Jest to smutkiem mojego serca i chociaż nie przypisuję sobie żadnego szczególnego natchnienia, czuję jednak, że zasmuca to również Ducha.
Ponieważ znam siebie samego, wiem, że miłość jest motywem do pisania o tym. To, co piszę tutaj nie jest zakwaszeniem umysłu spowodowanym przez spory z moimi współchrześcijanami. Nie było takich sporów. Nie byłem skrzywdzony, źle potraktowany, czy zaatakowany przez kogokolwiek. Moje obserwacje nie wyrosły również z jakiś nieprzyjemnych doświadczeń, które miałem w moich kontaktach z innymi. Moje kontakty z kościołem, oraz z chrześcijanami innych denominacji, były przyjazne, uprzejme i przyjemne. Smutek mój jest wynikiem stanu, jaki według mnie panuje w kościołach.
Myślę również, że powinienem przyznać, iż jestem osobiście zaangażowany w sytuację, nad którą boleję. Tak jak Ezdrasz w swojej wielkiej modlitwie wstawienniczej, ja również włączam siebie w poczet tych, którzy źle czynią. „Rzekłem: Boże mój! Wstydzę się i nie ośmielam się podnieść swego oblicza do Ciebie, Boże mój, gdyż nasze winy wyrosły nam ponad naszą głowę, a nasze grzechy dosięgły aż nieba” Każde twarde słowo wypowiadane tutaj przeciwko komukolwiek, odnosi się również do mnie. Ja również jestem winny. jest to pisane z nadzieją, że wszyscy zwrócimy się do Pana, naszego Boga, i nie będziemy więcej grzeszyć przeciwko Niemu.
Pozwólcie, że przedstawię przyczynę mojego smutku. Jest ona następująca:
Jezus Chrystus nie ma dzisiaj żadnego autorytetu wśród grup, które nazywają się Jego imieniem.
Mówiąc to nie mam na myśli katolików, liberalnych chrześcijan, ani różnych niby chrześcijański kultów. Myślę natomiast ogólnie o protestanckich kościołach i zaliczam do nich tych, którzy najgłośniej protestują przeciwko temu, że znajdują się w duchowym odstępstwie od naszego Pana i Jego apostołów, mianowicie o ewangelicznych chrześcijanach.
Podstawową doktryną Nowego Testamentu jest to, że po swoim zmartwychwstaniu Człowiek Jezus ogłoszony został przez Boga Panem i Chrystusem, i że Ojciec przekazał Mu całkowite panowanie nad Kościołem, to znaczy nad Jego Ciałem. On ma wszelką władzę na niebie i na ziemi. W swoim odpowiednim czasie posłuży się nią w pełni, ale podczas tego okresu w historii pozwala, aby władza ta była poddana w wątpliwość, czy też ignorowana przez Kościół.
Ignoruje się to, że Jezus jest Panem
Obecna pozycja Chrystusa w kościołach ewangelicznych może być porównana do króla w ograniczonej monarchii konstytucyjnej. Król /czasami określany terminem „Korona”/, jest w takim kraju niczym więcej jak tradycyjnym punktem odniesienia, przyjemnym symbolem jedności i lojalności, tak jak flaga albo hymn narodowy. Jest wychwalany, fetowany i wspomagany, ale jego prawdziwa władza jest niewielka. Nominalnie jest on głową wszystkiego, ale w każdej kryzysowej sytuacji ktoś inny podejmuje decyzje. W czasie formalnych uroczystości pokazuje się w swojej królewskiej szacie, aby wygłosić przemówienie, nudną mowę, która została ułożona przez rzeczywistych władców kraju. Cała sprawa może nie być niczym innym jak udawanym wierzeniem, ale jest zakorzeniona od czasów starożytności i stanowi dobrą zabawę, której nikt nie chce się pozbawić. Wśród kościołów ewangelicznych Chrystus jest czymś więcej niż umiłowanym symbolem. „Przed Twe ołtarze zanosimy błaganie” jest narodowym hymnem Kościoła, krzyż jest oficjalną flagą, ale w cotygodniowych nabożeństwach i codziennym prowadzeniu się członków Kościoła ktoś inny, nie Chrystus, podejmuje decyzje. W pewnych okolicznościach Chrystusowi pozwala się powiedzieć „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy spracowani i obciążeni jesteście” albo „Niech się nie trwoży serce wasze”, ale kiedy kończy się przemówienie, ktoś inny przejmuje ster. Ci, którzy faktycznie przejmują władzę, decydują o standardach moralnych kościoła, tak jak i o wszystkich celach i metodach stosowanych do ich osiągnięcia. Z powodu długiej i drobiazgowej organizacji, możliwym jest teraz, aby najmłodszy pastor, zaraz po seminarium, miał więcej autorytetu niż Chrystus.
