Rola postu w życiu chrześcijanina

Bert Clendennen
„Człowiek według Bożego serca”
Rozdział 20 „Rola Postu w życiu chrześcijanina”

Ostatnie poselstwo zawsze pozostaje w umyśle. Przez te kilka dni mówiłem o tym, że Bóg szuka człowieka, że kluczem do Bożego postępu jest mąż Boży, który będzie postępował według Jego Słowa. Chciałbym wpoić w wasze umysły tę jedyną prawdę: nie ma ograniczeń dla służby, która jest całkowicie poddana i oddana Bogu. W tych ostatnich dniach nie będzie to służba wielkich telewizyjnych ewangelistów, ale ludzi takich jak wy, którzy prowadzą grupy liczące sto lub mniej osób.

Kiedy Bóg chciał zabić Goliata, nie użył do tego Saula, ale powołał nieznanego pasterza, który miał garstkę owiec. Dawid nie miał wielu ludzi, ale miał Boga. Musimy zrozumieć, że my jesteśmy kluczem dla czasów ostatecznych. Bóg nie szuka gwiazd telewizyjnych, ale szuka ludzi, którzy są Mu całkowicie oddani. Starałem się pokazać, jaką rolę w tym dziele odgrywa kaznodzieja, który sam ma być tym, co głosi. Bez względu na to, co będziemy głosić, jeżeli się z tym nie utożsamimy, nasz wysiłek nie odniesie skutku. Jeżeli będę tym, co głoszę, to będę efektywny w Bogu.

Jak do tego dojść?
Będziemy czytali z listu do Galacjan 5:16,17: „Mówię, więc: według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej, gdyż ciało pożąda przeciwko Duchowi, a Duch przeciwko ciału, a te są sobie przeciwne, abyście nie czynili tego, co chcecie”. Otwórzmy teraz 58 rozdział Księgi Izajasza. Moglibyśmy przeczytać cały rozdział, bo będziemy mówić o Jego zawartości, ale przeczytamy tylko wiersze 6 i 7:

„Lecz to jest post, w którym mam upodobanie; że się rozwiązuje bezprawne więzy, że się zrywa powrozy jarzma, wypuszcza na wolność uciśnionych i łamie wszelkie jarzmo. Że podzielisz swój chleb z głodnym i biednym, bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz, nagiego przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz”. Chwała Panu!

W liście do Galacjan apostoł Paweł przedstawia nam problem, który jest powodem tego, że ewangelia nie działa u nas tak, jak powinna. Problemem tym jest wojna opisana w liście do Galacjan. Paweł powiada, że jeżeli chodzisz w Duchu, to nie będziesz wypełniać pożądliwości ciała. Ale w następnym wierszu pokazuje następujący problem: „Ciało pożąda przeciwko Duchowi, a Duch przeciwko ciału. One są sobie przeciwne, abyśmy nie czynili tego, co chcemy”. Jeśli tylko czytamy Biblię, nie musimy się dowiadywać, co mamy robić. Mamy zanieść ewangelię całemu światu. Kiedy będziemy to czynić, będziemy uzdrawiać chorych, uwalniać od demonów i wyprowadzać więźniów na wolność.

Paweł daje nam do zrozumienia, że jedyną przeszkodą w tym dziele jest właśnie to, co nazywamy ciałem. W nas jest rzeka. Jezus powiedział: „Ten, kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z jego wnętrza będą wypływały rzeki wody żywej”. Apostoł Jan, mający długoletnie doświadczenie powiedział, że Jezus mówił o Duchu. Ta rzeka wody żywej to Duch Święty. Kiedy wierzymy tak, jak On nam powiedział, to z naszego wnętrza będą wypływały rzeki wody żywej. Z księgi Ezechiela dowiadujemy się, że kiedy Ezechiel, prowadzony Duchem, ujrzał świątynię zniszczoną piętnaście lat wcześniej, miał wizję, w której świątynia została nazwana domem.

