LO-DABAR – nie użytek , ugór . A może odrzucenie ?

Meliboszet syn Jonatana a wnuk króla Saula , ze względu na sytuację polityczną w kraju i zmianę władzy , postanowił oddalić się z miejsca swojego zamieszkania . Wyprowadził się z centrum życia religijnego i zamieszkał na terenach mało zaludnionych nieużytecznych w Lo-Dabar . Lo-Dabar oznacza też (w sensie obraźliwym) brak oświecenia – zacofanie . Przy tym śmierć ojca i dziadka w wojnie z Filistynami na górach Gilboe , były ciężkim przeżyciem , ogromną stratą i bólem . Bez wątpienia mógł poczuć się opuszczony i nie potrzebny w kręgu znaczących ludzi . Dodatkowym elementem poczucia niższości , było to , że od dzieciństwa nie chodził , był kaleką . Był przekonany , że nie będzie mile widziany wśród zwolenników nowej elity władzy króla Dawida . Odszedł więc z goryczą w sercu wspominając dobre lata przy boku swego ojca Jonatana dowódcy armii króla Saula .

Meliboszet zrozumiał , że tutaj teraz nie będzie ani kochany , ani też nie będzie kogo kochać . Takie okoliczności szybko sprawiają brak poczucia wartości , brak bezpieczeństwa . Odpowiedź Meliboszeta później w domu Dawida ukazuje prawdziwe jego oblicze , wewnętrzne rozdarcie , co przeżywa i co myśli o sobie . Czym jest twój sługa , że byłeś łaskaw zwrócić uwagę na takiego zdechłego psa , jakim ja jestem (2Sam.9,8) . Oto opinia o sobie , człowieka mieszkającego w Lo-Dabar .

Obraz siebie samego , to sposób jaki patrzymy na siebie i wierzymy w to co mówimy o sobie . Następnym etapem będą myśli , które zatrują każdą chwilę , która mogłaby wnieść odrobinę radości . Jednocześnie nie rozumiejąc wiele rzeczy , nie rozumiejąc swojego istnienia jakże często pogrążonego w samotnym cierpieniu , naznaczonym piętnem swojego losu .

Dziś również można spotkać wielu Meliboszetów dotkniętych odrzuceniem przez siebie samych , lub uznanych za „ułomnych duchowo” przez innych . Są oni pełni wewnętrznego bólu mieszkający w swoich Lo-Dabarach . Nie są oni sobą jakby pragnęli być , bo nie kochają i nie są kochani .

Pan Bóg nie raz daje w życiu coś, czego nie rozumiesz i nie możesz udźwignąć , w twoim przekonaniu ciężar zbyt wielki . Wówczas zamykasz się ze swoim smutkiem i utrapieniem ducha . W końcu godzisz się by zamieszkać w odosobnieniu z świadomością , że nie kochasz i nie jesteś kochany . I tak naprawdę skazujesz sam siebie , lub jesteś skazany przez innych na powolne umieranie .

Wkroczyliśmy zatem w obszar naszych ludzkich doświadczeń zwanych – „Odrzuceniem” .

Co to jest odrzucenie i jak ono się przejawia ? Spróbuję nadać temu słowu definicję .

„Odrzucenie jest to niemożność dawania i przyjmowania miłości w takim wymiarze w jakim jest to możliwe”. Czyli nosisz w sobie bardzo przykre uczucie , że jesteś nie kochany przez kogoś lub przez pewną grupę ludzi . Nie możesz też wyrażać swojej miłości , bo jesteś przez nich nie chciany , nie akceptowany a nawet czasem nie mile widziany . Takie odczucia mogą się pojawić na każdej naszej życiowej płaszczyźnie jak: rodzinnej , małżeńskiej (mąż opuszcza żonę i odwrotnie) , w pracy , w szkole , co gorsze również w kościele . Są chwile i odczuwasz , że jest lepiej , że odeszły już myśli dręczące a one wracają jeszcze z większym natężeniem sprawiając głębszy ból . Odrzucenie zwykle pojawia się na dwóch płaszczyznach . Albo powiem inaczej, istnieją dwa rodzaje odrzucenia:

• Człowiek sam się zamyka i oddala , ponieważ widzi niemal każdym nieprzyjazną osobę , podobnie jak widział Meliboszet . Konsekwencją takiego zachowania w naszych przypadkach , może być stan zdrowia psychicznego (pewien rodzaj depresji) Przy tym poczucie małej wartości , albo brak akceptacji samego siebie . Krótko mówiąc wyrósł w kręgu ludzi , może rodziny , może szkoły , którzy ukierunkowali taki sposób myślenia o nim samym . Zwykle jest bez użyteczny ponieważ całą energię traci na ocenę sytuacji , oraz podejrzliwość wszystkich i o wszystko . Takim ludziom jest bardzo ciężko żyć , potrzebują wsparcia innych , ale życzliwych im ludzi .

