„Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały…. ” (Fil.3:12)
Wyróżniającą cechę metodysty nie stanowi wyłącznie jego nowe wyznanie. Metodysta może przyznawać słuszność tej lub owej religii, wynosić wyżej pewne poglądy albo z żarliwością bronić tej lub innej nauki. To wszystko nie doty-czy jednak istoty jego wiary. Jeżeli ktoś przypuszcza, że metodysta wyróżnia się wśród innych chrześcijan jakąś odrębną nauką, to zdradza zupełną nieznajomość rzeczy i jest bardzo daleki od rzeczywistości. My, metodyści, wierzymy, że całe Pismo Święte dane jest przez Boga, i w tym różnimy się od Żydów, muzułmanów i niewierzących. Wierzymy dalej, że utrwalone w Piśmie Świętym Słowo Boże jest jedynym prawdziwym przewodnikiem wierzenia i życia chrześcijańskiego, i tym różnimy się od członków Kościoła Rzymskiego. Wierzmy wreszcie, że Chrystus jest prawdziwym i wiecznym Bogiem, i w tym leży różnica pomiędzy na-mi a arianami. Wyjąwszy poglądy, mogące wzruszyć zasadnicze postawy chrystia-nizmu, odnośnie wszystkich innych stosujemy regułę: dociekać i pozwolić do-ciekać.
I jeszcze jedno: rozróżnienia powyższe mogą być według was słuszne lub błędne, ale też nie one wyłącznie stanowią o zasadniczych cechach metodyzmu. Istota metodyzmu nie polega również na używaniu określonych słów i wyra-żeń. Nie chcemy, aby wytworzył się pogląd, że nasza religia jest nierozłącznie związana z używaniem jakichś specjalnych i nadzwyczajnych zwrotów. Rzecz ma się zupełnie inaczej. Staramy się dobierać słowa najbardziej używane, najłatwiej-sze, najprostsze, w jakich możemy innym przekazać nasze myśli, i to mówiąc nie tylko o rzeczach codziennych, ale właśnie o Bogu. Dlatego nigdy umyślnie nie od-stępujemy od zwykłego sposobu wysławiania się, za wyjątkiem sytuacji, kiedy prawdy biblijne oddajemy słowami Pisma Świętego. Tego nam chyba żaden chrześ-cijanin nie weźmie za złe. Nie chcemy jednak przez to wyrażeniom biblijnym da-wać pierwszeństwo przed innymi, ale pragniemy, aby pozostały takimi, jakimi używane były stale przez świętych ewangelistów. Myli się więc ten, kto mniema, że używanie pewnych słów i wyrażeń jest właściwością metodysty.
Religia nasza nie polega na wypełnianiu przepisów i uczynków, których Bóg nie nakazał; w jeszcze mniejszej mierze na wstrzymywaniu się od tych, których nie zabronił, jak na przykład przestrzeganie postów czy zawieranie małżeństwa. Nie należy dlatego szukać różnicy pomiędzy metodystą a człowiekiem innego wy-znania w zewnętrznych oznakach lub postępowaniu, co do których Słowo Boże nic nie postanowiło.
Niesłusznym jest również mniemanie jako byśmy, wziąwszy pewną zasadę na-uki Chrystusa za podstawę – uczynili z niej istotę naszej religii. Uważamy jednak, że zbawionym można być tylko przez wiarę, i że błogosławieństwo, czyli świę-tość serca, jest jedynym owocem prawdziwej wiary. Nie twierdzimy jednakże, że wiara jest jedyną podstawą naszej religii, której istota nie polega na tym, aby speł-niać tak zwane pospolicie „dobre uczynki”, albo na częściowym dochowaniu cno-ty; podobnie jak nie może człowiek uważać siebie za uczciwego tylko dlatego, że nie kradnie. Można całe życie przeżyć w ten sposób, a nie mieć żadnej religii. Czym się więc metodysta wyróżnia, co chce osiągnąć, do czego zmierza? Oto widząc braki i niedoskonałość swoją i braci swoich – ludzi, dąży do tego, ażeby stać się chrześcijaninem w pełnym znaczeniu tego słowa.
Chrześcijanin, to człowiek, posiadający wielki skarb w duszy, wielką miłość do Boga, której nic nie jest w stanie zastąpić ani osłabić. Miłość swą czerpie z Du-cha Bożego, który każdemu jest dany – czyli pije tę wodę, która „stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu” (Jn.4:14). Miłość tę w sobie pogłębia i rozwija.
