Powrót do poprzedniej części, kliknij tutaj.
Kwalifikacje muzyków usługujących w zborze
Na pozór mogłoby się wydawać, że skoro ktoś umie grać na jakimś instrumencie, to bez problemu powinien móc usługiwać w czasie zgromadzeń zboru. Często jest też praktykowane w zborach, że gdy nawraca się muzyk, to od razu usługuje muzycznie na zgromadzeniach. Częstą praktyką jest powierzenie posługi muzycznej młodzieży. Zastanówmy się czy takie podejście jest prawidłowe.
Cały problem w tym, że nie mamy w Nowym Testamencie żadnych jednoznacznie brzmiących nauk dotyczących kwalifikacji muzyków. Mamy wszak kwalifikacje dotyczące muzyków, którzy grali przed przybytkiem w czasach Starego Testamentu.
W Starym Testamencie w służbie grania Panu zatrudnieni byli …sami mistrzowie… (1Krn 25,1-8). Wykształcili się oni w rodach Lewickich, gdzie były wyraźne podziały instrumentów w zależności od rodu. Myślę, że takie rody stanowiły swoiste „szkoły muzyczne” tamtych czasów, z podziałem nawet na „klasy” instrumentów. Adept sztuki grania Panu musiał wykazać się niemałą biegłością w swoim rzemiośle zanim wszedł do przybytku. Można tak sądzić po określeniu tych ludzi mianem mistrzów (1Krn. 25,7).
Czy przekłada się to w jakiś sposób na współczesną praktykę zboru chrześcijańskiego? Moim zdaniem w sposób oczywisty, gdyż podejście to zawiera prawdę uniwersalną . Jeśli robimy coś dla Pana, powinno to być najwyższej próby, ze względu na Niego samego, ale także z tego powodu żeby nie przynieść Mu wstydu przed niewierzącymi.
Takie postawienie sprawy nie zamyka oczywiście drogi amatorom. Jest wielu amatorów, którzy mogą skutecznie akompaniować do śpiewu grając na gitarze czy fortepianie. Znam np. murarza, który z wielkim wyczuciem potrafi akompaniować na perkusji. Historycznie wielu muzyków amatorów wyprzedzało profesjonalistów stając się nie tylko odtwórcami muzyki, ale również kompozytorami . Sam nie mam pojęcia o nutach, jednak skutecznie akompaniuję w zborze do śpiewu. Staram się przy tym z całych sił, aby czynić to najlepiej jak potrafię – jak dla Pana. Staram się też, aby maksymalnie wyeksponować treść tego, co jest śpiewane oraz pomagać zgromadzeniu we wspólnym śpiewie.
Pomówmy trochę o kwalifikacjach duchowych osób usługujących poprzez granie na instrumentach czy jako lider-wokaliści. Na początek powiedzmy wyraźnie, że skoro usługiwanie przy stołach było diakonią (Dz 6:1-8), choć jak sami apostołowie mówią było ono czymś niezwiązanym ze służbą Słowa, to tym bardziej diakonią i to związaną ze służbą Słowa jest akompaniowanie do pieśni w zborze. Skoro, jak się wydaje niezbyt „duchowa” usługa przy stołach, którą dziś moglibyśmy porównać ze służbą pracowników socjalnych wymagała mężów, cieszących się zaufaniem, pełnych Ducha Świętego i mądrości, (Dz 6:3) to czyż podobne wymagania nie powinny być postawione przed diakonami usługującymi przy Słowie śpiewanym?
Odnośnie diakonii mówi głównie tekst z 1Tm 3:8-10: …diakoni mają być uczciwi, nie dwulicowi, nie nałogowi pijacy, nie chciwi brudnego zysku, zachowujący tajemnicę wiary wraz z czystym sumieniem. Niech oni najpierw odbędą próbę, a potem, jeśli się okaże, że są nienaganni, niech przystąpią do pełnienia służby.
Tekst jest moim zdaniem zupełnie czytelny i nie wymaga szczegółowego komentarza. Uważam, że większość prawdziwie nawróconych osób, w tym również młodzieży spełnia powyższe warunki. Jedyne pytanie, jakie pojawia się przy okazji tego tekstu, to pytanie o próbę wiary. Myślę, że nie pomylę się stwierdzając, że chodzi o jakiś rodzaj poświęcenia spraw doczesnych dla nadziei wiecznej. Może to być prześladowanie z powodu bycia chrześcijaninem, utrata przyjaciół, dziewczyny, czy nienawiść rodziny. Inną możliwością zrozumienia tego tekstu jest wprowadzenie okresu próbnego dla diakonów, w którym muszą potwierdzić swoją duchową kondycję. W każdym razie chodzi o bez cienia wątpliwości widoczne poświęcenie sprawom wieczności. Bez tego nikt nie może być diakonem, nawet przy pracach porządkowych, a co dopiero w służbie związanej ze Słowem Bożym, a taką na pewno jest służba muzyczna w zborze.
