Ewangelia – prawdziwa droga #3

Rozdział III – Oswald J. Smith.

CO TO ZNACZY „WIERZYĆ”?

Był czas w moim życiu, kiedy nie wiedziałem, czy jestem zbawiony czy zgubiony. Pamiętam, kiedy pracowałem w pewnej wielkiej firmie w Toronto i kiedy przenosiłem zlecenia z jednego oddziału tego przedsiębiorstwa do drugiego. Gdy przemierzałem długie korytarze tej firmy, nie interesowałem się treścią zleceń, jakie przenosiłem z jednego do drugiego oddziału. Natomiast zadawałem sobie tylko jedno pytanie: „Czy jestem zbawiony, czy zgubiony?”

Po pewnym czasie opuściłem pracę w tej firmie i zostałem wysłany przez Kanadyjskie Towarzystwo Biblijne jako kolporter Biblii do Muskoka – znanego z turystyki amerykańskiego regionu. Lecz kiedy przemierzałem zakurzone drogi wiejskie z plecakiem pełnym Biblii, nie widziałem ani pięknych jezior i rzek, ani wspaniałych kwiatów i wiecznej zieloności traw. Nie słyszałem też śpiewu ptaków. Wciąż natomiast zadawałem sobie to samo pytanie: „Panie, czy jestem zbawiony, czy zgubiony? Jeżeli jestem zgubiony, to daj mi znak, abym mógł być zbawiony, jeżeli zaś jestem zbawiony, to daj mi znak, bym się mógł rozradować w Twoim zbawieniu.” Lecz minęło lato i skończyła się moja praca kolporterska, a wróciwszy do Toronto, nadal nie wiedziałem, czy jestem przeznaczony do nieba czy do piekła.

W pierwszą niedzielę po moim powrocie, poszedłem do kościoła ewangelicko-reformowanego i gdy usiadłem w ławce, pochyliłem głowę i modliłem się, aby pastor przemówił tym razem o zbawiającej wierze i w ten sposób rozwiązał mój problem. Wreszcie pastor Mac Pherson wyszedł do przodu i zaczęło się nabożeństwo. I rzeczywiście, tym razem przemawiał on na temat wiary. Słuchałem w najwyższym napięciu, lecz po nabożeństwie, kiedy z setkami innych uczestników wyszedłem w ciemność nocy, nadal nie wiedziałem, czy jestem zbawiony czy zgubiony.

Dlaczego? Czyżby dlatego, że dr. Mac Pherson nie głosił Ewangelii? Ale przecież on głosił Ewangelię. Przecież nieraz powtarzał: „Uwierz w Pana Jezusa Chrystusa, a będziesz zbawiony.” Jakaż więc była przyczyna mojej nieświadomości? Otóż w czasie swego przemówienia, kaznodzieja ani razu nie powiedział co ma na myśli, mówiąc o wierze i nie wyjaśnił znaczenia słowa „wierzyć”. I to właśnie było moim problemem. Nigdy bowiem, ani przez chwilę, nie przestawałem wierzyć. Od czasów dzieciństwa wierzyłem w Jezusa, a mimo to nie wiedziałem, czy jestem chrześcijaninem czy nie.

W naszym mieście nie było ani ateistów, ani agnostyków, ani sceptyków, nigdy też nie słyszałem o niewierzących, każdy bowiem uważał się za wierzącego. Niektórzy byli alkoholikami, inni klęli i używali nieprzyzwoitych słów, wielu kłamało, a nawet kradło. I jeśli nawet wszyscy ci ludzie nie przyznawali się do chrześcijaństwa, to jednak wszyscy oni mieli jakąś wiarę czy wierzenia religijne. Nie było wśród nich nikogo, kto by kwestionował prawdziwość Słowa Bożego.

W podobnej sytuacji znajdują się miliony ludzi. Spotykałem takich ludzi wszędzie, dokądkolwiek się udawałem. W dawnej Rosji, w Hiszpanii, we Włoszech i wielu innych krajach Europy, jak również w Ameryce są dosłownie miliony takich, którzy wierzą, ale nie są zbawieni. W jaki sposób można wierzyć w Jezusa Chrystusa a jednocześnie nie być chrześcijaninem?

