Zachariasz Ursyn

Bogumił Jarmulak

Żaden człowiek, prócz Jezusa, nie może być ostatecznym wzorcem dla naszej wiary i postępowania. Wszyscy jesteśmy grzeszni. Jednak nawet przykład grzeszników prowadzonych przez łaskę Bożą może służyć ku zbudowaniu. W niniejszym artykule przybliżę postać Zachariasza Ursyna. Dlaczego akurat jego? Głównie z dwóch powodów. Przede wszystkim ponieważ jest autorem Katechizmu Heidelberskiego, który stanowi jedną z ważniejszych ksiąg wyznaniowych Reformacji. Po drugie, ponieważ Ursyn urodził się i wychował we Wrocławiu, jest więc poniekąd naszym ziomkiem.

Zachariasz Ursyn rodził się 18 lipca 1534 roku w rodzinie niezbyt zamożnego nauczyciela. W tym czasie Reformacja umocniła się już we Wrocławiu, który od 1526 roku wraz z resztą Śląska należał do rządzonej przez Habsburgów Austrii. Od niemal 10 lat Kościół św. Elżbiety, obecnie Garnizonowy, służył protestantom (nota bene aż do 1945). Ursyn uczęszczał do szkoły prowadzonej przy kościele. Można dodać, że Ursyn to łacińska wersja niemieckiego nazwiska Baer, co znaczy po prostu „niedźwiedź”. Zachariasz miał być może niezbyt bogatych rodziców, ale za to dbających o jego wykształcenie. Sam będąc człowiekiem zdolnym i inteligentnym udał się w wieku 16 lat na studia do Wittembergii. Było to możliwe dzięki stypendium władz miejskich i bogatego kupca wrocławskiego o nazwisku Krafft. Jak później zobaczymy, jedni żałowali tej decyzji, inni zaś mieli powód do dziękowania Bogu za takie poukładanie spraw.

Wittenberga była miastem mocno związanym z Reformacją. Tam bowiem Marcin Luter opublikował swoje Tezy, a także nauczał na uniwersytecie. Jednak kiedy przybył do niej Ursyn, Luter nie żył już od czterech lat. Zachariasz miał za to okazję studiować, a także zaprzyjaźnić się z bliskim współpracownikiem Lutra, Melanchtonem. Melanchton szybko zwrócił uwagę na młodego acz wielce utalentowanego studenta, który pozostał przy tym niezwykle pracowity, choć również nieco nieśmiały. Ursyn spędził z Melanchtonem siedem lat. W jego towarzystwie mógł podróżować i odwiedzić główne ośrodki Reformacji. Odwiedził m.in. Kalwina w Genewie.

W tym czasie otrzymał list od Rady Miejskiej Wrocławia wzywający go do powrotu i objęcia posady nauczyciela w szkole przy kościele św. Elżbiety. Zobowiązywało go do tego wcześniej otrzymane stypendium. Niestety wkrótce po powrocie do Wrocławia Ursyn spotkał się z podejrzliwością niektórych luteran. Chodzi o Wieczerzę Pańską i zrozumienie obecności ciała i krwi Jezusa Chrystusa w chlebie i winie. Ursyn został posądzony o kalwińskie poglądy na eucharystię. Zresztą całkiem słusznie, czemu dał wyraz w swojej pierwszej publikacji. Opozycja wobec jego osoby wzrosła jeszcze bardziej, a kiedy zakazano rozpowszechniania jego książki we Wrocławiu, Ursyn postanowił opuścić miasto, nie znalazłszy większego poparcia dla swoich poglądów. Napisał później: „Opuściłem rodzinne miasto, gdzie nie pozwolono mi głosić prawdy, której przecież nie mogłem się wyrzec.” W tym oświadczeniu słyszymy echo znanych słów Marcina Lutra: „Jeśli nie zostanę przekonany przez świadectwa Pisma Świętego (…) to pozostanę związany własnym sumieniem i Bożym słowem. Dlatego nie mogę i nie chcę niczego odwoływać, czynić bowiem coś wbrew sumieniu ani nie jest pewne, ani zbawienne. Tak mi dopomóż Bóg.”

W tym czasie Ursyn udaje się z powrotem na zachód, gdzie otrzymuje propozycję pracy na uniwersytecie w Heidelbergu, w południowo-zachodnich Niemczech. Właściwie propozycja była zaadresowana do Piotra Martyra, który odmówił z powodu podeszłego wieku, a w zamian wysunął kandydaturę Ursyna. Zachariasz niezbyt chętnie udał się do Heidelbergu ze względu na panującą w nim sytuację. Heidelberg, podobnie jak cały Palatynat, któórego był stolicą, rozdzierały spory między zwolennikami Lutra i Kalwina. Znów główną kwestią była doktryna sakramentów. Spory wywoływali przede wszystkim luteranie, którzy nie czuli się zbyt pewnie, gdyż reformowani mieli po swojej stronie elektora Palatynatu Fryderyka III Pobożnego. Ursyn będąc bardziej typem naukowca i nauczyciela niż polityka i organizatora, napisał z tej okazji do przyjaciela: „Jakże bym chciał pozostać na uboczu. Wszystko bym oddał za mały domek na wsi.” Należy dodać, że w chwili objęcia katedry w Heidelbergu Ursyn miał zaledwie 27 lat. Jego ambicją było raczej zgłębianie i wykładanie Pisma niż akademicka kariera.