Następnie tekst mówi o kobietach. Domyślam się, że chodzi o żony żonatych diakonów:
Podobnie kobiety: powinny być poważne, nie przewrotne, trzeźwe, wierne we wszystkim. Diakoni niech będą mężami jednej żony, mężami, którzy potrafią dobrze kierować dziećmi i domami swoimi. 1Tm 3:11-12
Jeśli diakon ma rodzinę, jaką opisuje powyższy tekst zyskuje większy poziom zaufania, gdyż podobnie jak w przypadku starszego zboru jego wiara staje się widoczna poprzez odpowiednie prowadzenie rodziny (1Tm 3:4-5). Taki status, moim zdaniem otwiera drzwi do publicznej służby Słowem.
Kolejny tekst dotyczy, moim zdaniem zasłużonych w służbie, żonatych diakonów, którzy mają prawo wypowiadać się w sprawach wiary, podobnie jak czynili to Szczepan (Dz 7) oraz Filip (Dz 8).
Bo ci, którzy dobrze służbę pełnili, zyskują sobie wysokie stanowisko i prawo występowania w sprawie wiary, która jest w Chrystusie Jezusie. 1Tm 3:13
Wiemy, że dla zborów pracowały także diakonisy. Powszechnie znana jest diakonisa zboru w Kenchreach – Feba, która przybywała do Rzymu niosąc prawdopodobnie Pawłowy List do Rzymian (Rz16:1-2). Ze względu na tę postać powyższy tekst uważam za opis progresji w służbie, gdyż nie sądzę aby Feba była mężem jednej żony, a jednak ewidentnie nazwana jest, przez nieomylny tekst Pisma diakonisą. W tej progresji diakonisy mogłyby osiągać tylko poziom pierwszy (w. 8-9).
Na podstawie innych tekstów Pisma dotyczących zachowania kobiet w zborze wnioskuję, że kobieta może być diakonisą, gdy jest panną albo, gdy jej mąż jest również, co najmniej diakonem. Wynika to z nakazu, aby kobieta nie wynosiła się nad męża (1Tm 2:12). Oczywiście w żadnym przypadku kobieta nie może w zborze publicznie nauczać (1Kor 14:35; 1Tm 2:12).
Uważam, że starsi zboru powinni obserwować bardzo szczegółowo osoby usługujące grą i śpiewem na zgromadzeniach, gdyż osoby wystawione na widok publiczny narażone są na wiele dodatkowych pokus, szczególnie na pokusę do grzechu pychy. Jeśli dostrzegalne są jej objawy, starsi, choć nie koniecznie tylko oni powinni napominać taką osobę. Osoby kierujące się chęcią sławy, albo o nieukształtowanej postawie chrześcijańskiej powinno się eliminować z publicznej służby w zborze, bez względu na ich talent muzyczny czy wykształcenie. Powodem tego jest zarówno dobro zboru, jak i takiej osoby. Wytrawne oko starszego z pewnością dostrzeże to, że dana osoba zamiast ukazywać Chrystusa ukrzyżowanego chce promować samą siebie. Jeśli widzimy jakieś popisy sceniczne albo dziwny wygląd takiego diakona, to może stanowić to przesłankę wskazującą na pojawiający się grzech pychy. Wówczas trzeba rozmawiać z kimś takim, a gdy trzeba napomnieć go. To samo dotyczy obsługi technicznej wzmacniaczy i miksera, gdyż to osoby zasiadające za konsoletą decydują o nagłośnieniu i to ich cielesność może popsuć nabożeństwo. Podobnie jak kaznodzieja nie powinien prezentować siebie samego tylko ukrzyżowanego Chrystusa (1Kor 2:1-2), tak samo i muzyk. Jako osoba pełniąca publiczną służbę powinien być nienaganny pod każdym względem, gdyż jego zachowanie stanowi wzór do naśladowania, szczególnie dla młodzieży, która chętniej niż kiedykolwiek naśladuje muzyków właśnie.
Uważam, że powszechnym błędem jest powierzanie służby grania i śpiewu w zborze wyłącznie młodzieży. Przewodzić jej powinni starsi wiekiem i stażem wiary bracia i siostry. Wobec wagi sprawy muzyki na zgromadzeniach nie widzę niczego niewłaściwego w tym żeby któryś ze starszych zboru odpowiedzialny był za stronę muzyczną nabożeństw, a nawet osobiście uczestniczył w tej służbie. Biorąc pod uwagę moc, z jaką muzyka wpływa na świadomość i emocje ludzi uważam to za wręcz bardzo potrzebne szczególnie w obecnych czasach. Uważam, że powierzanie tej służby wyłącznie młodzieży, to zwykła lekkomyślność.
Pamiętajmy, że autorytetu w zborze nie otrzymuje się poprzez odpowiednie wykształcenie czy koneksje rodzinne. Nie przybywa go też wraz z ilością zagranych koncertów czy nagranych płyt. W zborze autorytetem obdarza Bóg i to on wybiera diakonów, zbór zaś może to odkryć i nie mam wątpliwości, że dokładanie tak się dzieje. Zapytajcie braci, którzy są wypróbowani w wierze, kto powinien w Waszym zborze odpowiadać za stronę muzyczną. Sądzę, że bez cienia wątpliwości wskażą oni odpowiednią osobę bądź osoby. Mogą to także zrobić starsi zboru. Osobie takiej powinni bezwzględnie podporządkować się pozostali usługujący muzycy oraz technicy dźwięku i to nie bacząc na wykształcenie czy staż muzyczny.