Pewnego dnia przejrzałem niewielką książeczkę, używaną często przez królową Marię w jej osobistej pracy; była to książeczka Cuttinga – „Pewność i radość zbawienia”. Po przeczytaniu tej książeczki, moje wątpliwości zniknęły. Zostałem zapewniony o swoim zbawieniu i od tego dnia aż do dziś nie doznawałem najmniejszych wątpliwości.

TRZY KROKI

Są trzy kroki na drodze zbawiającej wiary. Są to jakby trzy szczeble drabiny. Pierwsze dwa – nie zbawią, lecz trzeci może zbawić. Jednakże nie możesz uczynić trzeciego kroku, jeśli nie uczyniłeś dwóch poprzednich.

SŁUCHANIE

Pierwszy krok to słuchanie. „Jak mają uwierzyć, jeśli nie słyszeli?” Trzeba wiedzieć o Bożym zbawieniu, zanim się będzie mogło w nie uwierzyć. Dlatego właśnie wysyłamy misjonarzy do Chin, do Indii, do Afryki. Poganie muszą usłyszeć, zanim będą mogli uwierzyć. Lecz jestem pewny, że nie mogę poprzestać na tym pierwszym kroku. Jestem też pewien, że chyba wszyscy czytelnicy moich rozważań słyszeli wciąż, nieustannie, poselstwo o zbawieniu Bożym. Dlatego też uczyniliście pierwszy krok, albowiem usłyszeliście.

WIARA

Drugi krok to wiara. Co to znaczy „wierzyć”? Znaczy to, w potocznej mowie „zgodność myśli z prawdą”. Encyklopedia mówi – „zgodzić się w myśli”. Jeśli zatem zgodziliście się w myśli z prawdą Ewangelii, to znaczy, że uwierzyliście. Uczyniliście zatem drugi krok. Ale jeszcze nie jesteście zbawieni.

Kiedy tłumacze Biblii na język angielski trudzili się nad przekładem Starego Testamentu, znaleźli tam pewne słowo hebrajskie, dla którego długo szukali angielskiego odpowiednika. Wreszcie zdecydowali się na słowo „zaufać”, i właśnie dlatego tak często występuje to słowo w przekładzie Starego Testamentu.

W stosownym czasie tłumacze ci przystąpili do pracy nad Nowym Testamentem i napotkali tam to samo słowo, lecz w brzmieniu greckim. I znów zaczęli szukać dla niego angielskiego odpowiednika. I dla niezrozumiałych powodów zdecydowali się oni wybrać całkiem inne słowo, wybrali oni bowiem słowo „wierzyć”. Gdyby byli konsekwentni, gdyby zastosowali to słowo, którym posłużyli się przy tłumaczeniu Starego Testamentu, to niniejsza analiza nie byłaby potrzebna. Lecz oni posłużyli się słowem „wierzyć” i oto dlaczego to słowo występuje tak często w Piśmie św. Nowego Testamentu, szczególnie w Ewangelii św. Jana i w Listach Pawła. Wywołało to wiele zamętu i nieporozumień.

Widzicie, słowo „wierzyć” ma do czynienia z umysłem, z intelektem. Używa się go na oznaczenie pewnego procesu umysłowego. Lecz możecie wierzyć w odniesieniu do Jezusa Chrystusa we wszystko, co byście chcieli, a mimo to nie będziecie zbawieni. Możecie wierzyć we wszystko, w co ja wierzę w odniesieniu do Biblii, i mimo to możecie być zgubieni na wieki. Taka również jest bowiem wiara demonów. Słowo Boże oznajmia nam, że demony też wierzą i drżą. Były one pierwszymi, które wyznawały, że Chrystus jest Synem Bożym, a jednak nie poddały Mu się. Wierzą one może jeszcze więcej niż ty, w Chrystusa. Na moment nawet nie wątpią w Jego boskość, ale wiara ich jest czysto intelektualna. Wiara ta nie przekształca ich bytu i ich zatrata jest pewna, dlatego też drżą.