Gdziekolwiek w Biblii znajdujemy słowo dom, nie oznacza ono domu Korneliusza czy jakiegoś innego domu, ale zawsze mowa jest o Chrystusie; w konsekwencji Kościół Chrystusa jest domem Bożym. Poprzez nasze zjednoczenie z Nim – w Jego śmierci i zmartwychwstaniu – staliśmy się domem Bożym. Widzimy więc dom, z którego wypływa rzeka. Po brzegach tej rzeki są drzewa, które co miesiąc wydają owoce. Liście tych drzew służą do uzdrawiania narodów. Wiemy ze studiowania Biblii, że te drzewa oznaczają, ludzi. A więc wzdłuż brzegów tej świętej rzeki byli ludzie, którzy mieli swoje kamienie w rzece i którzy wydawali owoc każdego miesiąca. To jest kościół. Ale rzeka musi płynąć. Ta rzeka jest w was! Jest możliwe, jak już powiedziałem, by rzeka była w nas, a jednak my nie pozwalamy jej wypływać. Jeżeli ona nie wypływa, to nie może też uzdrawiać. Ezechiel powiada, że wszystko, czego dotknęła zostało ożywione, a życie uzdrawiało wszelką chorobę. Jeżeli ta rzeka będzie mogła płynąć w naszych zborach, to będzie uzdrawiała każde rozbite małżeństwo, każdego chorego człowieka. Ale ta rzeka musi płynąć. Wojna między Duchem, a ciałem musi być doprowadzona do końca. To nie diabeł przeszkadza w przepływie tej rzeki, ale ciało. Kiedy rozprawiamy się z ciałem, odcinamy diabła. Jeżeli pozwalamy, żeby jakieś uczynki ciała, np. gorycz, nieprzebaczenie, chciwość, walka, wzajemne kąsanie się były obecne w naszym życiu, jeśli takim życiem żyjemy w kościele, w zborze, wówczas dajemy diabłu możliwość, by mógł wejść.

Paweł przedstawia ten problem: jest to nierozwiązana sprawa wojny między ciałem a Duchem, która przeszkadza naszemu kościołowi w wykonywaniu tego, co mamy wykonać. W księdze Izajasza, miejscu które czytaliśmy. Bóg daje nam rozwiązanie. Gdybyśmy przeczytali pięć wersetów, stwierdzilibyśmy, że jest to najbardziej kontrowersyjny temat w Biblii. Ludzie rozmawiali z prorokami, tłumacząc: robiliśmy wszystko, co Bóg nam polecił – przestrzegaliśmy sabatu, pościliśmy i pochylaliśmy nasze głowy przed Bogiem, ale Bóg nas nie wysłuchuje i nie odpowiada nam. Odpowiedź proroka była następująca: pościcie, ale w niewłaściwy sposób, pościcie po to, by wasz głos był słyszany na wysokości, pościcie z samolubnych pobudek. W wersetach, które czytaliśmy znajdujemy pytanie: Czy to jest post, jakiego Bóg pragnie? Prawdziwy post ma miejsce wtedy, „gdy rozwiązujemy bezprawne więzy, zrywamy powrozy jarzma i wypuszczamy na wolność uciśnionych”.

Tutaj Mąż Boży przedstawia nam klucz do tego, jak załatwić sprawę ciała i powiada, że to jest wybrany przez Boga sposób. Daje nam do zrozumienia, że post to nie ubijanie interesu z Bogiem. Jeżeli obywasz się bez jedzenia, wcale nie znaczy to, że Bóg jest ci coś winien, gdyż post dotyczy tylko twojego ciała. Wszystko, co ma życie, czy to roślina, czy zwierzę, czy człowiek – musi jeść. Jeżeli zabierzemy im pożywienie, zaczną umierać, bez względu na to, czy będzie to osoba fizyczna czy duchowa. Zaczną umierać. Jeżeli nie będziesz karmił swego psa, to on umrze. Jeżeli nie będziesz karmiła męża, to on umrze i dlatego Bóg mówi, by załatwić sprawę z ciałem. Kiedy pościsz, to tego starego człowieka jakby przyciskasz do ziemi. Kiedy się modlisz, podnosisz nowego człowieka, a ten duchowy człowiek jest jedyną osobą, z którą Bóg chce mieć do czynienia.

Izraelici, opisani w pierwszych pięciu wersetach, starali się spowodować, by Bóg przyjął to, co odrzucił. Ale On powiada: „Żadne ciało nie będzie się chlubiło przed Moim obliczem! Ja z ciałem nie chcę mieć nic wspólnego!”. Wiersz 7. jest rozkazem: „Przestaniesz być samolubny!”. To jest post, który wybrałem, żeby zrywać bezprawnie winy i przyprowadzać do domu tych, którzy są wyrzutkami. Czy to przesłanie polega na tym, żeby karmić tych, którzy są głodni, ubierać tych, którzy nie mają ubrania? „Nie ukrywaj się przed własnym ciałem!”. Tak łatwo stanąć za kazalnicą i potępić ciało zgromadzonych ludzi. Nie ukrywaj się przed swoim ciałem! Jeżeli Boża rzeka ma płynąć, to i z tym musisz się uporać. Nie trzeba prosić, aby wielka rzeka płynęła. Wystarczy po prostu otworzyć zawory i usunąć przeszkody, a rzeka popłynie. Kiedy rzeka płynie, to zaczyna się coś dziać. To jest taka wspaniała prawda. Oby dotarła do naszego umysłu!