Tylko osoba dojrzała, pełna Ducha i bojaźni Bożej może poprowadzić służbę śpiewu w kierunku uwielbienia w Duchu i w prawdzie oraz z bojaźnią i ze drżeniem.
Co śpiewać, czyli repertuar
Już powiedzieliśmy, że w Nowym Testamencie występuje śpiewanie psalmów, pieśni oraz hymnów. Powiedzieliśmy też, że psalmy, to po prostu część Pisma Świętego, pieśni to utwory sławiące czyny Boga, a hymny to modlitwy uwielbienia skierowane do Boga. Uważam, że taki repertuar zupełnie wystarczy w każdym zborze chrześcijańskim. Proponuję weryfikację śpiewników pod tym kątem. Także to mogą wziąć na siebie starsi, bądź osoba czy osoby odpowiedzialne za stronę muzyczną w zborze. Niestety zbyt dużo jest dziś pieśni typu „Alleluja, chwała, chwała…” a za mało Słowa Bożego i modlitwy śpiewem. Naprawdę w zborze nie wszystkim musi się podobać. W zborze nie musi być „fajnie”. Fajnie to może być na koncercie, czy w operze. Zbór ma być pełen Ducha Świętego i Słowa Bożego, a nie emocji i hałasu. Dobrze, jeśli ludzie dobrze się czują na nabożeństwach, jednak nie jest to konieczny wymóg Nowego Testamentu. Nie musi tak być.
Zachęcam wierzących do głośnego śpiewu pieśni zawierających Słowo Boże oraz wznoszenia w śpiewie modlitw do Boga. Osobom cielesnym nie będzie się to wydawało atrakcyjne. Tacy ludzie wolą przeżycia duszewne. Chcą przeżywać uniesienie, wzruszenie, itp. Oczywiście zarówno uniesienie jak i wzruszenie nie są niczym niewłaściwym, lecz powinny one pochodzić od treści, muzyka zaś może w sposób umiejętny podkreślać treść utworu. Tak właśnie zbudowane są dobrze skomponowane pieśni, że linia melodyczna akcentuje treść. W ten sposób powinien być zbudowany akompaniament, aby podkreślać tekst utworu współgrając z melodią. Akompaniament chrześcijański nie służy przede wszystkim uatrakcyjnieniu pieśni, lecz ekspozycji śpiewanej treści. Jego główna rola, to pomoc przy śpiewie. Uważam, że muzycy powinni starać się utrzymać na wodzy swoje emocje, aby użyć swoich talentów wyłącznie w celu eksponowania treści. Być może to trudne, ale duchowy owoc takiego ukrzyżowania swojej natury będzie wspaniały.
Kiedy słucha się współczesnej muzyki chrześcijańskiej często wyraźnie odczuwalne jest budowanie atmosfery za pomocą wstępujących pochodów harmonicznych oraz innych trików muzycznych. Ludzie doznają rozbudzenia emocji pod wpływem samej muzyki. Widziałem to wielokrotnie. Niestety w żaden sposób kompozycje te nie współgrały z tekstem, który najczęściej był po prostu zestawem banalnych zawołań typu „Alleluja, chwalmy Pana”, które to same w sobie nie stanowią nawet uwielbienia, a jedynie zachętę do niego.
Inną, moim zdaniem jeszcze gorszą odmianą tego zjawiska jest muzyka, w której teksty utworów przywołują niektóre treści chrześcijańskie, a nawet fragmenty Pisma Świętego, jednak agresywny akompaniament jest skrajnie do nich niedopasowany. Połączenie przesłania o miłości Bożej z demonicznie wręcz agresywnym akompaniamentem oraz czasami modulowanym na demoniczny charkot głosem, ubranego niczym satanista lub bandzior wokalisty nijak do siebie nie pasują. Podobno muzycy robią to, aby dotrzeć do fanów takiej muzyki z poselstwem chrześcijańskim. Szczerze wątpię. Coś takiego leży, moim zdaniem na krawędzi bluźnierstwa. To, z całą pewnością nie jest muzyka chrześcijańska, a słuchający czegoś takiego młodzi ludzie rozbudzają raczej swoje namiętności, a nie budują wiarę.
Podobnie, gdy zachowanie muzyków jest nieodpowiednie. Widywałem coś takiego przy okazji koncertów różnych formacji. Wygłupia się ktoś taki na scenie, po czym śpiewa, czy rapuje o przelanej krwi Chrystusa. Następnie wycina hołupca, a tekst utworu mówi o miłości Bożej. Teraz wypina tyłek, albo wiruje na głowie z rozwalonymi nogami śpiewając o zmartwychwstaniu. Przepraszam, ale co to jest? Czy z takim brakiem powagi przystoi mówić o najświętszej sprawie? Niestety to jest bardzo podobne do bluźnierstwa i osobiście odradzam chrześcijanom zarówno słuchanie jak i zapraszanie takich artystów. Moim zdaniem taka muzyka jest chrześcijańska tylko z nazwy, a w istocie służy ona raczej ośmieszaniu chrześcijańskiego przesłania i rozbudzaniu cielesności młodzieży.
