Dojrzały chrześcijanin powinien panować nad wypowiadanymi słowami. Czytamy o tym w (Jak 3:2): „Dopuszczamy się bowiem wszyscy wielu uchybień; jeśli kto w mowie nie uchybia, ten jest mężem doskonałym, który i całe ciało może utrzymać na wodzy”.
To prawda, że nie zawsze kontrolujemy to, co wypowiadamy. Jestem z natury człowiekiem małomównym, ale ja także czasami wypowiadam za dużo, w stosunku do tego, co czuję w sercu, że powinienem w tym momencie powiedzieć. Czy jest tu możliwa zasada „złotego środka”? Tak, pod warunkiem, że tym stanem równowagi jest słyszenie Bożego głosu i przkazywanie Bożego Słowa. Wypowiadane słowa mają moc, która może oddziaływać na nasze życie lub życie innego człowieka.
Można by się sprzeczać, co jest lepsze: wypowiedzieć o jedno słowo za dużo, czy za mało. Myślę, że to w ogóle błędnie sformułowany problem. Najlepiej jest wypowiadać to, co czujemy w sercu – słowa, które Bóg chce skierować do życia innego człowieka. Nie wydaje się to łatwe, ale czasami wystarcza wysłuchać. Pan Bóg się nie myli i nie przez pomyłkę dał nam dwoje uszu i tylko jedne usta.
Wielu ludzi wyznaje i stosuje zasadę: „mówię to, co myślę”. Nie jest to jednak dobrą cechą wierzącego człowieka w przypadku, gdy mamy usługiwać ludziom. Nie powinniśmy mówić wszystkiego, co mamy na myśli, co nam przychodzi do głowy. Szczerość tylko w połączeniu z miłością i mądrością daje gwarancję skutecznej usługi potrzebującemu.
Na temat dobrego doboru słów mówi fragment (Ef 4:29-30): „Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować, gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo tym, którzy go słuchają. A nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym jesteście zapieczętowani na dzień odkupienia”. Mówiąc za dużo, możemy nie tylko zasmucić słuchającego, ale też Ducha Świętego. Pan Bóg jest najlepszym zaopatrzeniowcem w „słowa klucze”, które poruszają ludzkie serca. Tylko musimy otworzyć nasze duchowe uszy na Boży głos.
Pułapką dla nas jest wypowiadanie słów niewiary, które diabeł wykorzystuje, by zniszczyć coś w naszym życiu lub życiu innych. Niewiara, to nie jest brak wiary. Wiara jest Bożym darem, który możemy przyjąć lub nie. Niewiara jest duchem przeciwnym Bogu, który może wprowadzić nas w jeszcze większą pułapkę, jaką jest wypowiadanie słów przekleństwa dla swojego lub cudzego życia.
Nasz język może zbudować słuchającego, albo go zrujnować. Jeśli w wyniku nieopanowania wypowiadanych słów ma nastąpić to drugie, to zdecydowanie lepiej jest milczeć. Dobra rada dla wszystkich jest w (Jak 1:26): „Jeśli ktoś sądzi, że jest pobożny, a nie powściąga języka swego, lecz oszukuje serce swoje, tego pobożność jest bezużyteczna”.
Ciekawe, że jedną z pierwszych rzeczy jakie każe nam zrobić lekarz pierwszego kontaktu, to pokazać mu język. Oczywiście za tym gestem kryje się coś więcej, jednak po wyglądzie języka można dużo powiedzieć o stanie naszego zdrowia cielesnego. Największy z lekarzy, Bóg – Jahwe Rapha zna nasze myśli jeszcze przed wypowiedzeniem słów. Jednak znakiem dla ludzi jest to, że stopień naszej dojrzałości chrześcijańskiej może być rozpoznawalny także po wypowiadanych słowach.
Częstym problemem jest to, czym się karmimy i nie chodzi tu o pokarm fizyczny. Czytamy o tym w (Mat 15:11): „Nie to, co wchodzi do ust, kala człowieka, lecz to, co z ust wychodzi, to kala człowieka”. Zabawna historia o małżeństwie z małym dzieckiem przy śniadaniu. Żona przygotowała mężowi wspaniałą apetyczną kanapkę z wędliną, sałatą i dobrym majonezem. Mąż chciał się zabrać do jedzenia, lecz żona poprosiła go, by wziął na chwilę dziecko na ręce, by ona mogła przygotować także sobie kanapkę. Mąż trzymając dziecko, próbował jeść swoją kanapkę. Nagle zauważył, że na ramię coś mu wypłynęło. Myśląc, że to majonez, szybko zlizał. Równie szybko oddał żonie dziecko i pobiegł do łazienki oczyścić swój język. To niestety nie był majonez, lecz kupka dziecka. Upewnijmy się, czym się karmimy, bo możemy mieć z tego duży niesmak fizyczny, a przede wszystkim duchowy.
Słowo Boże mówi bardzo wyraźnie, że kluczowym problemem jest to, co wychodzi z ust człowieka (Mat 15:18): „Ale co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to kala człowieka”. Jednak ważne też jest czym się napełniamy. Czym karmimy nasz umysł i w konsekwencji nasze serce?
Biblia mówi, że słowa mają moc nawet ku zbawieniu lub potępieniu. W zdecydowany sposób, czytamy o tym w (Mat 12:34-37): „(…) Albowiem z obfitości serca mówią usta. Dobry człowiek wydobywa z dobrego skarbca dobre rzeczy, a zły człowiek wydobywa ze złego skarbca złe rzeczy. A powiadam wam, że z każdego nieużytecznego słowa, które ludzie wyrzekną, zdadzą sprawę w dzień sądu. Albowiem na podstawie słów twoich będziesz usprawiedliwiony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony”.