Pewnego razu wszedłem w ściślejszy kontakt z pewną denominacją i pragnąłem odkryć podstawę, która służyła tej grupie do przyjmowania nowych członków. Dowiedziałem się, że kandydatom na członków zadawano jedno jedyne pytanie, złożone z dwóch części, a mianowicie: „Czy wierzysz, że Bóg cię miłuje i że Jezus Chrystus, Jego syn, umarł za ciebie?” Jeśli kandydaci odpowiedzieli twierdząco na pytanie, to byli przyjmowani na członków.

Lecz kto nie wierzy w miłość Bożą? Każdy, kto wierzy w Biblię, wierzy również w tę prawdę. I kto nie wierzy, że Jezus Chrystus umarł za ludzkość? Biblia mówi, że umarł, więc jeśli wierzysz Biblii, to wierzysz jednocześnie, że On umarł za ciebie. Ale to jeszcze nie czyni z ciebie chrześcijanina. Drugi krok nie zbawi nikogo a na tym właśnie poprzestaje wielu. Czynią oni drugi krok, ale nie czynią trzeciego kroku. Dlatego też nie dostępują zbawienia.

Jakie zazwyczaj pytania zadaje się tym, którzy pragną przyłączyć się do Kościoła? Oto one: „Czy wierzysz, że Chrystus narodził się z Dziewicy, czy wierzysz w Jego śmierć i zmartwychwstanie, i w Jego powtórne przyjście? Czy wierzysz, że Chrystus umarł za twoje grzechy?” Takie pytania mają charakter doktrynalny i każdy może na nie odpowiedzieć twierdząco, z intelektualnego stanowiska. A jakie pytania ja chcę zadać? Oto one: „Czy narodziłeś się na nowo? Czy jesteś zbawiony? Czy przyjąłeś Jezusa Chrystusa?” Takie pytania mają charakter empiryczny, doświadczalny. Jeśli możesz na nie odpowiedzieć twierdząco, to nie będę się troszczył o pozostałe pytania.

UFNOŚĆ

Trzecim krokiem decydującym o zbawieniu jest „ufność”. Aby zobrazować co mam na myśli, chcę się zwrócić do nowego tłumaczenia Pisma św. (The New English Bible). Nareszcie to stare, błędne i bałamutne tłumaczenie zostało poprawione. Po trzystu pięćdziesięciu latach słowo „wierzyć” zostało usunięte. Po czterdziestu latach mojego kaznodziejstwa mam dziś przy moim boku jako sprzymierzeńca nowe tłumaczenie Pisma Św.

Gdy strażnik więzienia w Filippi zapytał – „Co mam czynić, abym był zbawiony?” – odpowiedź, jak to podaje nowe tłumaczenie, brzmiała „Złóż wszelką swą ufność w Panu Jezusie, a będziesz zbawiony” (Dzieje Apostolskie 16:30-31). I raz po raz zamiast słowa wierzyć, natrafiamy (w Nowym Testamencie) na zwrot „zaufaj” lub „połóż swą ufność w Panu Jezusie”. Ufność nie dotyczy sfery intelektu, dotyczy woli i konieczności podjęcia decyzji. Są mnogie rzesze takich, którzy wierzą, ale którzy nigdy nie zaufali!

W Starym Testamencie droga zbawienia zawiera się w takich słowach: „Ufajcie w Panu” (Psalm 4:6). W Nowym Testamencie, w dotychczasowym tłumaczeniu, spotykaliśmy zwrot: „Wierz w Pana”. Stary Testament był przełożony poprawnie. Jeśli „złożysz swą ufność w Panu” – będziesz zbawiony.

A teraz zadajmy sobie pytanie: jakie jest znaczenie słowa „zaufać”?