Podobnie można powiedzieć o strojach muzyków czy ich sposobie poruszania się na scenie. Jeśli są one nieskromne albo wywołują erotyczne skojarzenia, to nie powinno się słuchać ani zapraszać takich „chrześcijańskich” (z nazwy) artystów. Paweł pisze, jako napomnienie do chrześcijan: Skromność wasza niech będzie znana wszystkim ludziom: Pan jest blisko. (Flp 4:5). Czy dotyczy to również chrześcijańskich artystów?
Niestety obserwujemy spłycenie i degenerację wszystkiego. Coraz mniej ludzi umie pisać w ojczystym języku, coraz mniej ma cokolwiek do powiedzenia. Coraz mniej rozumie nawet to, co mówi. Chrześcijanie prawie nie czytają. Większość prawie nie myśli otumaniona medialną propagandą. Zamiast uwielbienia zostały nam emocjonalne wezwania do niego, a zamiast pieśni refreny. Niestety, z kwalifikacjami diakonów też bywa kiepsko. Co prawda w świecie jest jeszcze gorzej, a muzyka prymitywizmem przypomina odgłosy wydawane przez pracujące maszyny. Może jednak pora zmierzyć się z tymi niekorzystnymi zjawiskami na własnym podwórku?
Drodzy Bracia i Siostry na prawdę nie musimy podobać się zborowi. Wystarczy, jeśli będziemy podobali się Bogu. Nabożeństwa naprawdę nie muszą być atrakcyjne dla cielesnych ludzi. Młodzieży nie da się zatrzymać w zborze wprowadzając gitarę elektryczną i perkusję oraz grając rock and rolla. Nie zmienią tego też ładne, podrygujące dziewczęta z tzw. „grupy uwielbiającej”. Zdajmy sobie sprawę, że lepiej będzie, jeśli osoby cielesne i nienawrócone odejdą. Pan Jezus nie uganiał się za nikim. Nigdy nie szedł na kompromis, aby zatrzymać czyjąś uwagę na swoim poselstwie. On głosił Słowo. To ludzie chodzili za Nim. Proponuję zrobić tak samo. Głośmy Słowo wszystkimi częściami nabożeństwa. Osoby duchowe zbudują się. Osoby nienawrócone otrzymają coś, co jedynie może sprawić, że uwierzą, a cieleśni obłudnicy odejdą. I dzięki Bogu!
Do muzyków
Drogi muzyku, zwracam się do Ciebie, choć sam nie jestem wykształconym muzykiem. Jestem starszym zboru w Świętochłowicach oraz nauczycielem. Akompaniuję też w zborze przy śpiewie grając na gitarze klasycznej. Na początku chcę Cię zapewnić, że istnieje w społeczności chrześcijańskiej miejsce dla muzyków chrześcijan. Rola muzyków jest jednak inna na nabożeństwach chrześcijańskich i poza nimi.
Jeśli grasz na nabożeństwie, to chciałbym Cię przestrzec, gdyż jesteś na świeczniku i wszystkie oczy na Ciebie są skierowane, szczególnie młodzieży. Twój sposób postępowania powinien być w pełni świadomy, gdyż niesiesz brzemię odpowiedzialności za wieczne szczęście osób, które Cię słuchają i oglądają. Ponieważ jesteś diakonem, więc reprezentujesz Pana Jezusa, który pragnie usługiwać przez Twoje talenty Swojej Oblubienicy. To bardzo poważna sytuacja i niezwykły honor.
Chciałbym żebyś zdał sobie sprawę jak niezwykłym honorem jest służba dla Oblubienicy Baranka. To Ta, jedna jedyna, która wraz z Nim będzie zasiadała na Jego tronie, a Ty możesz Jej usługiwać. Pan Jezus poświęcił za Nią życie. Jeśli nie rozumiesz swojego przywileju, to proszę Cię zrezygnuj ze służby zanim spadnie na Ciebie Boży gniew. Jeśli nie jesteś pewien czy rozumiesz, to proponuję Ci prosty test: zamiast grania na nabożeństwie zajmij się z własnej woli np. czyszczeniem toalet w zborze. Jeśli jesteś do tego zdolny i rozumiesz, że wobec dostojeństwa Kościoła, jest to równie wielki przywilej jak gra na instrumencie, to prawdopodobnie jesteś na właściwej drodze. Jeśli rzeczywiście tak postąpisz, a jesteś duchowym człowiekiem, zaś Twoja służba jest miła Bogu, to bądź pewien, że w niedługim czasie osoby pełne Ducha, zaangażowane w służbę, w tym starsi zboru będą zabiegać abyś wrócił do swojej służby.