Bóg do nas mówi: „Jeżeli będziecie utrzymywać starego człowieka w stanie śmierci, a poprzez modlitwę sprawicie, że nowy człowiek będzie żył, to wszystko inne znajdzie swoje miejsce. I to jest wasza strona przymierza: żeby tę naturę starego człowieka utrzymać w ujarzmieniu. Gdybyśmy przeczytali i przestudiowali wszystkie odnośniki do 58 rozdziału Izajasza, doszlibyśmy do listu do Rzymian 7. rozdział, w którym ta straszna wojna domowa odbywa się w sercu Pawła. Wiem, że wielu ludzi uważa, iż apostoł Paweł nie był zbawiony. Ja wam mówię, że nie ma walki wewnątrz człowieka dotąd, aż nie wejdzie tam nowe stworzenie. Ismael miał około trzynastu lat, kiedy urodził się Izaak. Dopóki się nie urodził, w namiotach Abrahama nie było problemu. Ale w momencie, kiedy pojawiło się tam duchowe dziecko, zaczęła się walka. Paweł powiada, że historia ta to alegoria. Pokazuje wojnę, jaka odbywa się w jego sercu: kiedy chce dobrze czynić, nie może, a czego nie chce czynić, to czyni. A potem rozlega się wołanie, które rozrywa jego serce: „Nędzny ja człowiek, kto mnie wybawi z tego ciała śmierci?”. Adam Clark w swoim komentarzu mówi, że kiedy Paweł pisze o ciele śmierci, to ma na myśli jeden ze sposobów, w jaki Rzymianie uśmiercali człowieka za popełnione przestępstwa.

W Cesarstwie Rzymskim wykonywano wyrok śmierci w ten sposób, że przywiązywano do człowieka skazanego zwłoki innego człowieka i skazaniec musiał żyć z tymi zwłokami, które się rozkładały tak długo, aż umarł pod wpływem wydzielającego się fetoru i toksyn. Apostoł Paweł wyjaśnia, że czym zwłoki te były dla żywego człowieka, tym samym jest ciało dla duchowego człowieka. To jest ilustracja, która powinna utkwić nam w pamięci. Paweł mówi, że tylko przez post możemy zerwać więzy, które łączą duchowego człowieka z cielesnym. W tym celu Bóg dał nam post. Wiersze 6. i 7. pokazują, jak należy zrywać więzy tego ciała. Wiersz 8. otwiera słowo „wtedy”. Znaczenie słowa jest zawsze definiowane poprzez jego zastosowanie. Słowo „wtedy” można zastąpić synonimem „po tym”. Po czym? Po tym zabiegu, kiedy już ujarzmisz ciało, kiedy złamiesz je poprzez post. Kiedy ty wykonasz swoją część i złamiesz ciało poprzez post, wtedy Bóg powiada: „twoje światło wzejdzie jak zorza poranna”. W ewangelii Jana w 1. rozdziale 4. wersecie Bóg mówi o Chrystusie: „W Nim było życie, a to życie było światłością ludzi”. „Ja jestem światłością świata”. Ale zanim Chrystus odszedł do nieba, powiedział do kościoła: „Wy jesteście światłością świata”. Życie Boga w Nim i rzeka Ducha Świętego w Nim uczyniły Go światłem tego świata. Kiedy On mówi, że my jesteśmy światłością tego świata, to znowu mówi o tym samym. Ta rzeka życia czyni również nas światłem. I teraz już mamy odpowiedź na wszystko. Ta rzeka jest w każdym napełnionym Duchem Świętym i wypłynie, kiedy rozbijemy glinianą skorupę ciała.

Watchmann Nee, w jednej ze swoich największych książek pt. „Uwolnienie Ducha” powiada: „Całe Boże działanie w nas, jako ludziach wierzących, idzie w kierunku naszego zranienia po to, by Boże życie mogło z nas wypłynąć. W tym celu Bóg ustanowił post. Jeżeli my złamiemy ciało, wtedy nasze życie „wzejdzie jak zorza poranna”. Wtedy ta rzeka, to Boże życie wypłynie z nas, a kiedy to się stanie, wszystko, z czym walczymy i to, co staramy się zrobić, nagle stanie się realnością, bo On powiedział, że wtedy nasze światło wzejdzie jak zorza poranna.