Jest też inna grupa ludzi , którzy podobnie sami siebie odrzucają . Ci jednak stawiają sobie bardzo wysokie wymagania . Wciąż więc podnoszą dla siebie życiową poprzeczkę wyżej i wyżej, aż w końcu opadają z sił , myśląc , że nie zdołają i tak dorównać innym , więc zamykają się sami w sobie .

Ten rodzaj odrzucenia dotyczy zwykle ludzi zwanych „perfekcjonistami” Nigdy nie zadowolonych z siebie z tego co i jak robią . Skupiają się na sobie i na innych porównując ich ze sobą . Widzą swoją nie doskonałość i prawie zawsze noszący w siebie poczucie winy . Nie potrafią akceptować siebie i myślą , że nie są też akceptowani przez Boga i przez innych . Ich główną winą jest , skupianie się na tym kim są przed ludźmi a nie na tym kim są w Chrystusie przed Bogiem. Ci ludzie powinni sobie uświadomić Słowo pozostawione przez Apostoła Pawła . Duch Boży świadczy wraz z duchem naszym , że dziećmi Bożymi jesteśmy (Rz.8,16) Więc czy to mało? Pomyśl chwilę , czy to mało być dzieckiem Boga ?

• Autentyczne odrzucenie szerzej rozumiane może czasem nastąpić nie zawinione , albo nie wiele zawinione . Może to być w rodzinie , grupie rówieśniczej w szkole , w pracy , lub grupa ludzi z kręgu kościelnego . Ci ostatni to doradcy Boga , którym wydaje się , że wiedzą najlepiej . To grupa „świętych” znawców zakonu . To oni chcą decydować, kto może a kto nie może należeć do kręgu wspólnoty kościelnej . Pasuje, czy nie pasuje do naszych standardów wypracowanych przez siebie . I wtedy, albo mówią wprost (co nie jest tak bolesne) , że lepiej będzie abyś sobie znalazł inne środowisko . Albo (co jest bardzo bolesne) dają do zrozumienia gestem , szyderczym uśmiechem , że nie jesteś tu mile widziany i nic tu po tobie . Jeśli takie zachowanie zaistnieje we wspólnocie kościelnej to widać , że nie ma w tym działaniu Ducha Chrystusowego . Jest ono okrutnym bezprawiem które powoduje ogromny ból , ból jak cierń, gdy przypadkowo wbity jest w ciało . Niszczy osobę odrzuconą czyni ją umarłą za życia , choć jeszcze jej grób się nie zamknął i nie należy ona ani do żywych , ani do umarłych .

Nie wiem , ale może lepiej było by dla takiej grupy „świętych” kamienie młyńskie zawiesić na szyję i rzucić się w morze, niż żyć i w taki sposób zapożyczony z piekła, odrzucać i ranić „małych ułomnych Meliboszetów’’ .

Kiedy patrzymy do końca na Meliboszeta , to widzimy pewną metaforę . Z miejsca pogardy zasiada on za stołem królewskim i do końca będzie tam siedział Król Dawid tak zadecydował . Może jest to obraz dla tych, co łatwo odrzucają i dla odrzuconych , że Bóg może przemienić zranione uczucia , oraz bezsilność odrzuconych i uczynić z nich narzędzie do swej chwały . (2 Sam.9,7)

Zranienia i ból które doświadczamy w różnych okolicznościach życiowych , mogą i z pewnością będą przenikać nasze jestestwo sięgając aż do najgłębszych pokładów naszego ducha . Duch człowieka jest to ta strona życia , przez którą Pan Bóg spotyka się z człowiekiem i przez którą staje się on świadomy siebie samego oraz swojego Boga . Poczucie odrzucenia w jakimkolwiek wymiarze , zawsze będzie niszczyć tę cenną świadomość . Natomiast niemożność dawania i brania miłości sprawia , że człowiek więdnie jak roślina bez wody i wówczas umiera.