To od Ciebie, Drogi Diakonie w znacznym stopniu zależy, czy ludzie wyjdą ze zgromadzenia zbudowani Słowem Bożym, rozemocjonowani czy też rozbici, bo nie zdołali nawet się pomodlić, gdyż w czasie modlitwy cały czas ktoś przygrywał znane pieśni chrześcijańskie skutecznie uniemożliwiając skupienie myśli na modlitwie. Weź to sobie do serca i pamiętaj, że Bóg zniszczy tego, kto niszczy świątynię Bożą (1Kor 3:17). Twoja służba może ubogacić zbór albo pogrążyć go w duszewnych emocjach. W Twoim zakresie obowiązków jest ekspozycja treści pieśni, w taki sposób, aby to treść, a nie oprawa muzyczna poruszały serca ludzi.
Pamiętaj drogi Bracie, że muzyk na nabożeństwie zboru, to muzyk ukrzyżowany, pełny Ducha, służący Bogu i Jego Słowu. To Bogu masz się podobać, a nie cielesnym ludziom. Nie musisz zabiegać o niczyje zadowolenie oprócz Boga. Pamiętaj jednak, że Jego nie da się oszukać.
Poza tym muzycy mogą też usługiwać innym poza nabożeństwami, o czym piszę w następnym rozdziale i do czego zachęcam nawróconych muzyków z całego serca.
Muzyka poza nabożeństwami
Skoro, jak już pisałem w trakcie nabożeństw chrześcijańscy muzycy powinni się ograniczać, to być może istnieje jakiś rodzaj działalności, w której mogą rozwinąć pełnię swego talentu w usłudze braciom? Tak się składa, że chrześcijanie także poza nabożeństwami używają muzyki, głównie jako oprawy ewangelizacji oraz prowadząc koncerty czy festiwale muzyczne.
Czy jest to biblijne podejście? W przypadku użycia muzyki przy ewangelizacjach, to prawdę mówiąc nie znajduję w Nowym Testamencie bezpośredniego potwierdzenia takich praktyk. Mimo wszystko uważam, że istnieje możliwość takiej służby. Pod warunkiem, że utwory muzyczne będą przygotowaniem do planowanego zwiastowania, nastawiając odpowiednio do niego słuchaczy. Jeśli muzycy „dadzą czadu” przed zwiastowaniem i ludzie np. zaczną tańczyć, to raczej nie będą zbytnio nastawieni na słuchanie o męce Pańskiej, grzechu, piekle, itd. Tym samym, jeśli występ zespołu chrześcijańskiego ma być pomocny w dziele ewangelizacji powinien przygotowywać słuchaczy na przyszłe wystąpienie ewangelisty.
Jest to koncert, więc można grać głośniej, czy piękniej, jednak pamiętajmy, że muzyka nie ma zdolności przekonania grzesznika do pokuty. Taką moc ma jedynie Słowo Boże. Niestety wielu muzyków ulega iluzji, jakoby ich zaangażowanie w wykonywanie muzyki chrześcijańskiej miało taką moc, jednak źródłem wiary jest wyłącznie Słowo Boże. Oczywiście dobrze żeby utwory grane przy takiej okazji zawierały Słowo Boże. Ono ma moc w dowolny sposób dotrzeć do człowieka i nie wraca do Boga bez wykonania dzieła, z którym je posłał. Nawrócony muzyk ma serce przepełnione wręcz Słowem Bożym, więc nic dziwnego, jeśli jego muzyka będzie nim również przepełniona. Niestety zbyt często muzyka chrześcijańska sprowadza się dziś niemal wyłącznie do emocjonalizmu, bądź wręcz rozbudza cielesne namiętności, a jej „chrześcijańskość” to jedynie pozór.
Także w omawianej materii istnieje pośród chrześcijan pewna skrajność w poglądach. Niektórzy bracia uważają, że z rozważania 1Kor 1-2 wynika, że przy głoszeniu Słowa Bożego nie powinno używać się żadnych ozdobników typu muzyka czy przedstawienie teatralne. Gdy ja czytam ten tekst, to faktycznie widzę tam czyste zwiastowanie pozbawione takich ozdobników jak mądrość ludzka czy znaki. Rozumiem, że tak nauczał Paweł Apostoł i jest to dobry dla nas przykład do naśladowania. Wszakże w tym samym liście, ten sam apostoł pisze o psalmach, jako części zgromadzenia wierzących (1Kor 14:26). Czy psalmy, to nie były przypadkiem pieśni? Zwróćcie uwagę, że także dzisiaj na nabożeństwach chrześcijańskich występują zaraz obok siebie muzyka i Słowo mówione. Muzyka jest również nośnikiem Słowa i pełni rolę przygotowawczą przed modlitwą i zwiastowaniem. Uważam, że podobny wzorzec można przyjąć na ewangelizacji, z taką różnicą, że nie śpiewają wszyscy, a jedynie zespół. Należy podejść jednak do takiej praktyki bardzo ostrożnie, zapraszając muzyków prawdziwie zmienionych przez Boga, którzy żyją jednoznacznie świętym życiem.