Kiedy rzeka zaczyna płynąć, wtedy zakwita twoje zdrowie. Ezechiel powiedział, że wszystko, czego ta rzeka dotknęła, zostało uzdrowione. A więc kiedy zostajemy złamani i życie Boże zaczyna z nas wypływać, nasze uzdrowienie rychło nastąpi. Słuchajcie uważnie! On mówi do ciebie i do mnie. Jesteśmy napełnieni Duchem świętym. Jeżeli rozbijesz tę glinianą skorupę i pozwolisz, by Boża rzeka wypłynęła, nie będziesz musiał dużo robić, aby uzdrawiać, bo czegokolwiek twoje życie dotknie, będzie uzdrowione. Życie uzdrawia wszystko. Po to, żeby żyć potrzebuję, by ta rzeka płynęła we mnie.

Zauważcie: On zapewnia, że twoje światło wzejdzie, a twoje uzdrowienie szybko nastąpi, bo twoja sprawiedliwość pójdzie przed tobą, a chwała Boża będzie twoją tylną strażą. Czy jest możliwe, aby człowiek mógł lepiej żyć? Uzależnione to jest od tego, czy ty i ja uporamy się z tym, co Biblia nazywa ciałem. W tym celu Bóg dał nam post. To wszystko dzieje się wtedy, gdy nasze ciało jest łamane. Zauważ, że twoje światło wzejdzie jak zorza poranna i wtedy zacznie z ciebie wypływać Boże życie. Kiedy to życie zacznie wypływać, będzie uzdrawiać wszystko, czego dotknie. Twoja sprawiedliwość będzie przed tobą, a chwalą Boża będzie za tobą. W wierszu 9. czytamy: „Gdy potem będziesz wołał. Ja odpowiem, a kiedy będziesz krzyczał, odpowiem: oto jestem!”.

To miał na myśli Dawid, kiedy mówił, że „głębia przyzywa głębię”. Kiedy natura Boża, będąca w nas, woła, wtedy Bóg na pewno wysłuchuje i odpowiada. On nigdy nie będzie słuchał ciała. Bez względu na to, jak elokwentna byłaby twoja modlitwa albo jak bardzo godny pożałowania byłby twój los, Bóg wysłucha tylko duchowego człowieka. Kiedy przez post złamiesz tę cielesną naturę – Chrystus ożyje w tobie, a Bóg wysłucha cię za każdym razem. Jezus się modlił, mówiąc „Wiem, że Ty mnie słyszysz”. Kiedy to, co jest naturą Bożą modli się, to możemy być pewni, że Bóg nas wysłucha.

Kiedy nasze pierwsze dziecko urodziło się, byliśmy małżeństwem od około dwóch lat. Myślałem, że chłopak, który się urodził mnie zna, ale okazało się, że ja byłem dla niego zupełnie obcy; matkę jednak znał. Kiedy przywieźliśmy go do domu, mogłem wziąć go w ramiona i potrzymać, ale krzyczał tak, że było go słychać w całym domu. Gdy ona go położyła na swoje ramię, natychmiast się uspokajał. Powiedziałem żonie, że z nim są jakieś problemy, a ona na to: „To nie prawda; nie ma z nim problemów, on po prostu nie lubi obcych”. To niemowlę znało ją, ponieważ spędzili razem dziewięć miesięcy, zanim się jeszcze urodził. Kiedy ją poślubiłem, miała dopiero osiemnaście lat. Kiedy nosiła w swoim ciele niemowlę, wchodząc do domu słyszałem, że z nim rozmawiała. A przecież on był jeszcze w jej łonie. Myślałem, że ma jakieś załamanie nerwowe! Współcześni lekarze twierdzą, że dobrze jest rozmawiać z niemowlakiem. Kiedy budziłem się w nocy, wszystkie światła były pozapalane, a ona stała przy łóżeczku. Pytam, co się dzieje, a ona mówi: „Nic złego”. „To, dlaczego wstajesz?”. „Bo on inaczej oddycha”. Ja spałem jak martwy, nic nie słyszałem, ale najmniejszy szept niemowlęcia sprawiał, że ona wstawała z łóżka.

To nowe stworzenie, którym ja jestem, było w Bożym łonie miliard lat zanim przyszło na ten świat. Biblia mówi, że kiedy to zacznie wołać, Bóg odpowiada. Najmniejszy nawet szept ze strony tego nowego stworzenia przykuje Bożą uwagę tak samo, jak zmiana w oddechu mojego synka przyprowadzało moją żonę do jego łóżka. Niemowlę znało ją. Kiedy Boża natura we mnie woła do Boga, to Bóg mówi: „Oto jestem”.