Rok później powierzono mu i jego koledze, Kasprowi Olewianowi, zadanie napisania katechizmu, który miał być wyznaniem wiary kościoła reformowanego w Palatynacie, służąc jednocześnie do kształcenia religijnego młodzieży. Władze Palatynatu doceniały wagę kształcenia przyszłych pokoleń. Katechizm zwany od tej pory heidelberskim szybko zyskał szerokie uznanie i popularność. W ciągu kilkunastu lat przetłumaczono go na język holenderski, francuski, włoski, angielski, litewski, czeski, rumuński i polski. Obecnie dostępny jest w ponad 30 językach, a rocznie rozchodzi się w 100 tys. egzemplarzy.

Gdzie tkwi tajemnica jego powodzenia? W jego formie i tonie. Już pierwsze pytanie zdradza jego nie tyle filozoficzny, co raczej duszpasterski charakter: „W czym znajdujesz jedyną pociechę w życiu i wobec śmierci? W tym, że ciałem i duszą należę – zarówno teraz, gdy żyję, jak i wtedy, gdy umrę – nie do siebie, ale do Jezusa Chrystusa, mego wiernego Zbawiciela.” Jednak choć katechizm spotyka nas w miejscu naszego doświadczenia i niedoli, nie został napisany w pluszowo-różowym języku, tak niestety popularnym we współczesnych kręgach pietystycznych. Katechizm niesie prawdziwą pociechę, a nie jedynie zapomnienie. Autorzy katechizmu nawiązali tu do słów proroka Izjasza: „Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud! Mówi Pan. Mówcie do serca Jeruzalemu i wołajcie na nie, że dopełniła się jego niewola, że odpuszczona jest jego wina!” (Iz. 40:1-2).

Jeśli dzieło stanowi zwierciadło duszy autora, to możemy spokojnie stwierdzić, że Ursyn doskonale zdawał sobie sprawę z prawdziwego charakteru swojej misji. Sam doświadczony z powodu sporów doktrynalnych i odrzucony przez bliskich, znał ból spowodowany wiernym naśladowaniem Chrystusa. Wiedział, że wiara jest nie tylko sprawą intelektu, ale, jeśli prawdziwa, przenika ciało i duszę, nie pozostaje też bez wpływu na więzi międzyludzkie i resztę życia. Znów widzimy, iż według Ursyna porzucenie prawdy przynosi co najwyżej tymczasową ulgę, a w konsekwencji przegraną. Tylko prawda, którą jest Chrystus (Jana 14:6), daje prawdziwą pociechę i życie wieczne.

Kiedy zdawać się mogło, że spory wokół sakramentów zostały już zażegnane, pojawiła się nowa kontrowersja, tym razem dotycząca dyscypliny kościelnej. Pytanie brzmiało: Kto ma stać na jej straży – państwo czy Kościół? Ursyn, cichy z natury i w tym czasie podupadły już na zdrowiu, początkowo nie uczestniczył w debacie. Kiedy jednak na prośbę Elektora otworzył usta, mówił mądrze i zdołał przekonać większość do swego stanowiska. Tym sposobem dyscyplina kościelna powierzona została starszym kościoła, zgromadzonym w prezbiterium. Nie miał być to ostatni spór, w który wciągnięty został Ursyn.

Na razie jednak Zachariasz miał chwilę wolnego czasu, by pomyśleć o małżeństwie. Jak napisał jeden z biografów, Ursyn w wieku 38 lat zaczął rozważać możliwość zaślubin. Pewnego dnia wpadła mu w oko pewna cicha i miła kobieta, mieszkająca zaledwie jedną przecznicę od budynku uniwersytetu. Zebrawszy odwagę, odłożył na chwilę swe książki, by się oświadczyć. Wkrótce potem zostali mężem i żoną. Spędzili razem dziewięć lat. Urodziło im się jedno dziecko, syn.

Niestety, ostatnie lata życia Ursyna zostały naznaczone kolejnym wygnaniem. Po śmierci Fryderyka Pobożnego elektorem Palatynatu został Louis, zagorzały luteranin i wróg kalwinizmu. Wyrzucił z pracy 600 nauczycieli i kaznodziejów, w tym również Zachariasza, który przenióósł się do Neustadt, gdzie syn Fryderyka, Kazimierz, założył nową szkołę reformowaną. Był rok 1577, kiedy Ursyn rozpoczął w niej pracę. Wkrótce później, w 1583 roku, umarł, nie dożywając 49 urodzin.

Jedną z głównych cnót Zachariasza Ursyna było podejście do teologii. Prawda nie była dlań przedmiotem intelektualnej spekulacji, ale pocieszeniem w niedoli. Nie był saduceuszem, pytającym czyją żoną będzie po śmierci kobieta mająca za życia ośmiu mężów. Nie był też faryzeuszem, przechwalającym się własną sprawiedliwością. Był raczej jak bohaterowie wiary z 11 rozdziału Listu do Hebrajczyków: tułaczem wygnanym z ojczyzny, który dla swej wiary zdobył chlubne świadectwo. Wyszedł, nie wiedząc dokąd idzie, oczekiwał jednak miasta mającego mocny fundament, którego twórcą i budowniczym jest Bóg.