Wracając jeszcze do tekstu z 1Kor 1-2, chciałbym zwrócić uwagę, że gdyby chcieć solidnie go przeanalizować, to o muzyce ten tekst nie mówi zupełnie nic. Można by natomiast przenieść naukę odnośnie znaków na powszechnie używane w działalności ewangelizacyjnej świadectwa nawrócenia. Czyż świadectwo nawrócenia nie jest rodzajem znaku potwierdzającym działanie Boga? Przeczytaj w tym kontekście 1Kor 1:22-23. Czy widzisz tam muzykę? Jeśli już, to widzę tam właśnie świadectwo.
Idąc dalej można by zakazać używania w nauczaniu, również dzieci czegokolwiek poza samymi słowami. Nawet czarnego serduszka nauczyciel nie mógłby narysować, bo apostołowie tak nigdy nie uczynili. W swej istocie spór, jaki tu występuje to spór o to czy nauczanie chrześcijańskie to treść czy Słowo w czystej postaci własnej. Albo inaczej: Czy jedyną dopuszczalną formą nauczania poselstwa chrześcijańskiego jest słowo mówione i pisane, czy dopuszczalne są również inne sposoby?
Nie odpowiem na to pytanie w niniejszym artykule, pozostawiając problem do rozważania Szanownemu Czytelnikowi. Proszę wszakże zwrócić uwagę, że konsekwencje odpowiedzi, której sobie w tej sprawie udzielimy dotkną całej naszej praktyki chrześcijańskiej. Co z ilustracjami do „Wędrówki Pielgrzyma”? Co z teatrzykiem, który nasze dzieci wystawiały przy jakiejś okazji? Co ze slajdami w czasie nauczania, które tak bardzo ułatwiają zrozumienie poselstwa? Co z zabawami, które prowadziliśmy na placach zabaw, w których dzieci poznawały prawdy Słowa Bożego? Co z „Gwiazdkową Niespodzianką”? Książeczką bez słów…? Itd., itp…
Osobiście uważam, że choć wiara jest wyłącznie ze Słowa Bożego, to jednak różne rodzaje działalności chrześcijańskiej, w tym muzyka mogą służyć rozpowszechnianiu jego treści oraz przybliżeniu jego nauki. Muzyka ma jeszcze taką niezwykłą właściwość, że jeśli znamy słowa, to nawet sama melodia nam je przypomina. Muzyka, to potężna mnemotechnika, która z całą pewnością może być użyta do nauczania treści Biblii.
Będąc niedawno w Gdańsku usłyszałem świadectwo pewnej starszej siostry, która choć pochodziła z wierzącej rodziny, jednak siłą oderwana od rodziny i wywieziona na Syberię pozbawiona była kościoła oraz Słowa Bożego. Dla niej jedynym Słowem Bożym przez wiele lat tułaczki były pieśni chrześcijańskie, które pamiętała z lat młodości. To dzięki nim przetrwała jej wiara. Twórzmy i śpiewajmy takie pieśni!
Tych, którzy mają zdolność grania na instrumencie czy śpiewu zachęcam, aby także prywatnie, pośród członków własnej rodziny i znajomych grali, nucili, czy śpiewali pieśni chrześcijańskie i hymny. Paweł przedstawia taką praktykę jako sposób budowania innych (Kol 3:16; Ef 5:19). Oba ww. wersety nie sugerują, że odbiorcą gry oraz śpiewu chrześcijańskiego ma być tylko jedna osoba. W Kol 3:16 użyte jest wręcz wyrażenie „jedni drugich”. Czy nie przypomina to rodzaju chrześcijańskiego koncertu, na którym występują wierzący, aby budować innych? Moim zdaniem zupełnie swobodnie można tak założyć. Tym samym z biblijnego punktu widzenia koncert chrześcijański, jest to próba zbiorowego budowania chrześcijan podjęta poprzez nawróconych muzyków. Muzycy są tutaj braćmi usługującymi, pozostali zaś odbiorcami ich posługi, zgodnie z Kol 3:16 oraz Ef 5:19. To samo dotyczy chrześcijańskich festiwali muzycznych, na których uczestnicy usługują sobie wzajemnie poprzez pieśni chrześcijańskie.
Koncert chrześcijański jest miejscem, w którym można pokazać cały talent, którym Bóg obdarzył muzyka i swoją zań wdzięczność ku Bogu. Tak jak kaznodzieja może prowadzić, np. wykłady w szkole niedzielnej czy na seminarium, tak i nawrócony muzyk, który, na co dzień ukrywa swoją osobę i pełnię talentu, aby nie odwracać uwagi od Słowa Bożego, na koncercie chrześcijańskim obdarza słuchaczy jego pełnią, okazując zań wdzięczność Bogu. Jego postawa, kunszt oraz śpiewane poselstwo wyrażone w utworach powinny być napomnieniem, pocieszeniem oraz zbudowaniem dla słuchaczy. W tej sytuacji poprzez pieśni muzycy „prorokują”, w takim sensie jak czyni to kaznodzieja wygłaszając kazanie. Muzycy, w takim przypadku poniosą też podobną też do nauczycieli odpowiedzialność (patrz Jkb 3:1), zalecam więc bojaźń Bożą.