Bill Gates jest biednym człowiekiem w porównaniu z człowiekiem, którego modlitwy Bóg słyszy. Bóg powiada: „Jeżeli będziesz wołał, to Ja usłyszę i odpowiem”. W dalszym ciągu będziemy rozważać rolę postu w życiu chrześcijanina, o czym już czytaliśmy w wierszu 6. i 7. Post jest wyraźnie widoczny w Nowym Testamencie. Apostołowie nie tylko pościli – całe ich życie było życiem postu. Brat Wesley, studiując historię pierwszego kościoła odkrył, że w każdym tygodniu poświęcano dwa dni na post. To było również jedną z metod, którą przyjął kościół metodystyczny. Każda środa i piątek były dniami postu. W 1956 roku pojechałem do Boma w Texasie; nigdy wcześniej tam nie byłem. Z pomocą Bożą założyłem nowy zbór i ustanowiłem wtorek i czwartek dniami postu. Głosiłem to cały czas. Mówiłem do wszystkich w zborze, którzy przychodzili: korzyść z tego jest taka, że nawet nie potrafię jej wam opisać. Zauważcie że jeśli z siedmiu dni w tygodniu dwa poświęcicie na całkowity post, to nie będziecie musieli chodzić do lekarza, aby stracić na wadze; post rozwiąże sprawę nadwagi. Ponadto, jeśli każda rodzina w tym zborze przeznaczy na misję pieniądze, które wydałaby w tych dniach na jedzenie, to będziemy mogli zdobyć większość świata.

W ostatnim roku, kiedy byłem tam pastorem ludzie ofiarowali ponad pól miliona dolarów na misję na świecie, a drugie pól miliona dolarów dali na misję prowadzoną w Ameryce. Te dwa dni życia w poście otwierają kanał, przez który może płynąć Boża rzeka i czegokolwiek dotknie, to ożyje. Nastąpi szybkie uzdrowienie. Jezus będzie przed tobą, a chwała Boża będzie za tobą. Kiedy to nowe stworzenie się modli. Bóg odpowiada: „oto jestem”. Dalej jest napisane, że Pan będzie cię ustawicznie prowadził. Czy można być w lepszej sytuacji niż ta? Wiersz 6. i 7. w dalszym ciągu mówi o wierze. Księga Psalmów mówi, że Pan kieruje krokami człowieka sprawiedliwego. Kiedy przyszedł Jezus, powiedział nam, że nie ma nikogo dobrego, tylko jeden Bóg jest dobry. Jedyne kroki, które zaleca Bóg to kroki nowego stworzenia. Bóg nigdy nie poprowadzi ciała, ale kiedy będę ujarzmiał to ciało przez post, a mój duchowy człowiek będzie wzrastał przez modlitwę, to Bóg powie temu nowemu stworzeniu, jak stawiać każdy krok, aby wstępować w Jego ślady. Jeżeli będziesz prowadzony Duchem, to nie będziesz schodził na cielesne manowce. Pan będzie cię ustawicznie prowadził. Bóg mi to wyraźnie uświadomił już w początkowym etapie mojej służby kaznodziejskiej.

Od 1953 do 1956 roku byliśmy z moja żoną ewangelistami. W 1954 roku prowadziliśmy ożywione nabożeństwa w pewnym mieście. Bardzo wcześnie wstawaliśmy, żeby się modlić. Tego ranka, kiedy modliłem się, usłyszałem w swoim duchu głos i słowo: „Sajgon!”. Nie wiedziałem, co to słowo znaczy i zapytałem żonę, a ona mówi: „Co to jest? Gdzie to jest?”. Potem dowiedzieliśmy się, że to stolica południowego Wietnamu. W tym czasie Francuzi zostali pokonani w Den-Wen-Fu i wycofali się z Wietnamu, a Ameryka zaczęła się angażować. Wiedzieliśmy, że Bóg nas tam powołuje. Nie mieliśmy pieniędzy, nie wiedzieliśmy nic na temat misji, ponieważ usługiwaliśmy dopiero od roku. Przez następne 14 lat służba ta ciągle żyła w naszych sercach. Kiedy Ameryka zaangażowała się w tę wojnę, Sajgon pojawił się w tytułach wiadomości każdego dnia. W styczniu 1967 roku wylądowaliśmy w Sajgonie. Nikogo nie znaliśmy, nie mieliśmy do kogo pójść, żeby o cokolwiek zapytać. Zarejestrowaliśmy się w hotelu i wiedzieliśmy jedno, że jesteśmy tam z Bożej woli. Nie znaliśmy ani jednego słowa w ich języku. Byli tam amerykańscy żołnierze, więc postawiłem moją żonę w jednym rogu, a ja stanąłem w drugim i rozdawaliśmy traktaty, chociaż wiedziałem, że naszym celem nie byli żołnierze. Przyjechaliśmy dla Wietnamczyków.