Podstawą doskonałej miłości jest doskonała wiara i odwrotnie – bo kochać, to znaczy wierzyć. Wiara w możliwość pojednania z Bogiem przez odpuszczenie grzechów i nieprawości, o czym mówi Chrystus, daje spokój duszy. Zarówno z tej głębokiej wiary w mądrość Bożą, jak i z przekonania, że „utrapienia teraźniejsze-go czasu nic nie znaczą, w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić” (Rzym.8:18), płynie prawdziwie dziecięca radość i pogoda ducha. Widząc we wszystkim wolę Bożą, w złej czy dobrej chwili, w chorobie lub zdrowiu, w życiu i na łożu śmierci, zawsze jednakowo błogosławi Ojca wierząc, że wszystko, co On zsyła, jest dla dobra ludzi. „Wszelki datek dobry i wszelki dar doskonały zstępuje z góry od Ojca światłości” (Jak.1:17).
Wolnym jest człowiekiem – wyzbył się trosk codziennych i zgryzot, złożyw-szy z ufnością los swój w ręce Boga; Jemu polecił pieczę i staranie o siebie. Modlitwie zaś przypisuje wierny wielką wagę i znaczenie (Łuk.18:1, Rzym.8:26). Modli się w każdej okoliczności życiowej, w samotności i w towarzystwie, przy pracy i w godzinach wypoczynku, a zawsze każda jego modlitwa płynie z ser-ca. Nie znaczy to, że przez cały czas winien przebywać w kościele, chociażby nie pominął żadnej sposobności, aby w nim być; nie znaczy to również, że ma stale klęczeć, aczkolwiek często zgina przed Bogiem kolana lub głośno doń woła. Nie – serce jego o każdym czasie i na każdym miejscu zawsze jest wzniesione do Boga, a dusza – w obliczu Jego. Modlitwę i bez słów słyszy wtedy Ojciec.
Człowiek taki żyje w duchu modlitwy, to znaczy, że zawsze pogodny i pełen dziękczynienia, kochając Boga, miłuje braci swoich i siostry swoje jak duszę wła-sną. W sercu wyryte ma przykazanie: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego” (Mar.12:31). Ponieważ nie zna osobiście każdego, przeto nie ma żadnej przeszkody dla miłości, kocha więc i tego, który mu się nie podoba albo za przyjaźń nienawiścią płaci, kocha wrogów i nieprzyjaciół i tych, co krzywdzą i prześladują (1Jn.4:21, Mat.5:44). Ale nie ogranicza się do miłowania ich tylko; owszem, stara się czynić dobrze wszystkim. Gdy zaś z jakichkolwiek niezależnych od niego przyczyn nie może czynić dobrze tym, którzy gardzą jego miłością i nadal go prześladują, wtedy – nie ustając w miłości swojej – żarliwie modli się za nich. Przez modlitwę, która nie jest niczym innym, jak bezpośrednim obcowaniem duszy z Bogiem, człowiek wiary oczyszcza swoje serce z naleciałości ziemskich: gniewu, mściwości i pychy, która jest przyczyną wszystkich waśni. Dlatego jest łagodny, dobrotliwy, pokorny i cierpliwy. Znajduje się na tym poziomie duchowym, że wprawdzie jeszcze nie przekreślił zupełnie rzeczy ziem-skich w swoim życiu, co zresztą jest tu na ziemi niemożliwe, ale naprawdę nie przywiązuje do nich zbytniej wagi. Umarł całkowicie dla tego, co jest „pożądli-wością ciała i oczu” (Mat.5:8, Kol.3:12, 1Jn.2:15-16). To, do czego doszedł, jest jego własnością i nie może mu być odebrane.
Stosownie do tego żyje chrześcijanin nie dla swojej przyjemności, lecz aby czy-nić wolę Tego, który go posłał. Stara się stosować mądrą zasadę, aby jedni dru-gim przebaczali błędy i przewinienia tak, jak Chrystus odpuszczać nakazał. Dusza jego, skierowana wzwyż, jest jasna, a sumienie czyste wobec Boga i ludzi. „Jeśli więc całe ciało twoje jest jasne i nie ma w nim cząstki ciemnej, będzie całe jasne, jak gdyby świeca oświeciła cię swym blaskiem” (Łuk.11:36). Wewnętrzne war-tości promienieją tedy na zewnątrz, na innych. Bóg kieruje wtedy jego losem, a najmniejsze poruszenie serca nie sprzeciwia się Jego woli. Każde drgnienie, które w nim powstaje, jest w zgodzie z prawem Chrystusa (Jn.4:34, 1Jn.2:16).