Niestety, prawdę mówiąc niewiele widziałem takich koncertów. Większość z koncertowej działalności tzw. chrześcijańskich zespołów, to raczej rozbudzanie cielesności młodych ludzi pod pozorem muzyki chrześcijańskiej. Niestety w swej istocie tego typu „chrześcijańska” muzyka odprowadza młodych ludzi od zborów oraz od Pana Jezusa Chrystusa przemycając do chrześcijańskich kręgów słodki owoc emocjonalizmu oraz dobrej zabawy. W swej istocie koncerty takie stanowią rodzaj pułapki, w którą wpada głównie chrześcijańska młodzież, a muzycy praktykujący taki rodzaj zakamuflowanego pod pozorem chrześcijaństwa zwodzenia innych to szkodnicy. Mimo ogólnie tragicznego obrazu polskiej muzyki chrześcijańskiej widziałem parę pozytywnych koncertów i jestem Bogu wdzięczny za wszystkich bogobojnych muzyków, którzy wzięli w nich udział. Widziałem też kilka naprawdę bogobojnie poprowadzonych festiwali czy przeglądów piosenki chrześcijańskiej, a nawet w kilku z nich brałem udział osobiście, właśnie z myślą o zbudowaniu braci pieśnią zgodnie z nauczaniem apostolskim zawartym Kol 3:16 oraz Ef 5:19.
Paweł pisze, że …wszystko wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne; wszystko wolno, ale nie wszystko buduje (1Kor 10:23). Problem w tym, że każdy z nawróconych ludzi ma zarówno cielesną, jak i duchową naturę i wszystko, w tym muzyka którąś z nich karmi i rozwija. Nie jestem zwolennikiem sztucznego ograniczania instrumentarium czy zawężania stylów muzycznych do tych „chrześcijańskich” gdyż w ten sposób stworzymy jakiś nowy rodzaj Zakonu. Moim zdaniem właśnie fakt zbudowania ciała lub ducha poprzez twórczość danego muzyka, bądź zespołu najlepiej świadczy o tym, komu ktoś taki w istocie służy. Wystarczy, że zbadam swoje serce po wysłuchaniu piosenek danego wykonawczy i już wiem czy chciałbym go zaprosić do zboru, celem budowania braci, albo na obóz młodzieżowy celem zbudowania młodzieży. Dodatkową wskazówką może być świętość życia takich osób oraz ich wygląd. To doprawdy nie jest bardzo trudne i sądzę, że każdy brat starszy jest w stanie rozpoznać czy dana muzyka buduje jego duchowość czy też cielesność (duszewność). Niestety większość współczesnych wykonawców chrześcijańskich, to raczej zgorszenie niż zbudowanie dla wierzących.
Innym rodzajem aktywności chrześcijańskiego muzyka jest komponowanie na chwałę Boga. Dobrze żeby muzycy układali pieśni i hymny pełne Bożych prawd i Jego Słowa, jednak muzyka jest środkiem wyrazu również i bez słów. Takie utwory, ułożone przez wierzących muzyków, wynikające z ich miłości do Boga oraz przeżyć z Nim stanowią swoisty rodzaj świadectwa ich wiary. Co prawda, moim zdaniem nie ma na nie miejsca na zgromadzeniach zboru, jednak nie widzę przeciwwskazań żeby nie prezentować ich wierzącym przy szczególnych okazjach. Podobnie jak osoby potrafiące przyrządzić jakąś pyszną potrawę prezentują swoje umiejętności na ucztach miłości, zwanych w naszych kręgach agapami, podobnie mogą czynić wierzący muzycy.
Tak samo jak np. informatyk, czy inżynier może swoją pracę poświęcać Bogu, muzyk może tworzyć muzykę na chwałę Bogu. Swój utwór może zaprezentować przy okazji „uczty miłości”, na specjalnym koncercie uprzedzając zainteresowane osoby, że będzie to muzyka bez słów. W tego typu działalności współcześni muzycy mają wspaniałego prekursora, w osobie Jana Sebastiana Bacha, który swoje utwory pisał właśnie na Bożą chwałę. Niestety, dla mnie muzyka Bacha nie jest dostępna gdyż nie rozumiem jej, jednak moja małżonka, która jest wykształconym muzykiem mówi, że zawsze, gdy słucha Bacha jej myśli w jakiś niezwykły sposób zbliżają się do Boga. Nie wiem jak to działa, jednak jest wiele świadectw, że dusza poruszona przez Boga jest zdolna do wyrażenia swojej wdzięczności Jemu także i bez słów.
Kończąc niniejsze opracowanie zachęcam braci starszych, aby nie pozwolili zrujnować społeczności pomiędzy wierzącymi poprzez zbyt głośną muzykę oraz cielesność diakonów. Sprawa jest bardzo istotna. Pan na nas patrzy, więc chrońmy Jego Oblubienicę, którą powierzył naszej pieczy. On nas rozliczy z tego jak wykonywaliśmy powierzone nam szafarstwo, więc warto zmierzyć się z wyzwaniami, które stawia przed nami współczesność.
