Przeczytajmy uważnie poniższy kluczowy dla tego tekstu fragment Bożego Słowa.
(2Kor 4:7-9,16): „Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby się okazało, że moc, która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas. Zewsząd uciskani, nie jesteśmy jednak pognębieni, zakłopotani, ale nie zrozpaczeni, prześladowani, ale nie opuszczeni, powaleni, ale nie pokonani, (…) Dlatego nie upadamy na duchu; bo choć zewnętrzny nasz człowiek niszczeje, to jednak ten nasz wewnętrzny odnawia się z każdym dniem.”
O jaki skarb i o jakie naczynia chodzi w tym fragmencie? Kontekst jest w poprzednich dwóch wierszach.
(2Kor 4:5-6): „Albowiem nie siebie samych głosimy, lecz Chrystusa Jezusa, że jest Panem, o sobie zaś, żeśmy sługami waszymi dla Jezusa. Bo Bóg, który rzekł: Z ciemności niech światłość zaświeci, rozświecił serca nasze, aby zajaśniało poznanie chwały Bożej, która jest na obliczu Chrystusowym.”
My jesteśmy naczyniami glinianymi i mamy w sobie bezcenny skarb. Bóg tak chciał, żeby Jego najcenniejsze objawienie, czyli Pan Jezus Chrystus, był w nas, w kruchych naczyniach. Kiedyś w glinianych naczyniach przechowywano ważne dokumenty, które miały moc prawną, np. akty własności. Dzisiaj właśnie w nas złożone są najcenniejsze akty Bożej własności, w Biblii różnie nazwane, np. pieczęć Ducha, rękojmia dziedzictwa.
W opisie Stworzenia czytamy, że Pan Bóg rozkazał, by światłość zaświeciła z ciemności. W nowym stworzeniu, czy inaczej – w nowym przymierzu, ta światłość w wymiarze indywidualnym jest w nas. Natomiast w wymiarze zbiorowym, czy jak kto woli – zborowym, jest w Kościele Pana Jezusa Chrystusa. Słowa naszego Pana wyraźnie wskazują, że podzielił się światłością ze swoimi uczniami i naśladowcami.
(Jan 8:12): „A Jezus znowu przemówił do nich tymi słowy: Ja jestem światłością świata; kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość żywota.”
(Mat 5:14): „Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze.”
Wy, czyli my. To są słowa skierowane do nas, jeżeli uważamy się za uczniów i naśladowców Pana Jezusa Chrystusa. Jednak Boża światłość w nas w jakimś momencie musi być odkryta, nie może być stale schowana. Jako naczynia musimy być gotowi na poddanie się rozbiciu, by Boża światłość była widoczna dla innych.
Ja jestem naczyniem, które w pewnych dziedzinach mojego życia, czasem chce być twarde, nie do rozbicia. Jak jest w twoim życiu wie Bóg i być może ty sam. Pan Bóg chce, byśmy zawsze i w każdej dziedzinie naszego życia byli gotowi na stłuczenie, czyli wyjście na światło.
W Starym Testamencie mamy pewien wyraźny obraz Bożej światłości w naczyniach i potrzeby ich stłuczenia. Znajdujemy go w Księdze Sędziów, w historii Gedeona.
(Sdz 7:16 i 19-20): „Potem podzielił tych trzystu mężów na trzy hufce, kazał im wszystkim wziąć do rąk trąby i puste dzbany oraz pochodnie do środka dzbanów. (…) Gdy tedy Gedeon wraz ze stu mężami, którzy byli z nim, dotarł na skraj obozu na początku środkowej straży nocnej – a właśnie rozstawiono straże – zadęli w trąby i rozbili dzbany, które mieli w rękach. Wtem zadęły w trąby trzy hufce i potłukli dzbany, pochwycili w swoje lewe ręce pochodnie a w prawe ręce trąby, aby zatrąbić i zawołali: Miecz dla Pana i dla Gedeona.”
Gedeon otrzymał wyraźne instrukcje od Anioła Pana. Zapalone pochodnie, czyli Boża moc została ukryta w glinianych dzbanach, czyli w ludziach gotowych wypełnić Bożą wolę. Najbardziej słyszalnym efektem dla Midianitów nie był hałas potłuczonych naczyń, ponieważ większy efekt dawały odgłosy trąb i okrzyki bojowe. Tym, co poraziło przeciwnika było nagłe pojawienie się świateł pochodni, czyli Bożej mocy wcześniej ukrytej w dzbanach. Ta historia jest obrazem tego, że nie głosimy siebie, ale Bożą moc, która jest w nas.
Dlaczego Pan Bóg tak chciał, żeby Jego moc była w tak kruchych naczyniach? Moje zrozumienie jest takie, żebyśmy mieli zawsze świadomość, że Boża moc nie jest z nas, ale w nas. A to jest istotna różnica. Pan Bóg dobitnie pokazał to apostołowi Pawłowi.
(2Kor 12:8-9): „(…) Lecz powiedział do mnie: Dosyć masz, gdy masz łaskę moją, albowiem pełnia mej mocy okazuje się w słabości. Najchętniej więc chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa.”
Uwolnienie Bożej mocy może wymagać stłuczenia naczynia, a to boli. Jesteśmy żywymi naczyniami, więc to tym bardziej boli. Tak, jak to było w przypadku Pawła i jego tajemniczego „ciernia” oraz w wielu innych historiach biblijnych.
Jedno z dynamicznych tłumaczeń (2Kor 4:8-9), który czytaliśmy na początku tego tekstu, brzmi tak: „Osaczeni – ale nie bez wyjścia. Nie wiedzący, co zrobić – ale nie bez nadziei. Nękani przez diabła i jego sługi – ale nigdy nie porzuceni. Często powalani – ale nigdy wykończeni”. To nie nasza, ale Boża moc pozwala zwyciężać i nie z nas, ale w nas jest moc do wytrwania w trudnościach.
