Wojciech Wieja
Intryguje mnie historia powstania i funkcjonowania dwóch zborów: w Efezie i Koryncie. Zadaję sobie pytanie, w którym z nich chciałbym być? A może w żadnym z nich, tylko jakimś innym? Tytuł wskazuje na pewną rywalizację między tymi dwoma zborami. W rzeczywistości pewnie nie walczyły one ze sobą, ale celowo użyłem tej formy, aby prześledzić pewne, również moje, postawy występujące współcześnie w Kościele.
Powstanie zboru efeskiego wiąże się ściśle z przybyciem apostoła Pawła i wpływem, jaki wywarł na grupkę wierzących w Efezie. Zanim jednak pojawił się Paweł, życie w Efezie ubarwiał niejaki Apollos, krasomówca i znawca Pism. Znał on tylko chrzest Jana (Chrzciciela). Pryscylla i Akwila wyjaśnili mu, jak się sprawy dokładniej mają (Dz.Ap.18,24-28), po czym Apollos swobodnie nauczał w różnych zborach, aż wylądował w Koryncie. Do tego wątku wrócę później, a tymczasem zajmę się Pawłem. W 19. rozdziale Dziejów Apostolskich czytamy, że „podczas, gdy Apollos przebywał w Koryncie, obszedł Paweł wyżynne okolice i przyszedł do Efezu, a spotkawszy niektórych uczniów…” (w.1.) wypytał ich, jak wierzą. Okazało się, że podobnie jak wcześniej Apollos, również wierzą według nauk Jana Chrzciciela. To nie była „zła wiara”, ale Paweł nie wahał się ani chwili. Zwyczajnie dołożył do ich poznania własne objawienie na temat chrztu wodnego i Ducha Świętego, a oni przyjęli to z radością. Tutaj wstawię pierwsze odniesienie do współczesnych działań międzykościelnych. Wyglądają one diametralnie różnie od tego, co zaprezentował Paweł. On przecież nie usiadł z uczniami Jana przy kawce i nie zaczął rozważać dobrych stron poziomu objawienia przez nich prezentowanego. Nie powiedział, że z tej nauki weźmiemy takie – dobre dla ogółu ludzkości – pozytywy, a z tamtej inne. Przecież mamy się wzajemnie miłować, więc powinniśmy zaczerpnąć trochę od baptystów, trochę od zielonoświątkowców, może i od katolików (bo przecież nie wszystko mają takie złe), a idąc tym tropem weźmy też pokojowe wycinki z satanistycznej, faszystowskiej ideologii islamskiej lub „miłujmy kwiaty, zwierzęta i ludzi” z buddyzmu. Nie! Apostoł nie wnikał w dyskusję o możliwościach kompromisu i złagodzenia apostolskiej nauki. Zwyczajnie przedstawił objawienie Ducha świętego, a uczniowie Jana na szczęście przyjęli je jako swoje i odtąd funkcjonowali na zaktualizowanym duchowym oprogramowaniu. Przełożyło się to na dynamiczny wzrost kościoła w Efezie. Po tym wydarzeniu Paweł przez około dwa lata był w Efezie, kładąc fundament pod solidną duchową budowlę. Moją uwagę zwraca fakt, że list Pawła do efeskiego zboru nie zawiera litanii napomnień, ostrzeżeń i korekt. Zamiast tego widzę głębię objawienia dzieła Jezusa na krzyżu, Jego pozycji w okręgach niebieskich ponad wszelką władzą i zwierzchnością (Ef.1,21), a tym samym pozycji Kościoła ogólnie i każdego wierzącego w szczególe (temat zbroi Bożej z 6. rozdziału).