Po pierwsze, słowo to wyklucza wysiłek. Czy kiedyś próbowałeś nauczyć się pływać? Czy pamiętasz, jak stałeś obok swego instruktora nad wodą i czy pamiętasz jego pouczenia: „Woda może utrzymać twój ciężar. Wszystko, co musisz zrobić, to zaufać wodzie. A teraz skocz do wody i pływaj.” I czy pamiętasz, jak się rzuciłeś do wody i jak szedłeś na dno? Potem znów stanąłeś obok instruktora, a on cię pytał: „Dlaczego napinałeś mięśnie? Dlaczego wstrzymywałeś oddech? Czy możesz zaufać wodzie? Pomyśl, woda unosi całą flotę statków. Ona tak samo może unieść ciebie na swej powierzchni.” I znów wchodziłeś do wody, ale nieznacznie wstrzymywałeś oddech i napinałeś mięśnie i znowu szedłeś na dno.

I jeszcze raz stanąłeś obok instruktora i on znów cię nakłaniał , abyś zaufał wodzie, aż wreszcie bez wysiłku ze swej strony wskakiwałeś do wody i doznawałeś zadowolenia i radości z tego, że płyniesz.

Pragnąłbym, aby każdy z was mógł popłynąć nurtem zbawienia Bożego. Odłóżcie przeto swe wysiłki, zaniechajcie zmagań, nie usiłujcie dopomóc sobie uczynkami pobożności, lecz płyńcie. Jak długo bowiem będziecie wkładacie w to swój wysiłek, tak długo nie zdobędziecie się na ufność.

Po drugie, ufność zawiera w sobie moment oddania. Najlepszą ilustracją tego jest obrzęd zaślubin. Oto młody człowiek spotyka się z dziewczyną, aż w końcu zadaje jej decydujące pytanie, ona zaś odpowiada: „tak”. Odtąd są zaręczeni.

Teraz ten młody mężczyzna składa wiele obietnic, a narzeczona wierzy w nie. Potem przychodzą do niej przyjaciółki i zadają jej pytania. „Rozumiemy” – mówią – „że ten młody człowiek obiecał ci założenie ogniska domowego.” „Tak, obiecał” – odpowiada dziewczyna. „Zapewniał cię również, że będzie cię ubierał i żywił. Powiedz nam, czy już ci stworzył ognisko domowe?” „Ach, nie” – brzmi odpowiedź, „mieszkam jeszcze u rodziców”. „A co z utrzymaniem? Czy on cię utrzymuje?” „O nie, oprócz tych chwil, kiedy zaprasza mnie do restauracji, ale nawet wtedy czasem ja płacę rachunki.” A czy cię ubiera?” „Nie, to moi rodzice troszczą się, bym była ubrana”. „I mimo to wierzysz mu?” „Tak, wierzę. Wierzę w każde jego słowo i nie mam żadnych wątpliwości.” Widzicie, uczyniła drugi krok – zawierzyła swojemu narzeczonemu.

Na koniec przychodzi niezapomniany dzień, kiedy młody mężczyzna staje przed Kościołem, naprzeciw duchownego. Nigdy w życiu żadne oczekiwanie nie było tak długie. Wreszcie w drzwiach pojawia się panna młoda i w takt marsza weselnego zaczyna iść w jego kierunku, prowadzona pod rękę przez swego ojca. Wszystkie spojrzenia spoczywają na niej. A że idzie powoli, jest czas, aby podziwiać jej suknię ślubną.

Na koniec dochodzi do ołtarza i staje u boku swego wybranego. Duchowny zadaje ważne pytania: „Czy chcesz?” A ona odpowiada: „chcę.” A potem następuje coś, czego nigdy przedtem nie było. (Tu zwróćcie uwagę na mój specyficzny sposób opisu). Po raz pierwszy oblubienica powierza się wybranemu, powierza się w pełnym zaufaniu. Biorąc go pod rękę, opuszcza z nim wnętrze kościoła. Od teraz on jest za nią odpowiedzialny, jej wszystkie troski przeminęły. On musi troszczyć się o nią.

Po pewnym czasie przyjaciółki znów przychodzą do niej. „Czy twój mąż stworzył ci ognisko domowe?” – zapytują. „O, tak!” – woła młoda żona, żyjemy teraz razem we wspólnym, własnym domu.” „Czy utrzymuje cię?” „Tak, płaci wszystkie rachunki i troszczy się, byśmy mieli co jeść.” „A czy cię ubiera?” „O, tak, kupuje mi stroje, może nie tyle, ile bym chciała, ale na pewno tyle, ile mi potrzeba. Naprawdę, on troszczy się o wszystko.”