Chrystus ma nie tylko małą albo żadną władzę; również Jego wpływ staje się coraz mniejszy. Nie powiedziałem, że nie ma żadnego wpływu, ale że jest mały i zanikający. Dobrym porównaniem byłby wpływ Abrahama Lincolna na Amerykanów. Poczciwy Abraham jest ciągle idolem kraju. Podobizna jego miłej, szorstkiej twarzy, tak znajomej, że aż pięknej pojawia się wszędzie. Łatwo jest się dać wprowadzić w błąd. Dzieci wychowywane są na opowiadaniach o jego miłości, uczciwości i skromności.
Ale gdy już weźmiemy w garść nasze delikatne emocje. Co nam pozostaje? Nic, prócz dobrego przykładu, który w miarę upływu czasu, staje się coraz bardziej nie realny i wywiera coraz mniejszy wpływ. Każdy łajdak jest gotowy owinąć się długim czarnym płaszczem Lincolna. W zimnym świetle politycznych faktów w Stanach Zjednoczonych, ciągłe nawiązywanie do Lincolna przez polityków jest cynicznym żartem. Chrześcijanie nie zapomnieli tego, że Jezus jest Panem, ale zostało to przeniesione do zbioru hymnów, gdzie wszelka odpowiedzialność wobec tego może być rozładowana w blasku przyjemnych religijnych emocji. Albo, jeżeli jest to teoretycznie nauczane w klasie, to w praktycznym życiu rzadko stosowane. Myśl, że Człowiek Chrystus Jezus ma ostateczną absolutną władze nad całym Kościołem, a ponad to, nad jego członkami w każdym szczególe ich życia, jest po prostu nie do przyjęcia przez szeregi i rzędy ewangelicznych chrześcijan.
Unikając Chrystusa jako Pana
Robimy coś takiego: Przyjmujemy chrześcijaństwo naszej grupy jako identyczne z nauką Chrystusa i Jego apostołów. Stawiamy znak równości pomiędzy wierzeniami, praktykami, etyką i działaniami naszej grupy a chrześcijaństwem Nowego Testamentu. Cokolwiek grupa myśli, mówi lub czyni, jest biblijne i nikt tego nie kwestionuje. Zakłada się, że Pan oczekuje od nas, abyśmy zaangażowali się w działalności tej grupy. Czyniąc tak zachowujemy przykazania Chrystusa.
Aby uniknąć przykrej konieczności posłuszeństwa albo prostych zaleceń naszego Pana zawartych w Nowym Testamencie, znajdujemy ucieczkę w ich liberalnej interpretacji. Kazuistyka nie ogranicza się tylko do teologów katolickich. My, chrześcijanie ewangeliczni, wiemy również jak omijać krawędź posłuszeństwa poprzez stosowanie szlachetnych i zawiłych wyjaśnień. Są one dopasowane do ciała. Usprawiedliwiają nieposłuszeństwo, pocieszają cielesność i sprawiają, ze słowa Jezusa Chrystusa nie przynoszą efektu. A istotą tego wszystkiego jest to, że Chrystus po prostu nie mógł mieć na myśli tego, co powiedział. Jego nauka jest akceptowana nawet teoretycznie, ale tylko po tym, jak została osłabiona przez interpretację.
A jednak Chrystusa radzi się coraz więcej ludzi z „problemami” i szukają Go ci, którzy pragną pokoju umysłu. Chrystus jest polecany jako rodzaj duchowego psychiatry z godną uwagi mocą do prostowania ludzi. Jest w stanie uwolnić ich od poczucia kompleksu i winy i pomóc im uniknąć poważnych urazów psychicznych poprzez gładkie i proste przystosowanie się do społeczeństwa i swoich własnych pomysłów. Oczywiście ten dziwny Chrystus nie ma żadnego związku z Chrystusem Nowego Testamentu. Prawdziwy Chrystus jest również Panem, ale ten grzecznościowy Chrystus jest minimalnie większy niż służący. Przypuszczam jednak, że powinienem podać kilka konkretnych dowodów, aby poprzeć moje oskarżenie, że Chrystus ma dzisiaj niewielki lub żaden autorytet wśród kościołów. Pozwolę sobie zadać kilka pytań, a odpowiedzi niech będą dowodem.