Raz jeszcze zalecam: trzeźwość, skromność, umiar oraz Słowo Boże. Te rzeczy na pewno wyjdą nam na dobre, także w kwestiach związanych z muzyką.
Pomoc i objaśnienia do artykułu:
1 Więcej na ten temat mówi film dotyczący współczesnej muzyki rozrywkowej pt. „Oni Sprzedali Swoje Dusze dla Rock and Rolla” http://www.youtube.com/watch?v=iM3v6He6XPk&feature=related Gorąco polecam.
2 Głównie byli Świadkowie Jehowy.
3 Psalmy, to po prostu jedna z ksiąg Biblii (dosł. gr. psalmos). Mogły być śpiewane, gdyż były pieśniami. Nauka, to oczywiście nauczanie nowotestamentowe oparte o Słowo (dosł. gr. didache). Objawienie, to otrzymane od Boga światło na sprawę dotąd zakrytą (dosł. gr. apokalipsis). Języki wraz z ich wykładem są tożsame z proroctwem i tak są traktowane w Biblii, np. w Dziejach Apostolskich, przy okazji dnia pięćdziesiątnicy (Dz 2:17). W tym dniu proroctwa były wypowiadane wyłącznie w obcych językach. Proroctwo, to dosłownie przekazywanie słów od Boga. Patrz również Jer 22:28.
4 Gr. hymneo – wielbić, czcić, wyrażać chwałę.
5 Polecam w tym temacie niezrównane dzieło Johna Bunyana „Modlitwa w Duchu”, które stanowi pierwszą część wydanego pod wspólnym tytułem „Modlitwa” zbioru prac Bunyana na tytułowy temat.
6 Głównie trąbki, waltornie, puzony, tuby.
7 Adrenalina hormon walki i ucieczki. Hormon i neuroprzekaźnik katecholaminowy . (…) Adrenalina przyspiesza czynność serca jednocześnie zwiększając jego pojemność minutową, w nieznaczny sposób wpływając na rozszerzenie naczyń wieńcowych; rozszerza też źrenicę i oskrzela ułatwiając i przyśpieszając oddychanie. Ponadto hamuje perystaltykę jelit, wydzielanie soków trawiennych i śliny oraz obniża napięcie mięśni gładkich. (…) Zwiększa ciśnienie rozkurczowe w aorcie oraz zwiększa przepływ mózgowy i wieńcowy. [http://poprostu_ja.republika.pl/psycha/slowniczek.htm]
8 Endorfiny – grupa hormonów peptydowych, które kształtują odczucie zakochania, wywołują doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie oraz generalnie wywołują wszelkie inne stany euforyczne (tzw. hormony szczęścia). (…) wywołują zniesienie bólu, uczucie przyjemności i dobrego nastroju. Wywołuje to też silne uzależnienie psychiczne i fizyczne. (…) [Wikipedia]
9 Np. adrenochrom – produkt rozpadu adrenaliny. Działa podobnie do meskaliny czy LSD.
10 Np. taniec pogo, pal męczeństwa u Indian, czy ruch obrotowy tzw. tańczących derwiszów, itp.
11 Wydanie we wspólnym wolumenie pt.: „Modlitwa” wraz z innym dziełem Bunyana dotyczącym modlitwy: „Tron Łaski” – Towarzystwo Upowszechniania Myśli Reformowanej „HORN” Świętochłowice 2005.
12 Więcej w tym temacie w wykładzie Jana Murantego: http://www.missiomusica.pl/UserFiles/File/warsztaty2006mp3/wyklad8.mp3
13 Patrz tekst w Biblii Tysiąclecia 1Krn 25:1-7. W przekładzie BW mamy „grywał w natchnieniu” itp., jednak w oryginale występuje w tych miejscach hbr. nabhij’ – proroctwo oraz nabha’ – prorokować. W konkordancji Stronga wyr. nr 5030 oraz 5012.
14 W temacie tym polecam niezrównaną książkę Palmera O. Robertsona „Ostateczne Słowo”. TUMR Horn, Świętochłowice 2010.
15 Niedawno napisałem artykuł na ten temat: „Chrześcijańskie podejście do ekumenii”.
16 tel.: 032-7000-437, e-mail: horn@post.pl Skype: tumr.horn
17 Por. Mich 1:8
18 Np. Musorgski.
19Tekst pozornie nie daje pewności w tym względzie, gdyż gr. gyne można tłumaczyć zarówno, jako kobieta, jak i jako żona. W wersecie tym wyraz ten występuje dwa razy i nie wiem, dlaczego tłumacze BW przetłumaczyli go odmiennie. W Biblii Gdańskiej werset ten jest on tłumaczony w taki sposób: Żony także niech mają poważne, nie potwarliwe, trzeźwe, wierne we wszystkiem. (BG). Biorąc pod uwagę kontekst oraz resztę nauczania NT przychylam się do tłumaczenia Biblii Gdańskiej.