Nowe Przymierze przez krzyż

Który też uzdolnił nas, abyśmy byli sługami Nowego Przymierza, nie litery, lecz Ducha .2Kor.3,6.
Biblia mówi że, Bóg uzdolnił nas do służby w Nowym Przymierzu. A to oznacza że Bóg najlepiej wie skąd czerpać siłę do zwycięstwa nad grzechem. Ta moc tkwi w Nowym Przymierzu w mojej krwi, mówi Jezus.

A zatem, Nowe Przymierze było od początku i jest najbardziej ożywczą siłą i objawioną prawdą o której Jezus powiedział: poznacie prawdę a prawda was wyzwoli. Duch Święty będzie współdziałać z każdym kto tę prawdę poznał, by złamać moc grzechu tak iż nie będzie on panował nad nami. Grzech będzie u progu serca, ale Ty nad nim masz panować. Ta moc panowania nad grzechem jest w Nowym Przymierzu, nie w literze, lecz w Duchu. A zatem żeby w walce z uprzykrzonym grzechem nie być pokonanym a odnieść nad nim zwycięstwo, potrzeba zejść do głębi zrozumienia i być gotowym do przyjęcia swego krzyża. To prawda że, mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, ale dla nas, którzy dostępujemy zbawienia jest: Mocą Bożą.

Na temat krzyża słyszeliśmy wiele kazań. Od mojej młodości głosiłem o krzyżu Jezusa. Ukazywałem moim słuchaczom żywe obrazy umęczonego Jezusa, głosiłem w szczerości mojego serca wspominając o Jego koronie cierniowej o umęczonym ciele, w końcu przybitym do krzyża. Przeprowadzałem moich słuchaczy przez ogród Getsemane, pałac Piłata, wreszcie drogę cierpień, która prowadziła na Golgotę. A kiedy patrzyłem na rozrzewnione twarze, sam wylewałem strumienie łez. Tak bardzo szczerze było przepełnione moje serce miłością i współczuciem dla mojego Pana, mając świadomość że i moje grzechy przyczyniły się do Jego męki. Tak było kiedyś i tak jest dzisiaj kiedy rozmyślam o Nowym Przymierzu przez krew mojego Pana. Ale dziś tak naprawdę muszę przyznać że, wtedy do końca nie rozumiałem znaczenia krzyża Jezusa a w szczególności naszego krzyża i tego co znaczy umrzeć dla Jezusa. A człowiek jak nie rozumie, to i nie może, lub nie chętnie bierze swój krzyż. Potrzebne jest objawienie, które pojawia się z upływem czasu, gdzie kryje się najgłębszy sens krzyża i co wynika z woli podjęcia się, albo co powinno wyniknąć gdy świadomie bierzesz swój krzyż. Mogłem wiele razy usłyszeć od szczerze wierzących ludzi że ich krzyżem jest jakieś bolesne jarzmo, choroba osobista czy w rodzinie, niewierzący współmałżonek, nie dobry sąsiad, nauczyciel, bądź pracodawca. Te i inne definicje są jedynie niedaleko prawdy o krzyżu. Krzyż o którym mówi Jezus, to nie są tylko jakieś przeszkody natury fizycznej, jest to coś bardziej głębszego, jak to razem wszystko wzięte. Kiedy Jezus powiedział, weź krzyż swój i naśladuj mnie, to oznacza że pójdziesz drogą, którą Jezus szedł, pójdziesz w osamotnieniu niezrozumiany, odepchnięty i niechciany. Oznacza to również że, Pan ciebie doprowadza do momentu że zaczynasz rozumieć swoją zupełną bezradność i zależność od swojego Boga. Zaczynasz rozumieć, co to oznacza być ubogim w duchu, i nie mieć rozumu na wyjście z swojej sytuacji. Myślę że tego Bóg pragnie, abyś z pełnią świadomości powiedział: Ojcze w ręce Twoje oddaję ducha mego i bądź wola Twoja. To oczywiście nie oznacza bierności w życiu chrześcijańskim, lecz oznacza to śmierć dla wszystkich moich ludzkich ambicji bycia tym, kim naprawdę nie jestem. Śmierć to jedyny sposób, by być uzdolnionym do służby w Nowym Przymierzu. Teraz proszę posłuchajcie co chcę powiedzieć jeszcze o krzyżu.

Myślę jednak że najbardziej bolesnym doświadczeniem krzyża, są chwile, kiedy twoim co dziennym gościem stają się uporczywe myśli że Bóg ciebie opuścił i jesteś pozostawiony sam sobie nie rozumiejąc dlaczego tak jest. Wówczas odczuwasz podobnie jak psalmista kiedyś wyraził się: …Jestem jak sowa wśród ruin, nie śpię i jęczę [Ps.102,7] Nie trudno sobie wyobrazić stan duszy takiego człowieka. To też wielu chrześcijan próbuje sobie pomóc dopuszczając różne metody a gdy zabraknie zrozumienia, opuszczają zbór, szkodzą sobie i rodzinie a przede wszystkim szkodę ponosi zbór jako ciało Jezusa, gdyż ubyło kilka jego członków.

A zatem kluczowym znaczeniem dla naszej wiary i przetrwania kryzysu, jest nasza wola trwania przy Bogu. Pomimo to iż brak odpowiedzi na ważne pytanie, to jednak wola trwania przy Panu i Jego Słowie, wyda w swoim czasie owoc zwycięstwa. Na pewno wyda.