A teraz zadajmy sobie pytanie: kiedy to wszystko osiągnęła? Czy wówczas, kiedy uczyniła drugi krok i uwierzyła mu, czy przy trzecim kroku, kiedy mu zaufała? Jak widzicie, póki mu wierzyła, nie miała jeszcze nic. Lecz kiedy mu zaufała, czego wyrazem był obrzęd ślubny, otrzymała wszystko. Możecie wierzyć, a mimo to nic nie otrzymać. Ale w tym momencie, kiedy zaufawszy oddacie się Jezusowi Chrystusowi, gdy położycie w Nim całą ufność, będziecie zbawieni.

Czy już dokonaliście tego? Widzicie, że to wymaga oddania się Mu. Jest to coś, czego musicie dokonać. Podobnie jak owa młoda niewiasta oddała swe losy definitywnie w ręce wybranego, na całą resztę życia, tak samo i wy musicie się oddać Panu Jezusowi Chrystusowi, na całe życie i na wieki, jeśli macie być zbawieni. Drugi krok nie doprowadzi jeszcze do zbawienia, niezbędne jest więc, aby uczynić trzeci krok. Musicie zaufać Jezusowi Chrystusowi. Czy jesteście gotowi uczynić to, co uczyniła owa młoda niewiasta? Czy jesteście zdecydowani powierzyć swe życie niebiańskiemu Oblubieńcowi, jak owa kobieta powierzyła swe życie ziemskiemu narzeczonemu? Czy będziecie Mu posłuszni? Jeśli tak, to staniecie się Jego własnością na zawsze, a On przejmie odpowiedzialność za wasze losy.

Oto pływak walcząc z żywiołem tonie. Idzie na dno po raz pierwszy, walcząc wytrwale, a na brzegu stoi człowiek z założonymi rękami i nic nie czyni, aby ratować tonącego. Tonący po raz drugi zanurza się pod wodą. Walczy nadal, ale i tym razem człowiek na brzegu nic nie robi. Teraz tonący idzie po raz trzeci i ostatni na dno. Już nie walczy. Ramiona mu opadły, a usta zdołały jeszcze zawołać rozpaczliwie: ratunku! I teraz człowiek z brzegu rzuca się do wody i ratuje tonącego.

Dlaczego nie uczynił tego przedtem? Ponieważ tonący myślał, że będzie mógł się sam uratować. Człowiek z brzegu czekał, aż tonący zaniecha wysiłku. Lecz w momencie, gdy tonący był gotów zaufać ratownikowi, został ocalony. Gdy ratownik zbliżył się do niego w wodzie, wszystko, co tonący powinien był uczynić, ograniczyło się do całkowitego poddania się ratownikowi, który pośpieszył mu na pomoc. I właśnie w tym momencie, w którym zaufał ratującemu, tonący został uratowany.

Kiedy ty, mój przyjacielu, będziesz gotów zaufać swojemu Ratownikowi, którym jest zmartwychwstały i żyjący Chrystus? Kiedy to uczynisz, będziesz również uratowany, będziesz zbawiony. To, że wierzysz w Niego, jeszcze cię nie zbawi; musisz bowiem zaufać Mu, wtedy dopiero będziesz zbawiony.

„Uwierz w Pana Jezusa Chrystusa, a będziesz zbawiony” znaczy tyle, co powiedzieć współczesnym językiem: „Złóż całą swą ufność w Panu Jezusie, a będziesz zbawiony.”

Po trzecie, z ufnością wiąże się działanie. Pozwólcie, że wytłumaczę co mam na myśli.

Było to 30 czerwca 1858 r. Był piękny poranek. Potężne kaskady Niagary grzmiały uderzając o skały u podnóża wodospadu. Od brzegu do brzegu została przeciągnięta lina długości 1100 stóp. Po tej linie miał przejść najsławniejszy linoskoczek świata Charles Blondin. Specjalne pociągi z Toronto i Buffalo przywiozły tysiące ciekawych widzów.