To, co mamy w sercu, prędzej, czy później będzie na naszych ustach, a często potem w uczynkach. W Słowie Bożym są wyraźne wskazówki, jak nie dopuszczać do napełniania serca „złą obfitością”, która skutkuje „złymi słowami i czynami”. Jedna z nich jest w (Flp 4:8): „Wreszcie, bracia, myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały”.
Nasz umysł jest polem walki dobra i zła, ale też od nas zależy komu to pole udostępnimy. Czym będziemy karmić nasz umysł? Czy, np. telewizją, a przez to także wątpliwościami na przyszłość, mimo Bożych obietnic? Czy po prostu Bożym Słowem, czyli wiarą w Boże obietnice.
Dawid i jego syn Salomon wiedzieli, że moc wypowiadanych słów skutkuje stanem naszego serca i naszej duszy. Dlatego Dawid wołał w (Ps 141:3-4): „Panie, postaw straż przed ustami moimi, pilnuj drzwi warg moich! Nie dopuść, aby serce moje skłaniało się do złego (…)”. Salomon zostawił dobrą radę dla nas wszystkich w (Prz 21:23): „Kto pilnuje swoich ust i swojego języka, uchroni swoją duszę od niejednego niebezpieczeństwa”.
Bożym standardem dla człowieka jest wypowiadanie słów błogosławieństwa. Czytamy o tym w (Jak 3:10): „Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak, bracia moi, być nie powinno”. Apostoł Piotr przestrzega nas przed „wymierzaniem sprawiedliwości” w (1Pio 3:9): „Nie oddawajcie złem za zło ani obelgą za obelgę, lecz przeciwnie, błogosławcie, gdyż na to powołani zostaliście, abyści odziedziczyli błogosławieństwo”. Sąd jest wyłącznie Bożą kompetencją. Mówi o tym sam Bóg w (5Moj 32:35): „Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę do czasu, gdy zachwieje się noga ich”.
Diabeł chce przejąć kontrolę nad naszym życiem także poprzez „rozpalanie języka”. Wyraźnie mówi o tym apostoł Jakub w (Jak 3:3-6): „A jeśli koniom wkładamy w pyski wędzidła, aby nam były posłuszne, to kierujemy całym ich ciałem. Także i okręty, chociaż są tak wielkie i gwałtownymi wichrami pędzone, kierowane bywają maleńkim sterem tam, dokąd chce wola sternika. Tak samo i język jest małym członkiem, lecz pyszni się z wielkich rzeczy. Jakże wielki las zapala mały ogień! I język jest ogniem; język jest wśród naszych członków swoistym światem nieprawości; kala on całe ciało i rozpala bieg życia, sam będąc rozpalony przez piekło”.
Jednak z własnej mocy nie opanujemy języka. Czytamy o tym w (Jak 3:8-9): „Natomiast nikt z ludzi nie może ujarzmić języka, tego krnąbrnego zła, pełnego śmiercionośnego jadu. Nim wysławiamy Pana i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże”. Jednak możemy to zrobić w Imieniu Pana Jezusa Chrystusa, oddając „nasz język” pod pełną Bożą zależność.
Apostoł Paweł mówił bardzo trudne słowa do zboru w Koryncie, ale otrzymał świadectwo, że były to słowa, które nie spowodowały „smutku światowego”, lecz „smutek ku upamiętaniu”. Czytamy o tym w (2Kor 7:9-11): „teraz jednak cieszę się, nie dlatego, że byliście zasmuceni, ale że byliście zasmuceni ku upamiętaniu; zasmuceni bowiem byliście po Bożemu tak, że w niczym nie ponieśliście szkody z naszej strony. Albowiem smutek, który jest według Boga, sprawia upamiętanie ku zbawieniu i nikt go nie żałuje; smutek zaś światowy sprawia śmierć. Patrzcie, co ten wasz smutek według Boga sprawił, jaką gorliwość, jakie uniewinnianie się, jakie oburzenie, jaką obawę, jaką tęsknotę, jaki zapał, jaką karę! Pod każdym względem okazaliście się czystymi w tej sprawie”.
To ważne, żeby jednocześnie mówiąc prawdę, nie spowodować duchowej szkody, czy wręcz spustoszenia. Tak, jak w przypadku Pawła i Koryntian, tak i dzisiaj, działa tu pewna duchowa zasada. Prawda wypowiedziana bez relacji z innym człowiekiem, może pozostać „jakąś tam prawdą” w jego życiu. Jednak ta sama prawda wypowiedziana w relacji z tym człowiekiem, kiedy dajemy mu wgląd w prawdziwe świadectwo naszego życia, może zmienić także jego życie.
Pan Bóg, dzięki doskonałej ofierze Jezusa Chrystusa, obdarzył nas „mocą z wysokości”, by przeciwstawić się diabłu. Tylko Jezus może sprawić, że nasze usta będą źródłem błogosławieństw dla naszego życia i dla życia innych. W moim życiu padło wiele słów w uniesieniu i w gniewie, a jeszcze więcej tych niewypowiedzianych. Ale Bóg jest wierny i uwalnia, tych, którzy chcą być uwolnieni i powołuje, byśmy w Imieniu Chrystusa uwalniali innych, także poprzez panowanie nad wypowiadanymi słowami.