Poczucie opuszczenia było zawsze i jest bolesnym doświadczeniem, zwłaszcza dla tego człowieka, który oparł swoje życie na wartościach Ewangelii. W doświadczeniu przeważnie zawsze, pojawi się ktoś, kto niejako ze współczuciem zaczyna szeptać: a może tam w górze jest tylko bezgraniczna pustka a tego kogo nazywasz Bogiem, nie ma w ogóle? A jeżeli jest, to przecież nie może się zajmować tobą, jesteś zdany tylko sam na siebie. Ci którzy mówili że kochają ciebie, teraz zajęci są sobą i wyglądają jak wyschnięta roślina w słońcu. To też jest ciebie co raz mniej i mniej, masz ochotę powtórzyć za Jobem: Strzały Wszechmocnego tkwią we mnie a mój duch pije ich jad. [Jb.6,4]

W proroczych słowach o naszym Panu Jezusie brzmi to tak:…oczekiwałem współczucia, ale nadaremnie, pocieszycieli, lecz ich nie było.[Ps.69,21.] później jak wiemy, już tylko najstraszliwsza noc ciemności na ziemi i wołanie: Boże mój , Boże mój, czemuś mnie opuści. Oto obraz pozostawiony abyś pamiętał że, w jakimś wymiarze może zaistnieć w twoim życiu . Dobrze zrobisz jeśli na to będziesz przygotowany. Można też dzisiaj myśleć że, Jezus przeżywał takie trudne chwile bo na Nim zawisł ciężar grzechów całej ludzkości a On sam stał się ofiarą przebłagalną na ołtarzu poświęcenia i nas to nie musi dotyczyć. Nie musi, ale może i zwykle dotyczy.

Przywołajmy zatem do naszej pamięci kilka obrazów z St. T. One są ponad czasowe i na przestrzeni wszystkich wieków aktualne dla tych , którzy kochali swojego Boga kiedyś i dziś kochają. Oto historia Joba powszechnie znana. Ten Boży człowiek stracił wszystko. W końcu dotknięty straszliwą chorobą zachęcany przez najbliższą osobę by złorzeczyć Bogu. Tygodnie i miesiące upływały a pomocy nie było. Przyjaciele zamiast być pocieszeniem stali się utrapieniem. Ale z nimi jakoś sobie jeszcze radził. Gorzej było z samym sobą. Popadł w rozpacz, bo tylko w rozpaczy takie słowa może człowiek wypowiadać. Dlaczego jest dane światło nędzarzowi a życie tym, którzy wyglądają śmierci a nie przychodzi, szukają jej gorliwiej niż skarbów ukrytych. Jb.3,20.

Proszę spójrzmy jeszcze na pieśń pouczającą synów Koracha. W słowach tej pieśni, wyczuwa się nutę żalu do Boga. Stawiając pytanie, w jakich by to nie było okolicznościach, zawsze oczekuje się odpowiedzi, jeśli jej brak, pojawia się zawód i rozgoryczenie. Prze to nie wątpię że, ukazana jest tutaj prawda życiowa a brzmi ona tak: W nocy śpiewam Mu pieś , modlę się do Boga życia mojego, mówiąc: Skało moja, dlaczego zapomniałeś o mnie, dlaczego posępny chodzę, gdy trapi mnie nieprzyjaciel.[Ps.42,9-10.]Właśnie, gdy trapi mnie nieprzyjaciel. Te i wiele innych obrazów są pozostawione w Biblii, abyśmy mieli świadomość że każdy uczeń Jezusa w swoim czasie stanie przed przestrzenią suchej pustyni i będzie musiał przejść niebezpieczny odcinek drogi, raz a potem drugi i więcej. To właśnie w tym czasie okaże się na czym rozpoczął budowę swojego domu i z jakich materiałów buduje. Wiara w oczach naszego Boga jest najważniejsza a bez niej nie można niczym znaleźć upodobania w Jego oczach . Myślę że w czasach nam współczesnych , jest wielu Jobów, i Korachów wśród nas, może nie widocznych, bo nie chcą być widocznymi, ale są.

Kończąc moje rozważanie na temat drogi jaką trzeba pokonać by wejść w Nowe Przymierze usiłowałem ukazać przy pomocy obrazów wziętych z Biblii a także mając własne doświadczenia, wiem że, na przestrzeni wszystkich wieków miliony ludzi, którzy mocno kochali swojego Boga, przeszli tę drogę, bo jak przewodni nasz tekst mówi: Uzdolnił nas Bóg, abyśmy byli sługami Nowego Przymierza. Chwała Jemu za to! Zachęcam czytelników tego tekstu, by zatrzymali się na chwilę i pomyśleli raz jeszcze, jaki odcinek drogi już przeszli. Bądź świadomy, że jeszcze dryfujesz na powierzchni życia, więc jesteś w drodze a na niej wszystko to, o czym czytałeś spotkać możesz.

Bądź mocny i mężny, nie bój się i nie lękaj się, bo Pan Bóg twój, będzie z tobą dokądkolwiek pójdziesz [Joz.1,9.]

Moją modlitwę składam dziś za wszystkich tych, którym krzyż mocno uciska ramiona a droga wydaje się być, co raz bardziej wyboista . Proszę Ojcze, ucisz obawy i lęki przed dalszą podrożą, ucisz rozbiegane i negatywne myśli. To przecież my ludzie doświadczamy różnych sytuacji, których zmienić nie możemy, żyć z nimi też nie możemy. Żyjemy , ale czasem nie jest to łatwe. Każdy z nas odczuwa ciężar swojego istnienia na swój sposób a iść dalej trzeba. Bo tylko dalej, tam za horyzontem będzie koniec smutnych doświadczeń i głos powitania „Dobrze sługo dobry i wierny … wejdź do radości Pana swego”. W imieniu Jezusa Ojcze proszę pomóż iść dalej.

Czesław Budzyniak