Boga potrzebujemy nade wszystko a zatem dobrze zrobimy gdy nawet w naszych Lo-Dabarach powtórzymy za Filipem : Pokarz nam Ojca a to nam wystarczy . Z kolei poprosimy Ojca, aby pozwolił nam przekroczyć nasze ograniczenia i poczuć się kochanym miłością wyrażoną : „do końca umiłował je’’ Wreszcie wyjść po za nasze ludzkie postrzeganie rzeczywistości duchowej . Zanurzyć się w niej i doświadczyć Bożej miłości , która jest jak żar ognia , jak krzew płonący , który nigdy nie spłonie . Płomień Pana jest wiecznym płomieniem . Dzięki świętemu ogniu w Jego Świątyni wszystko woła : Chwała , chwała !!! A my dołączymy swoje Amen !

Ból zranionego przez Boga i odrzuconego przez ludzi .
Kiedy dotykamy bolesnego tematu o doświadczeniach , jakim jest odrzucenie to nie sposób ominąć podstawowego obrazu , który jest ponadto to wszystko, co moglibyśmy zrozumieć i doświadczyć o odrzuceniu . Jezus nasz umiłowany Pan i Zbawiciel został przyłączony do wszystkich odrzuconych ludzi na świecie . Już prorok Izajasz pozostawił wtedy poselstwo o Nim : Wzgardzony i opuszczony przez ludzi był , mąż boleści doświadczony w cierpieniu . Wzgardzony tak że nie zważaliśmy na Niego . (Iz.53)

Począwszy od rodziny swojej , po przez większość w Izraelu skończywszy na Judaszu zdrajcy Jezus był odrzuconym .

Trudno jest Jezusa porównać z kimkolwiek innym . Tym bardziej jest to zadziwiające , że nigdy nie użalał się nad sobą . Może jedynie w chwili agonii wyraził to słowami : …czemuś mnie opuścił ? Czasem wcześniej oddalał się do swojego Lo-Dabaru by w samotności pobyć choć jedną noc . Potem wracał, bo kochał i chciał być kochany . Kiedy patrzył na tych , którzy Go otaczali , widział i mówił do nich : Poznałem was , że nie macie w sobie miłości Bożej (J.5,42) Ale On nadal kochał i dawał wyraz swojej miłości zasiadając za stołem z tymi , którzy nie byli kochani . Dla tego mówiono o Nim : To przyjaciel celników i grzeszników .

Przyszedł do swoich z miłością wieczną a ci swoi Go nie przyjęli i zażądali Jego śmierci . Czasem w naszych pieśniach śpiewamy : Zdradzony jak nikt , zraniony jak nikt… i odrzucony jak nikt , bo od swoich .

Drodzy Czytelnicy , nie wiem czy potraficie sobie wyobrazić sytuację Jezusa w rodzinnym mieście Nazaret . Zapraszam , przenieśmy się tam na chwilę .

W dzień sabatu wstąpił do synagogi i rozpoczął nabożeństwo słowami proroka Izajasza : Duch Pański nade mną … abym zwiastował miłościwy rok Pana . Początkowo dziwili się słowom łaski i z podziwem patrzyli na Niego . Gdy jednak powiedział , że żaden prorok nie jest uznawany w swojej ojczyźnie , wszyscy zawrzeli gniewem . Przerwali Jego usługę i wypchnęli Go z miasta na szczyt góry , z myślą aby Go strącić w dół i pozbawić życia . (Łk.4,29)

Co odczuwał kiedy patrzył na znajomych , może sąsiadów , którzy dołączyli do organizatorów tego zajścia , mówiąc : Czyż nie jest to ów cieśla syn Marii a bracia i Jego siostry czyż nie są u nas ? I gorszyli się z Niego . Odszedł stamtąd z poczuciem smutku jako odrzucony , nie kochany nie mając możliwości okazania miłości dla nich .

To bardzo smutne być odrzuconym przez swoich . A kim są ci „swoi” ? Mogą to być rodzina , współpracownicy , ale jest już całkiem źle jeśli jest to wspólnota kościelna , lub jej grupa „uprawnionych” która rości sobie prawo do wyrywania kąkolu z pszenicy . Niszczy ona pszenicę myśląc , że mają ubóstwioną licencję do wyrywania chwastów . Zapominając o słowach Jezusa : Niech rośnie wszystko razem, aż do żniwa (Mat.13,30) O tym jednak, jakoś się wówczas nie myśli.

Proszę nie myśleć o mnie źle iż rozumiem , że można kochać grzech i reprezentować wspólnotę chrześcijańską . Tak nie rozumiem . Przeciwnie , czasem ktoś musi usłyszeć zdecydowane zdanie : Niech będzie jak celnik i poganin . (Mat.18,17) i tu myślę o tych , którzy naruszają Boże Prawo . Bożego Prawa nigdy nie wolno naruszać , gdyż Bóg będzie za to sądzić .