Mówię cały czas o tym, że Pan nas ustawicznie prowadzi, jeżeli chodzimy w duchu. Bóg ci powie, gdzie masz postawić każdy krok, ale aby chodzić w duchu, musisz rozprawić się drastycznie ze swoim ciałem. Kiedy wchodziliśmy, trzymałem żonę za rękę. Razem z nią przeżywamy miesiąc miodowy już od 56 lat. Poślubiłem ją 56 lat temu i jest u nas tak, jakbyśmy się pobrali wczoraj.

Gdy tak trzymałem ją za rękę, pewien oficer wietnamski podbiegł do mnie, mówiąc: – Szukam cię od kilku lat! – Mnie szukasz? – pytam – ja przecież tu nikogo nie znam! – Ale ja ciebie znam – odrzekł. – A skąd mnie znasz? – pytam. – Jestem pułkownikiem armii wietnamskiej i jestem też szefem uczelni wojskowej. Kiedy Ameryka zaangażowała się w tę wojnę, wysłano mnie do Ameryki, żebym się nauczył waszych sposobów walki. Kiedy tam byłem, narodziłem się na nowo. Zdałem sobie sprawę z tego, że mój naród jest zgubiony. Są buddystami albo katolikami, a kościół ewangeliczny jest bardziej martwy, niż tamte dwa razem wzięte. Wróciłem do Wietnamu i chciałem się zwolnić z wojska, żeby głosić ewangelię, ale powiedziano mi, że moje zadanie jest zbyt ważne. W roku 1961 rozpocząłem długi post i pewnej nocy miałem widzenie. Widziałem ciebie: szedłeś ze swoją żoną i miałeś ze sobą Biblię. I wtedy Bóg mi powiedział: „Ten człowiek przyniesie przebudzenie do Wietnamu”. Byłem tam 7 lat i widziałem to przebudzenie.

W następną niedzielę zorganizował nabożeństwo. To był po prostu katolicyzm, tylko inaczej się nazywał. Kiedy usłyszeli, że „gringo” będzie usługiwał, wypełnił się cały dom Nikt tam nie był zbawiony, oprócz mnie i mojej żony. To byli ludzie religijni, ale zgubieni. Ja i moja żona byliśmy jedynymi ludźmi nowonarodzonymi w tym domu. Biuro pastora było po drugiej stronie podium, więc zaprowadzili mnie tam przed rozpoczęciem nabożeństwa. Wewnątrz było bardzo gorąco, żadnej klimatyzacji. Dom pełen był ludzi. Spotkałem pastora. Miał dużą bliznę po złamanej czaszce. Powiedział mi wprost: „Jestem narkomanem, nie z wyboru, ale północni Wietnamczycy pobili mnie i zostawili w polu myśląc, że jestem martwy. Uciekłem na południe. Od 14 lat mam straszny ból głowy, więc przyjmuję najmocniejsze narkotyki, ale ból nie ustępuje”.

Bóg mi powiedział: „Połóż na niego swoje ręce. Ja ten ból zatrzymam!”. Bóg go natychmiast uzdrowił, uwolnił od narkotyków i zbawił jego duszę. Teraz już było nas troje narodzonych na nowo. Wyszliśmy z biura i spojrzałem na tłum rozgadanych ludzi. Wśród nich zobaczyłem starego człowieka, później dowiedziałem się, że miał 85 lat. Gdy mnie zobaczył, zaczął płakać. W Wietnamie nikt nie wyjdzie ze zboru, dopóki pastor nie stanie w drzwiach. Tego ranka usługiwałem i wszyscy pragnęli przyjąć zbawienie. Nie było nikogo, kto by mi pomógł – tylko ja i żona. Kiedy skończyliśmy zwiastowanie, modliłem się o chorych. A ten stary człowiek cały czas płakał. Czasami łkał tak głośno, że to niepokoiło całe zgromadzenie. Gdy skończyło się nabożeństwo, pastor podprowadził mnie do drzwi, którymi ludzie wychodzili, by witać się z nimi. Ten stary człowiek również stanął w kolejce i w dalszym ciągu łkał. Powiedziałem do mojego tłumacza Kaana: „Kiedy ten człowiek dojdzie, zapytaj go, czemu płacze”. Gdy zbliżył się zapytałem: „Czemu tak bardzo płaczesz?”. A on na to: „5 lat temu byłem tak jak Amos. Modliłem się i pościłem, żeby Bóg posłał przebudzenie do tego biednego kraju. Bóg do mnie przemówił: nie umrzesz dotąd, aż zobaczysz człowieka, który przyniesie przebudzenie. Kiedy ty wyszedłeś z biura, to ten sam głos powiedział do mnie: „Synu, przyjrzyj się bliżej, to jest ten człowiek, który przyniesie przebudzenie”. On będzie cię prowadził ustawicznie, jeżeli będziesz trzymał swoje ciało w złamaniu i będziesz chodził w Duchu. Bóg powie ci, gdzie postawić każdy krok.

