywiście odbywało się to etapami i nie bez przeszkód. Zaczęliśmy wspólnie walczyć w modlitwie o Tomka i to była prawdziwa wojna duchowa. Dzisiaj widzimy to w innym, duchowym świetle i wiemy jaką moc ma modlitwy wstawiennicza Adamskich z Mysłowic, czy innych wierzących, np. z Kłodzka. Tomek przeżył prawdziwe nowo narodzenie kilka tygodni później, a wkrótce potem nawróciła się nasza córka Joanna. Wszyscy znaleźliśmy swoje miejsce w Kościele Pana Jezusa Chrystusa. Chwała Bogu za to, że jest wierny i przyznał się do nas wszystkich, pieczętując swoim Duchem Świętym. Obecnie nasze dzieci są misjonarzami w Indiach i Nepalu.
Dzisiaj nie mam przekonania, że 40 lat, które przeżyłem przed nawróceniem, to czas stracony. To był Boży plan. Wszelkie nasze doświadczenia z tego okresu Pan Bóg wykorzystuje w pracy dla Swojego Królestwa. Poddajemy się Bożemu oczyszczaniu, przemianie i kształtowaniu charakteru. Pragniemy ciągle, zgodnie z Jego wolą razem Mu służyć w Kościele Pana Jezusa Chrystusa według wskazań Słowa Bożego.
(Ef 5:22-27): „Żony, bądźcie uległe mężom swoim jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak Chrystus Głową Kościoła, ciała, którego jest Zbawicielem. Ale jak Kościół podlega Chrystusowi, tak i żony mężom swoim we wszystkim. Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i niepokalany”.