Teraz czas na Korynt, więc nie będzie już tak wesoło i przyjemnie. Przyczynił sie do tego, niestety, wspomniany wcześniej Apollos. Nie do końca jestem pewny, czy stało sie tak przy jego świadomym udziale, ale faktem jest, że jeden z podziałów wśród zborowników w Koryncie nastapił po przybyciu Apollosa. Ludzie zaczęli tworzyć frakcje: Apollosowi, Kefasowi i Pawłowi. Żaden ze wspomnianych nauczycieli, apostołów, proroków stojących mimo woli na czele frakcji nie był z gruntu zły ani przeciwny Drodze Pańskiej, a mimo to apostolskie wezwanie do jednomyślności brzmi mocno w obydwu listach Pawła do Koryntian. Paweł przestrzega również przed porównywaniem go z Apollosem czy innymi nauczycielami (1Kor.4,6) ostrzegając równocześnie, że prędzej czy później on przyjdzie do nich i zapozna się z ich nauką konfrontując elokwencję z mocą Ducha Świętego (w.19-20). Apollos jest przedstawiony w Bilbii trochę jakby był wędrownym kaznodzieją, nauczycielem, którego z przyjemnością się słucha, ale który nie do końca jest ugruntowany w nauce apostolskiej. Dlatego Paweł w listach przypomina, że nauczycieli wprawdzie jest wielu wśród nas, ale duchowych ojców, takich jak on, niewielu. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nauczanie Pawła nic nie straciło na aktualności. Wprawdzie instytucja wędrownych kaznodziejów zanika, ale jako że przyroda nie znosi próżni, mamy prawdziwy wysyp internetowych głosicieli. Trochę tam (w Internecie) jest fajnych kazań, trochę częściowo fajnych kazań i tych absolutnie nie nadających się do publikacji bzdur. Swego czasu zagłębiałem się w różne teksty – szczególnie autorstwa tzw. łowców herezji. Pasjonowałem się tym, co zrobił Benny Hinn, albo co powiedziała Joyce Meyer (oczywiście w kontekście rzekomej niebiblijności ich nauk). Pewnego dnia odkryłem, że zaśmiecanie sobie umysłu tabloidowymi nowinkami powoduje u mnie przyspieszone bicie serca i problemy ze skupieniem się na czytaniu Słowa i modlitwie z wiarą. Postanowiłem nie fascynować się apollosowymi rewelacjami i skupić się na objawieniu Słowa Bożego przez Ducha Świętego podczas osobistej społeczności z Nim jak również wsłuchując się w nauczanie wypróbowanych sług Bożych. Bo nawet z pozoru ciekawe kazanie może okazać się w jednym lub dwóch punktach nie do zaakceptowania. Wiele czytałem wezwań do świętego życia, zmiany nastawienia wobec Boga, duchowego przebudzenia itp. a równocześnie zawierających bzdury na przykład na temat dziesięciny (jako niebiblijnej praktyki służącej wyłudzaniu pieniędzy), kontestujących zgromadzanie się co niedzielę w budynkach kościelnych (bo przeciez należy się po domach zgromadzać) czy obwiniających kobiety i ich hormony za całe zło w kościele. Takie i inne wypociny okraszane bywają cytatami z Davida Wilkersona lub Berta Clendennena uwłaczając tym mężom Bożym. Rozeznanie jest możliwe pod warunkiem, że wyłączę telewizor, wyloguję się z Facebook,a, zabiorę Biblię i zamknę się w komorze na co najmniej godzinę dziennie. Jeżeli mam brać za wzór któryś z tytułowych zborów, muszę przypomnieć piłkarskie powiedzenie: dwudziestu dwóch chłopa biega za piłką przez dziewięćdziesiąt minut, a na końcu i tak wygrywają Niemcy. Więc mój faworyt jest gdzie indziej – w Antiochii. Właśnie to wzorcowe funkcjonowanie zboru w Antiochii przyczyniło się do powstania zborów w Efezie, Koryncie i w wielu innych miastach. Wprawdzie niewiele wiemy jak dokładnie wyglądał zbór w Antiochii, ale jedno jest pewne: członkowie służyli Bogu w postach, modlitwie i posłuszeństwie Duchowi Świętemu (Dz.Ap.13,1-3) co zaowocowało wspaniałą służbą Pawła, Barnaby, Sylasa i innych. Nie bardzo to pasuje do współczesnego humanistycznego obrazu kościoła. Kościół ewoluował z dobrze pojmowanej teokracji w kierunku demokracji, czyli władzy ludzi na stanowiskach. Trochę z tego pojawiło się już w Koryncie, ale obecnie przeżywamy apogeum uzależnienia od opinii różnych zborowych frakcji i próby dopasowania do nich kościoła. Objawienie Ducha Świętego zastąpione jest demokracją. Przyczyną a zarazem samonapędzającym się skutkiem takiego stanu rzeczy jest z jednej strony brak proroków, nauczycieli, apostołów a z drugiej również brak wysyłanych przez nich do służby Pawłów, Sylasów, Barnabów, Tymoteuszów… To grozi katastrofą, a w najlepszym razie co niedzielnym, niegroźnym dla warowni diabelskich spotkaniem „ławkowców”.
Każdy z nas musi wybrać drogę, którą idzie przez życie. Nawrócenie to dopiero początek. Później można być jak uczniowie Jana w Efezie z radością przyjmujący apostolskie objawienie lub jak korynccy „rozłamowcy”, którzy pomimo obfitości darów duchowych, pogubili się. Gwarancją (pieczęcią) podążania we właściwym kierunku jest społeczność z Duchem Świętym, który zawsze potwierdzi w nas naukę głoszoną przez Bożych nauczycieli, apostołów czy proroków.
Wojtek Wieja