Niemiły dowód
Która rada zborowa radzi się Pana zanim podejmie decyzję w omawianych sprawach? Niech ktokolwiek czytając to, kto miał doświadczenie w radzie zborowej, spróbuje sobie przypomnieć chwile lub chwilę, kiedy to członek rady czytał z Biblii, aby uzasadnić pewien punkt; albo kiedyś jakiś przewodniczący zasugerował, aby bracia zwrócili się do Pana po instrukcje odnośnie poszczególnych spraw? Spotkania rad zborowych są rozpoczynane formalną modlitwą , albo „chwilą” modlitwy, po czym Głowa Kościoła milczy z respektem, gdy prawdziwi rządcy przejmują pałeczkę. Jeżeli ktoś zaprzecza temu, niech przedstawi dowody, że tak nie jest. Pierwszy chętnie tego wysłucham.
Jakie kierownictwo Szkoły Niedzielnej szuka wskazówek w Słowie? Czy członkowie niezmiennie nie twierdzą, że wiedzą wszystko co powinni robić, i że jednym ich problemem jest znalezienie bardziej efektywnych środków do wykonania zadań? Plany, działania, „operacje” i nowe techniki metodologiczne zajmują cały ich czas i uwagę. Modlitwa przed nabożeństwem to prośba o boską pomoc wykonaniu ich planów. Oczywiście, myśl o tym, że Pan mógłby mieć dla nich kilka instrukcji, nigdy nie przyjdzie im do głowy. Kto pamięta, aby jakiś przewodniczący konferencji przyniósł swoją Biblię i położył ją na stół w celu korzystania z niej? Minuty, przepisy, porządek obrad? Tak! Święte przykazania Pana? Nie! Istnieje absolutne rozgraniczenie pomiędzy czasem społeczności a spotkaniem rady zborowej. Pierwsze nie ma powiązania z drugim.
Jaka rada misji zagranicznej chce postępować według wskazówek Pana podanych przez Jego Słowo i Jego Ducha? Wszyscy myślą, że tak robią, faktycznie zaś zakładają, że to robią jest biblijne i proszą tylko o pomoc w wykonaniu tego. Mogą modlić się całą noc, aby Bóg dał powodzenie ich przedsięwzięciom, ale Chrystus jest pożądany jako pomocnik, a nie jako Pan. Ludzkie środki są przeznaczone do osiągnięcia zamierzeń uważanych za boskie. Przeradzają się w sztywne formy, a Pan nie ma już nic do powiedzenia.
Gdzie jest władza Chrystusa w prowadzeniu publicznego nabożeństwa. Prawdą jest, że Pan rzadko kieruje nabożeństwem, a wpływ jaki wywiera jest bardzo mały. Śpiewamy o Nim i mówimy kazania, ale Jezus nie może się wtrącać ; uwielbiamy Go na swój sposób i musi to być prawidłowe, ponieważ zawsze robiliśmy tak my i kościoły naszego ugrupowania.
Jaki chrześcijanin, spotykając się z problemem moralnym, czyta od razu Kazanie na Górze, albo inny fragment Nowego Testamentu, żeby znaleźć najlepszą odpowiedź. Kto pozwala by słowa Chrystusa były ostatecznym autorytetem na temat dawania, kontroli narodzin, wychowania rodziny, osobistych nawyków, dziesięciny, rozrywki, kupna, sprzedaży i innych ważnych rzeczy?
Jaka szkoła teologiczna, od zwykłej szkoły biblijnej wzwyż, mogłaby działać, gdyby miała uczynić Chrystusa Panem każdego działania? Może są takie i mam nadzieję, że są, ale uważam, że mam racje mówiąc, że po to, aby mogła działać, zmuszona jest do przyjęcia takiego postępowania, na które nie ma usprawiedliwienia w Biblii. A więc mamy takie anomalia: autorytet Chrystusa jest ignorowany, aby utrzymać szkołę, w której uczy się, oprócz innych rzeczy, autorytetu Chrystusa.