Razem z żoną byliśmy tam przez 7 lat. To były najgorsze czasy. Kiedyś zwiastowałem do tłumu liczącego około 45 tysięcy ludzi, a wokoło było słychać strzały. Widziałem, jak pięćdziesiątnica weszła do tego kraju po raz pierwszy od 4000 lat. Dzisiaj są tam dziesiątki tysięcy napełnionych Duchem. Prawdopodobnie najbardziej skuteczna „Szkoła Chrystusa” jest właśnie w Wietnamie. Bóg mnie poprowadził. On powiada: „Będę cię ustawicznie prowadził!”. Kroki dobrego, duchowego człowieka są kierowane przez Boga. On nie będzie prowadził cię według ciała. Jeśli poprzez post uporasz się z cielesną naturą. Bóg będzie cię ustawicznie prowadził. W tym samym wersecie, w którym jest powiedziane, że Pan będzie cię ustawicznie prowadził czytamy, że nawet w czasie suszy twoja dusza będzie zaspokojona. Alleluja!

Bez względu na to, co robią inni ludzie, twoja relacja z Bogiem to sprawa pomiędzy tobą a Bogiem. Wiecie, co to jest susza? Po prostu nie ma deszczu! Wszystko zaczyna umierać. Paweł również mówi o duchowej suszy. W Izraelu była susza przez 3 lata, tak że zaczęli zjadać swoje własne dzieci. Paweł mówi o duchowej suszy – kiedy chrześcijanie zaczynają kąsać i pożerać jedni drugich. Jeżeli twoje ciało będzie złamane, a twój duchowy człowiek żywy przez modlitwę, to nawet w czasie suszy twoja dusza będzie zaspokojona. Wierzcie mi, to nie jest sprawa otoczenia, ale nastawienia serca, które dochodzi do człowieka poprzez Bożą moc. Jeżeli zapewnisz, że kanał ten będzie otwarty, to choćby kościół byłby martwy, ty będziesz żywy. Relacja jest miedzy mną a Bogiem. Jeżeli ja będę w porządku, to Boża rzeka będzie płynąć nawet w czasie suszy, a moja dusza będzie zaspokojona.

Kiedy przyjechałem do Boma w Teksasie w 1956 roku, dobry prezbiter mi powiedział: „My ciebie tu nie chcemy! Nie chcemy tu już następnego kościoła!”. Ja na to: „Ty i Bóg – mówicie innymi językami! Bo On mi powiedział, że mam tu przyjechać”. „Jeżeli założysz tu kościół, to nie będzie to zbór Assamblies of God!” – zareplikował. Ja odparłem: „W takim razie nie będzie tutaj Assamblies of God, ale ja i tak tutaj będę! Nie jestem buntownikiem, ale chcę być posłuszny Bogu a nie człowiekowi”. Później staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi, ale mówię wam, że początek tego zboru był trudny. Nie miałem pieniędzy, nie miałem sponsora, wiedziałem tylko, że to jest Bożą wolą. Na zewnątrz wszystko sprzeciwiało mi się, a kościół mnie tam nie chciał. Ale Bóg błogosławił. Przyszło przebudzenie. Byliśmy tam zaledwie dwa miesiące, a w niedzielę wieczorem, w czasie kiedy śpiewaliśmy pieśń, dziewięć osób zostało ochrzczonych Duchem Świętym i otrzymałem taką ofiarę, jakiej nigdy wcześniej nie zebrano. Kiedy głosiłem ewangelię, jeszcze sześć osób przyjęło zbawienie, a trzy z nich zostały ochrzczone Duchem Świętym. Wychodziliśmy z kościoła o pierwszej rano. Niektórzy byli tak pijani Duchem Świętym, że trzeba było ich wnosić do samochodu.

