Mateusz z Rumi

Nazywam się Mateusz, mam 27 lat i chcę podzielić się swoim świadectwem.

Swoją historię zacznę od momentu kończenia szkoły podstawowej, doszło wtedy do rozpadu związku moich rodziców oraz towarzyszących mu negatywnych wspomnień. Zostaliśmy sami z mamą, na głowie której spadło utrzymanie mieszkania oraz wyżywienie mnie, brata oraz bezrobotnego dziadka, który od kilkudziesięciu lat walczył z uzależnieniem od alkoholu. Po ukończeniu szkoły podstawowej przyszedł czas na gimnazjum, w którym byłem cichym, zamkniętym chłopcem, lubiącym uciekać do wirtualnego świata. Na przełomie gimnazjum i liceum zaczęły się moje przygody z alkoholem i papierosami, miałem tendencję do destrukcyjnych zachowań, głównym celem w szkole stało się przejście z klasy do klasy. W wieku, gdy osiągnąłem dorosłość, postanowiłem całkowicie rzucić szkołę, za to coraz więcej czasu poświęcałem na budowanie relacji ze środowiskiem ludzi, których uważałem za twardzieli, imponowało mi, że nie boją się przekraczać pewnych granic. Przyszedł moment, w którym zacząłem sięgać po narkotyki, największym priorytetem była dla mnie dobra zabawa. Wracałem do domu w różnych stanach często w połowie nocy, bywały sytuacje w których przestali mi otwierać drzwi. Moje myśli skupiały się na tym, jak się dobrze bawić, jak zdobyć pieniądze na kolejną porcję trawy, tak mijał dzień za dniem, rok za rokiem. Zacząłem wynosić z domu rzeczy, pożyczałem od rodziny pieniądze, kradłem, aby mieć na swoje cele. Na przesłuchaniu po jednej z kradzieży, w sytuacji gdy miałem już na koncie wyrok w zawieszeniu za pobicie, składałem wcześniej ustalone z kumplami zeznania w sprawie włamania z kradzieżą w miejscu z którego ściągane były odciski palców. Poczułem wtedy w duchu trudne do opisania uczucie, jakby przeświadczenie że Bóg istnieje i daje mi o sobie znać, jednak ja nie byłem nim zainteresowany. Wracając do kradzieży, nie znaleźli naszych odcisków a nasze zeznania pokryły się, zmienili nam zarzuty na przywłaszczenie mienia, a ja wróciłem do swojego starego życia. W wieku 19 lat poznałem kobietę, z którą byłem w związku przez 5 lat, jednak doświadczyłem prawdziwości pewnych słów – „cokolwiek człowiek sieje to i żąć będzie” – poprzez to jak żyłem, czułem się jakbym był zamknięty w klatce, bez życia w sobie, niezdolny do budowania relacji. Zacząłem szukać pomocy w internecie, diagnozując swój problem jako depresję. Przeczytałem że odczuwanie braku przyjemności i radości życia dzieje się na skutek braku endorfin, które wytwarzają się przy sporcie, poświęcałem więc coraz więcej czasu i wysiłku na wszelkiego rodzaju aktywności fizyczne, jednak nie przynosiło to zamierzonego efektu. Kupiłem więc całą stertę książek o zaburzeniach nastroju, sposobach na zwalczenie depresji, o zaburzeniach lękowych i rodzajach terapii. Ponownie nie przyniosło to pożądanego skutku, więc zacząłem szukać pomocy u psychologów, co również skończyło się fiaskiem. Pamiętam pewną noc, gdy mój związek wisiał na włosku, a ja sam miałem w tamtym czasie dużo myśli samobójczych, płacząc, pod kołdrą wylałem swoje serce przed Bogiem i poprosiłem go o pomoc. Bóg wysłuchał mnie i przyszedł, jednak nie tak jak sobie to wyobrażałem. Nie zabrał wszystkiego co złe w moim życiu czarodziejskim ruchem różdżki, lecz zacząłem go dostrzegać w prostych elementach codziennego życia – w banerach, w ludziach, zacząłem coraz bardziej doceniać rzeczy, na które kiedyś nie zwracałem uwagi. Bóg pokazywał mi drogi do siebie, a ja chciałem znać go lepiej, w jego obecności znajdywałem szczęście i ukojenie, stał się odpowiedzią na moje najgłębsze pytania. Pewnego dnia zauważyłem na jakiejś stronie reklamę z odnośnikiem do strony chrześcijańskiej, w której było opisane jak można oddać swoje życie Bogu i co to właściwie znaczy. Po przeczytaniu postanowiłem – chcę aby on kierował moimi krokami, wyznałem go Panem swojego życia. Od tamtego czasu dużo zaczęło się zmieniać – wcześniej, gdy próbowałem zmierzyć się ze swoimi problemami, czułem, jakbym w konfrontacji z uzależnieniem odbijał się od ściany, zaś z nim zacząłem burzyć ścianę po ścianie. Bóg uwolnił mnie z uzależnień, odrzuciłem całkowicie narkotyki, później papierosy i alkohol, pokazał mi także korzeń problemu – toksyczne znajomości w moim życiu. Gdy starzy kumple zapraszali mnie do siebie na domówki, Bóg dawał mi wszystko czego potrzebowałem, aby tego uniknąć. Zacząłem być przez nich traktowany jako ktoś, kto zwariował, ale nie zatrzymywało mnie to na drodze do tego by go poznawać bardziej. Z czasem Bóg zaczął wymieniać starych przyjaciół na nowych, na chrześcijan, od których mogłem się uczyć pożytecznych rzeczy, w otoczeniu których nie czułem się oceniany, wśród których czułem się dobrze. Dziś mogę powiedzieć o sobie że jestem człowiekiem wolnym od wszelkich nałogów, studentem 3 roku logistyki, który coraz bardziej rozumie, co oznacza żyć w pełni. Moje życie ma ogromny sens, wiem, że jestem dla Boga ważny. Odkryłem w sobie powołanie do głoszenia ewangelii, razem z braćmi dzieląc się dobrą nowiną na ulicach Sopotu, chcąc dać innym ludziom to, co jest w nas najlepsze – żywego Boga, którego poznanie jest jedyną drogą do życia w pełni.