Poniżej mamy kilka biblijnych przykładów żywych naczyń, w których była Boża moc wraz z moimi krótkimi charakterystykami tych ludzi.
Eliasz. Nie dał się stłuc do końca. Bóg polecił mu do wykonania trzy ważne namaszczenia: swojego następcy – Elizeusza, władcy Aramu – Chazaela i króla Izraela – Jehu. Wykonał tylko to pierwsze polecenie. Efekt – rozgoryczenie. Dlaczego? Być może zbyt twarda skorupa spowodowana zbytnim skupieniem się na swojej roli w spektakularnym Bożym zwycięstwie nad bożkami i ich prorokami.
Jakub. Był naczyniem nie do stłuczenia do momentu bezpośredniego spotkania z Bogiem. Kiedy pierwszy raz spotkał Boga we śnie, nazwał to miejsce – Betel, czyli Dom Boży. To oznacza, że jeszcze budował na niezależności od Boga, widząc Go jako Pana na zewnątrz swojego życia. Kiedy po doświadczeniach spotkał się z Bogiem w tym samym miejscu, nazwał je – El Betel, czyli Bóg Domu Bożego. Jako Boże naczynie po stłuczeniu w walce z Bogiem, wreszcie zaczął budować na pełnej zależności od Niego, widząc Go jako Pana swojego życia.
Mojżesz. Początkowo dosyć twarde i samodzielne naczynie. Potem uległe i podatne na Boże stłuczenie. Wtedy Boża moc była widoczna w spektakularny sposób dla wielu narodów.
Józef. Przydatne naczynie, poddające się stłuczeniom, by Bóg osiągał swoje cele dla narodu wybranego.
Tomasz, zwany Bliźniakiem. Twarda skorupa z przewagą niedowiarstwa.
Szymon Piotr. Jako Szymon – naczynie odporne na stłuczenie. Potem jako Piotr – skruszone i użyteczne naczynie dla Bożej chwały.
Szczepan. Bardzo podatne na Bożą obróbkę i stłuczenie naczynie.
Ananiasz i Safira. Jeżeli było Boże światło w tych naczyniach, to nie zajaśniało na zewnątrz. Jako nierozbite naczynia musiały zostać zabrane na świadectwo dla innych.
Dlaczego Pan Bóg dopuszcza do tłuczenia naczyń? To nam się wydaje, że nasza skuteczność będzie lepsza bez dodatkowych problemów w naszym życiu. Moim zdaniem, Bożą koncepcję na nasze życie można oddać słowami: Daj się stłuc, a zajaśnieje w tobie Chrystus. Problemy finansowe, niedomagania zdrowotne, prześladowania, a nawet załamania, czy inne trudności, mogą mieć na celu rozbicie naszej twardej skorupy. To, co nam się wydaje bezcelowe lub zbyt rozwlekłe w czasie, może być Bożą metodą postępowania z nami. Jednak zawsze musimy mieć świadomość, że Boże światło jest w nas.
Często my sami uważamy, że jesteśmy już zahartowanymi nie do rozbicia naczyniami. Stłuczenie naczynia może być jedynym sposobem na uwolnienie Bożej mocy w naszym życiu. Rozbiciu naczynia musi towarzyszyć odrzucenie potłuczonych skorup, czyli naszych ambicji, planów nie zawsze zgodnych z wolą Bożą. Jesteśmy żywymi naczyniami, więc stłuczenie boli. Michał Anioł powiedział kiedyś: „Im więcej stłuczonego marmuru, tym większe dzieło”.
Ogień, jako zjawisko fizyczne, utrzymuje się w naczyniu wtedy, gdy nie jest ono szczelnie zamknięte. Płonąca pochodnia w glinianym dzbanie cały czas pobiera tlen z zewnątrz. Ogień wygasa w szczelnie zamkniętym naczyniu bez dopływu powietrza. Nie chcę powiedzieć, że Boży ogień może kiedykolwiek zgasnąć w naczyniu, w którym zapłonął. Jednak Słowo Boże mówi (1Tes 5:19): „Ducha nie gaście”.
Musimy być otwarci na Boże zasilanie, by płomień był zawsze efektywny. Świat mówi: „nie pękaj”, „bądź twardy”. Jednak w Biblii czytamy inaczej brzmiące zachęty: „bądź cierpliwy”, „bądź dzielny”, „bądź czujny”, „nie zatwardzaj serca”. Możemy mówić innym, a nawet możemy wmówić sobie, że wierzymy w każde słowo w Biblii. Jednak tak naprawdę, wierzymy tylko w to, co zastosujemy w posłuszeństwie w naszym życiu.
Czy czujemy się kruchymi naczyniami, gotowymi poddać się Bożemu rozbiciu w tych dziedzinach naszego życia, które nie są jeszcze pod Bożą światłością? Czy jednak w pewnych dziedzinach uważamy się za zahartowane naczynia nie do rozbicia?
Dlaczego nie upadamy na duchu? Odpowiedź możemy znaleźć w (2Kor 4:16): „Dlatego nie upadamy na duchu; bo choć zewnętrzny nasz człowiek niszczeje, to jednak ten nasz wewnętrzny odnawia się z każdym dniem”.
Nasz Pan jest Bogiem wielu szans na poddanie przemianie i stłuczeniu jako naczynia dla Bożych celów. Tylko, czy my zawsze dajemy Panu Bogu naszą zgodę na przemianę po to, aby właśnie przez nasze życie była widoczna Jego moc?