Przyczyny upadku autorytetu Chrystusa
Jest wiele przyczyn zanikania autorytetu Pana. Wymienię tylko dwie. Jednym z nich to siła przezwyciężeń, wydarzeń i tradycji wśród starszych grup religijnych. Te, jak magnes, oddziałują na każdą cząstkę praktyk religijnych w grupie, i to jest ustawiczna presja w jednym kierunku. Oczywiście, ten kierunek zmierza do podporządkowania się status quo. Nie Chrystus, ale obyczaj jest panem tej sytuacji. To samo przeszło /być może w mniejszym stopniu/ do innych grup, takich jak kościoły pełnej ewangelii, kościoły uświęceniowe, zielonoświątkowe, fundamentalistyczne i wiele niezależnych międzywyznaniowych kościołów w całej Ameryce Północnej. Drugim powodem jest przebudzenie się intelektualizmu wśród ewangelicznych chrześcijan. Jeżeli właściwie oceniam sytuację, nie jest to tak bardzo pragnieniem nauki, jak pragnieniem reputacji przez uczonych ludzi. Z tego powodu dobrzy ludzie, którzy powinni znać się na rzeczy, postawieni są w pozycji współpracującej z nieprzyjacielem. Wyjaśnię to.
Nasza ewangeliczna wiara /którą uważam za prawdziwą wiarę w Chrystusa i Jego apostołów/ jest obecnie atakowana z wielu różnych kierunków. W zachodnim świecie nieprzyjaciel przewidział przemoc. Już więcej nie przychodzi do nas z mieczem i stosem; teraz przychodzi z uśmiechem, przynosząc prezenty. Podnosi swoje oczy ku niebu i przysięga, że także wyznaje wiarę naszych ojców, ale jego właściwym celem jest zniszczyć tę wiarę, albo przynajmniej ją unowocześnić do takiego stopnia, że nie będzie stanowiła już nic więcej ponadnaturalnego. Przychodzi w imieniu filozofii, psychologii, czy antropologii; ze słodką argumentacją nakłania nas do przemyślenia naszej historycznej pozycji, mniejszej surowości, większej tolerancji i szerszego zrozumienia. Posługuje się świętym żargonem naszych szkół i wielu naszych półwykształconych chrześcijan biegnie ślepo za nim. Rzuca stopnie akademickie gramolącym się synom proroków, tak jak Rockefeller rzucał dziesięciocentówki dzieciom wieśniaków. Ewangelikalni chrześcijanie, którzy z pewnym usprawiedliwieniem zostali oskarżeni o brak prawdziwego poziomu naukowego, teraz łapią się tych symbolicznych pozycji z błyszczącymi oczami, a kiedy je już mają, nie mogą uwierzyć własnym oczom. Kręcą się w pewnego rodzaju ekstatycznym niedowierzaniu, co można by porównać do zachowania solisty chóru wiejskiego, mającego zaśpiewać w La Scala. /najsłynniejsza sala koncertowa – przyp. tłum./
Wybór należy do nas
Dla prawdziwego chrześcijanina jednym prawdziwym sprawdzianem jego obecnego stanu i najwyższej wartości wszystkiego co religijne, jest miejsce, jakie Pan zajmuje w tym wszystkim. Czy on jest Panem czy symbolem? Czy jest Szefem, czy tylko jednym z załogi? Czy On decyduje o wszystkim, czy tylko pomaga zrealizować plany innych? Wszystkie religijne działania , od najprostszego czynu indywidualnego chrześcijanina, do kosztownych rozważnych działań całej denominacji, mogą być sprawdzone przez odpowiedź na pytanie, czy Jezus Chrystus jest Panem tego przedsięwzięcia. To czy nasze uczynki okażą się drzewem, słomą i sianem, czy złotem, srebrem i drogocennymi kamieniami, w tym wielkim dniu, zależeć będzie od właściwej odpowiedzi na to pytanie.
Cóż więc mamy robić? Każdy z nas musi zadecydować, a są co najmniej trzy możliwe wyjścia. Jedno, to powstać z oburzeniem i oskarżyć mnie o nieodpowiedzialne przedstawienie sytuacji. Drugie, to zgodzić się z tym co tutaj zostało napisane, ale zadowolić się faktem, że są wyjątki, a my stanowimy właśnie ten wyjątek. Trzecie, to z pokorą i uniżeniem wyznać, że zasmuciliśmy Ducha i znieważyliśmy naszego Pana nie dając Mu miejsca, które dał Mu Jego Ojciec jako Głowie i Panu kościoła.
Pierwsze i drugie wyjście potwierdzi zły stan. Trzecie, jeżeli będzie doprowadzone do końca, może usunąć przekleństwo. Decyzja należy do nas.
A.W.Tozer