KAŻDY, KTO WIERZY, ŻE JEZUS JEST CHRYSTUSEM, Z BOGA SIĘ NARODZIŁ, A KAŻDY, KTO MIŁUJE TEGO, KTÓRY GO ZRODZIŁ, MIŁUJE TEŻ TEGO, KTÓRY SIĘ Z NIEGO NARODZIŁ.
Ten werset łączy w jedno dwa zasadnicze elementy nowotestamentowego chrześcijaństwa, a mianowicie wiarę i miłość. Zaraz po zdefiniowaniu podstawy wiary, że Jezus jest Chrystusem, Jan niezwłocznie przystępuje do omówienia dowodu na jej obecność i miernika jej szczerości: miłość do Boga i Jego dzieci. Te dwa wyznaczniki chrześcijańskiego autentyzmu są dla Jana tak samo nierozerwalne jak awers i rewers w monecie. Wiara, która nie wiedzie do miłości nic nie jest warta. Miłość nie opierająca się na wierze jest bezsilna. Jan kolejny raz rozpoczyna werset zwrotem: każdy kto. Jest to wyrażenie odnoszące się do wszystkich, którzy spełniają jeden warunek (w tym przypadku są to ci, którzy wierzą, że Jezus jest Chrystusem) i zarazem wykluczające wszystkich pozostałych. Ma również na celu wykluczyć tych, którzy usiłują przedostać się do zagrody dla owiec w każdy inny sposób niż jedyny możliwy – przez drzwi, którymi jest Chrystus (J 10:1-9). Nacisk kładziony jest tutaj na przedmiot wiary, a nie jej subiektywne doświadczenie. Obserwujemy szeroko rozpowszechnioną nieufność wobec tzw. „faktów historycznych”. Możemy patrzeć na nią jedynie przez pryzmat naszej kultury, a co za tym idzie, fałszywie rozumieć ludzi i interpretować wydarzenia, o których wydaje nam się, że właściwie je postrzegamy. Niektóre twierdzenia możemy przyjmować jako prawdziwe jedynie na podstawie osobistego aktu wiary: „To ujęcie rzeczy jest całkiem sensowne i dlatego mnie satysfakcjonuje.” Takie przynajmniej słyszy się stwierdzenia. Oczywiście idzie to w parze z ideą, że nie ma żadnych moralnych absolutów istniejących niezależnie od nas samych. Mogą one istnieć jedynie, jeśli my im na to pozwolimy w naszych własnych umysłach i o ile mogą być dobre dla kogoś, niekoniecznie muszą mieć jakieś znaczenie dla drugiego. Nie ma nic, co samo w sobie byłoby dobre albo złe, jedynie nasze myślenie sprawia, że takie się rzeczy wydają. W tej sytuacji wolno mi wierzyć, w cokolwiek zechcę i postępować, jak mi się podoba, w ramach szeroko pojętej tolerancji, ale nie wolno mi wymagać od ciebie , byś wierzył w to, w co ja wierzę. Nie mogę powiedzieć ci: „To jest Prawda,” ponieważ nie istnieją żadne bezwzględne pojęcia moralne, w które musimy wierzyć. Tak więc pozostaje nam jedynie doświadczenie wierzenia w cokolwiek, lub też w nic – w zależności od naszego kaprysu. A skoro nie istnieje żadna ostateczna treść, w którą moglibyśmy wierzyć (ani „ktoś”, ani nawet „coś”), tym co nam pozostaje, co może nadać znaczenie naszemu życiu, jest subiektywne doświadczenie wierzenia w to, co nam odpowiada.
Pozdrawiam i życzę błogosławionego dnia.