Balansując swoją czterdziestofuntową tyczką, Charles Blondin wstąpił na linę i przy akompaniamencie huczących wód przeszedł na drugi brzeg. Okrzyki zachwytu zgromadzonych rzesz przebiły się przez szum huczących wód.

Obróciwszy się ku tłumom, Charles Blondin rzucił przerażającą propozycję: gotów jest przenieść na swoich barkach inną osobę, z jednego brzegu na drugi, po rozpiętej linie. Czy ktoś się odważy? Podnieceni ludzie zastanawiali się.

„Czy pan wierzy, że mogę przenieść pana na drugi brzeg?” – zapytał linoskoczek, patrząc w czyjąś twarz. „Oczywiście, że wierzę – padła natychmiastowa odpowiedź. „A więc pozwoli się pan przenieść?” – zapytał nasz bohater. „Czy pozwolę? Skąd znowu! Przecież nie będę narażać swojego życia tak jak pan” – odpowiedział zapytany i natychmiast się wycofał.

„A pan?” – zapytał Blondin Henryka Colcorda, który był jego impresariem. „Czy pan wierzy, że mogę przenieść pana na drugą stronę?”

„Wierzę i nie mam najmniejszych wątpliwości” – odpowiedział zapytany.

„Czy mi pan zaufa”

„Tak.”

Publiczność wstrzymała oddech. Ruszyli. Lina ugięła się pod ciężarem dwóch ludzi. Krok za krokiem, zwolna ale pewnie, bez wahania, dwóch ludzi przesuwało się po linie, jeden na barkach drugiego. Jaka wielka ufność! Doszli już do połowy. Pod nimi kłębiła się spieniona woda, posępne skały sterczały ku górze.

Zbliżali się już do brzegu kanadyjskiego. Ogromna cisza owładnęła podnieconymi tłumami. Ludzie wstrzymali oddechy. Wysiłek był straszny. Nagle nastąpiła pauza. Jakiś kiepski dowcipniś szarpnął linę, która niebezpiecznie się zakołysała. Blondin kazał Colcordowi zejść ze swoich ramion, co on też uczynił, stając jedną nogą na linie i trzymając się barków Blondina.

„Henryku” – powiedział Blondin – „nie jest pan już więcej Colocordem, lecz jesteś teraz mną, moją cząstką. Jeśli ja się zakołyszę, ty uczyń to samo, ale nie próbuj sam zachować równowagi, bo inaczej obaj zginiemy.”

Colcord wspiął się z powrotem na barki Blondina. Lina zakołysała się jeszcze bardziej, Blondin zaś przyśpieszył kroku, zaczął prawie biec. Jak mógł utrzymać równowagę – tego nikt nie mógł pojąć. Nareszcie dotarł do brzegu, oto ostatni krok został zrobiony i stopy stanęły na twardym gruncie. Widzowie szaleli z podniecenia. Napięcie prysło; szarpiące nerwy doświadczenie dobiegło końca.

Nad przepaścią pomiędzy doczesnością a wiecznością, jest rozpięta długa lina zbawienia. Nikt jej nie może zerwać. I tylko Jezus Chrystus jest w stanie po niej przejść. Możesz słyszeć o tym i, jak ów pierwszy z widzów nad Niagarą, wierzyć, że On może cię przenieść na drugą stronę. Lecz dopóki nie zrobisz decydującego kroku i dopóki nie powierzysz się całkowicie Zbawcy, nie będziesz mógł przejść na drugi brzeg. Możesz wierzyć, ale musisz jeszcze zaufać.

Powiedz mi, przyjacielu, czy zaufałeś? Czy tylko wierzysz swym umysłem, a nie uczyniłeś tego ostatniego kroku? Jeśli tak, to czy ostatecznym aktem twojej woli nie powinno być „złożenie swego zaufania w Panu Jezusie?” Jeśli to uczynisz, będziesz zbawiony. Czy uczynisz to?

Uczyń to, uczyń to TERAZ!