Następny dzień, poniedziałek, był dniem społeczności i chociaż wiedziałem, że mnie nie chcą, i tak poszedłem. Ten dobry prezbiter rozpoczął pytaniem: Czy ktoś chciałby złożyć świadectwo? Duży mężczyzna, który stał za mną, tak się pochylił, że gdybym spojrzał do góry to widziałbym, skąd wyrasta jego język. W swoim świadectwie powiedział: „Żyjemy w czasach wielkiego odstępstwa i nikt nie chce słuchać Ewangelii. Jest to czas śmierci i pustki. Dzisiaj będę musiał pożyczyć pieniądze, żeby opłacić rachunki zborowe”. I usiadł. Następny wstał i mówi: „Ja chciałem tylko powiedzieć amen na to, co on powiedział”. Wiedziałem, że mnie nie chcą słuchać, ale wyskoczyłem i zawołałem: „Bracia, tak nie musi być. W poprzedni wieczór 12 osób zostało ochrzczonych Duchem Świętym, sześć osób zostało zbawionych i zebraliśmy największą kolektę, jaką kiedykolwiek tu zebrano!”. Nie zauważyłem nawet, w tym moim podnieceniu, że wyszedłem na przejście. To było 46 lat temu. W tamtych czasach jeszcze bym mógł wyskoczyć na kazalnicę, teraz już tak wysoko nie skaczę, ale znalazłem się wtedy w przejściu i krzyczałem i mówiłem im o zwycięstwie. Zaraz zauważyłem, że jestem jedyną osobą w tym zgromadzeniu, która robi hałas. Wyluzowałem się więc i usiadłem. Wtedy ten duży mężczyzna za mną znowu wstał i powiedział: „Ja zauważyłem po 40 latach bycia w ruchu zielonoświątkowym, że ci, którzy najbardziej demonstrują, najmniej takim życiem żyją” i usiadł. A ten, który koło mnie siedział, powiedział: „Czy wiesz, że on mówił o tobie? – i spytał: Czy teraz wstaniesz?”. A ja mu na to: „Dlaczego mam wstawać, to on przecież powiedział, że będzie pożyczał”. Wiecie, ten zbór był martwy.

Nawet w czasie suszy twoja dusza będzie zaspokojona. Możesz chodzić z Bogiem, ale do ciebie należy trzymanie starego człowieka na krzyżu. Niech ta rzeka wypływa. Nawet jeżeli żona nie pójdzie, ty możesz iść; nawet jeżeli zbór nie pójdzie, ty możesz pójść dalej. Jest tak dlatego, że jest to osobista relacja pomiędzy mną, a wielkim Bogiem. Przez 53 lata ta rzeka płynie we mnie i w złych, i w dobrych czasach, bo Bóg się nigdy nie zmienia. Nawet w czasie suszy twoja dusza będzie zaspokojona! To jest Boża obietnica dla nas. Nie możecie pozwolić, żeby zbór zrobił z was jakichś chwalebnych biznesmenów. Musicie zawsze mieć właściwe relacje z Bogiem.

Nie możesz biegać w tę i z powrotem ulicami, ale musisz mieć czas na to, by spotkać się z Bogiem. Nie tylko wtedy, kiedy znajdziesz na to czas, bo czasu tego nigdy nie znajdziesz. Musisz mieć dla siebie taki czas. W trzecim rozdziale Dziejów Apostolskich Piotr i Jan idą do świątyni, bo była to godzina modlitwy – czas, w którym spotykali Boga. Jeżeli nie masz takiego czasu, znaczy to, że za mało się modlisz. Jeżeli nie zorganizujemy sobie życia, to ono zdezorganizuje nas i wyorganizuje Boga z naszego życia!

Możesz być bardzo religijny, ale tylko twoja osobista relacja z Bogiem czyni z ciebie skutecznego człowieka. Szybko więc podsumujmy. Bóg powiedział, że jeżeli przez post złamiesz swoje ciało, to życie Boże, które jest w tobie, będzie wypływać z twego wnętrza, a wtedy twoje uzdrowienie nastąpi szybko. Jezus będzie przed tobą, a Chwała Boża będzie za tobą. Kiedy będziesz się modlił, Bóg odpowie, będzie cię ustawicznie prowadził. Nawet jeżeli wszyscy umrą, to ty możesz iść dalej. To jest Boże słowo dla ciebie i dla mnie! Alleluja!!!

Więcej fragmentów twórczości pastora Berta
Clendennena na blogu poświęconym
prezentacji jego myśli teologicznej.
http://clendennen.blogspot.com