Trzeba też powiedzieć , że są osoby , które nie doświadczyły nowo narodzenia i znalazły się w kręgu wspólnot chrześcijańskich i trudnią się w rozsiewaniu rozterek , albo co więcej , kochają grzech . Oczywiście tutaj też musi być zastosowane Słowo dyscyplinujące ich i czasem się to udaje .Tacy jednak rzadziej się zdarzają .

Natomiast, ileż to jest lokalnych zborów w Kościele Jezusa na ziemi w których żyją ludzie w swoich Lo-Dabarach podobnie jak żył Meliboszet . Są oni odrzuceni nie ze względu na naruszenie Bożego Prawa , tylko naruszenie ubóstwionego schematu . Że czasem myślą trochę inaczej i wyrażają swoją negatywną opinię o tych o których wolno wyrażać tylko dobrą opinię . Więc od razu są w oczach „owych świętych’’ wichrzycielami godnymi odrzucenia . Ci odrzuceni żyją smutni , prawie nie widoczni , patrzą na ludzi i myślą : jak dobrze jest kochać i być kochanym . Jezus ma głębokie współczucie dla odrzuconych i On rozumie ich najlepiej . Jezus chciał dobrze, był jednak odrzucony . Ci inni też nie zawsze chcieli źle a jednak zostali odrzuceni . Proszę , wszystkich niesprawiedliwie odrzuconych , zwróćcie swoją uwagę na wyrocznie pozostawioną w Biblii . Niech się stanie ochłodą na pustynnej ścieżce waszego życia, kiedy nie możecie już dalej iść a iść wciąż jeszcze trzeba Nie mamy bowiem arcykapłana , który by nie mógł współczuć , jest doświadczonym we wszystkim podobnie jak my z wyjątkiem grzechu .(4,15)

Dziś moją modlitwę kieruję do Tego , który definicję odrzucenia poprawił swoją postawą i swoim życiem . Nie był kochany , ale sam kochał do końca a końcem Jego miłości była Golgota . Kieruję do Tego, kto rozumie odrzucenie i ból nie sprawiedliwie odrzuconych , nie chcianych a czasem wzgardzonych . Ja również trochę wiem, co znaczy być odrzuconym . Na pewno nie wiem w takim wymiarze jak Jezus wiedział , czy wielu nam współczesnych w swoich Lo-Dabarach żyjących . Rozumiem ich smutek i utrapienie ducha . Dla tego się o nich modlę i proszę czytelników o dołączenie swojego westchnienia w ich niedoli , bo sami sobie naprawdę nie poradzą .

Modlę się za odrzucone żony i odrzuconych mężów a przede wszystkim za odrzucone dzieci , które tak bardzo nie chciały być odrzucone . Nie chciały by odszedł ojciec czy matka a oni jednak odeszli . Odeszli pozostawiając nie wypowiedziany ból w sercach małych emocjonalnie poranionych Meliboszetów jakże bez radnych i potrzebujących miłości .

OJCZE ŚWIĘTY w imieniu Jezusa proszę daj zrozumieć chwałę cierpienia w samotności i docenić ciernie wbite w ciało . Poszlij proszę , może jednego z tysiąca aniołów , albo przyjaciela celników i grzeszników, albo może kogoś z naszych, najlepiej „małego” do współczesnych nam Lo-Dabarów . Niech odszukają odrzuconych i osuszą ich łzy a ci doznają pocieszenia . Ucisz proszę rozbiegane myśli obawy i lęki , proszę ucisz każdego z nich i nas również ucisz . Wielu z nich w swej samotności wsłuchują się w siebie, bo inaczej nie potrafią , wtedy jeszcze bardziej zamykają się jak kwiaty przed zachodem słońca . Czasem myślą , że zapomniani są przez Ciebie też i rzuceni w morską głębię, by powoli umierać . Mówią : zgasła nasza nadzieja , zginęliśmy . OJCZE WIECZNOŚCI , życie w naszych Lo-Dabarach, to dolina wyschłych kości gdzie nie ma tchnienia . Proszę więc, by nie pozostali tam na zawsze jak martwe skały . Tylko Ty o Boże masz tę możliwość dać ożywcze tchnienie a wtedy ożyją i wyjdą ze swojej doliny śmierci i staną jako żywi . Weź ich potem za ręce i zaprowadź na górę Tabor , tak by obłok zacienił ich wszystkich jak kiedyś tamtych . Wówczas oni poznają , że Przedwieczny Pan to sprawił a ich ożywiony duch uwielbi „Wielkiego Jestem , który Jestem” . Amen .

Czesław Budzyniak