Człowiek o prawdziwie chrześcijańskim charakterze zachowuje nie tylko nie-które przykazania Boga, ale wszystkie, od najmniejszych do najważniejszych. Spełnia zarówno uczynki łatwe i przyjemne, jak nawet ciężkie i bolesne, zawsze z jednakową radością, powtarzając słowa modlitwy: „Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja, jak w niebie, tak i na ziemi” (Mat.6:10; Dz.Ap.24:16, 1Jn.5:2). Widzimy zatem, że posłuszeństwo doskonałego chrześcijanina idzie w parze z miłością Bożą, będącą źródłem, z którego ono powstało. Wszystkie dary, któ-re otrzymał, wszelką władzę i zdolność duszy używa wedle woli Mistrza; nie daje członków swoich ani sił za oręż niesprawiedliwości i grzechowi. Przeciwnie – wy-korzeniając w sobie złe przyzwyczajenia, wzbudzając świadomość odróżniania zła – służy sprawiedliwości.
Zaiste, ileż dobrego zdziałałaby ludzkość, gdyby ludzie zastanawiali się nad swoimi czynami, oddzielając złe od dobrych, a wysiłki i energię, skierowaną ku czynieniu zniszczenia i sianiu niezgody, skierowywali ku pożytecznej pracy i szerzeniu miłości (Rzym.6:13.19).
Zapanowanie Królestwa Bożego na ziemi, jedność wiary i poznania Syna Boże-go – oto cel chrześcijanina. Żyje on, zapatrzony weń – w słowie i uczynku sze-rząc pokój i życzliwość wśród ludzi, pomny słów: „I wszystko, cokolwiek czyni-cie w słowie lub w uczynku, wszystko czyńcie w imieniu Pana Jezusa, dziękując przez Niego Bogu Ojcu” (Kol.3:17).
Drobne i małe rzeczy tego świata nie są w stanie powstrzymać ani sprowadzić go z obranej drogi w służbie Bożej; wie bowiem, iż każdy sam za siebie zda rachu-nek Ojcu. To poczucie odpowiedzialności nie pozwala mu żyć zepsutym życiem światowym z jego bogactwem i przepychem ani brać udział w niegodnych rozryw-kach. Dóbr materialnych nie ceni ani nie gromadzi bogactw. Jest pełen prostoty, w przeciwieństwie do tak zwanych wielkoświatowców, gdzie pod zewnętrznym blichtrem salonowym kryje się częstokroć natura występna i znieprawiony charak-ter. Jest jednakowy w stosunku do wszystkich, nikim nie pomiata ani nie gardzi; pomaga bliźnim, czyniąc zadość nie tylko wymaganiom ich ciała, ale o wiele wię-cej – ich duszy. Wszelkimi sposobami, danymi przez Boga, stara się zbudzić po-grążonych w martwocie ducha, przyprowadzić obudzonych przez Krew Pana Jezu-sa i wiarę do pojednania z Ojcem, aby mieli pokój z Bogiem. Tych zaś, którzy do tego dojdą, pobudzać do miłości i dobrych uczynków (Hebr.12:1, Rzym.14:12, Łuk.16:19, 1Tm.2:9, Mat.6:19).
Takim jest doskonały charakter metodysty. – „Ależ to są cechy prawdziwego chrześcijaństwa!” – może ktoś zauważyć. Słusznie, tak jest. Wymienione powy-żej zasady są bowiem dobrze znanymi podstawami chrystianizmu, który odrzuca wszystkie inne przypisywane mu cechy (Mat.25:35-36, Rzym.5:1, Hebr.10:24, Gal.6:9). Stosowanie tych zasad w życiu, czysty charakter chrześcijański – to cel metodystów. Metodyzm nie jest niczym innym.
Chciałbym, aby to moje przeświadczenie stało się powszechnym przekona-niem. Każdy, bez względu na to, do jakiego wyznania należy (nazwy nie zmieniają istoty rzeczy), jeśli znajduje się w wewnętrznej i zewnętrznej harmonii z wolą Bo-żą, wyrażoną w Słowie Bożym, każdy, jeśli żyje, mówi i myśli podług wskazań objawienia Jezusa Chrystusa, odradzając się na obraz i podobieństwo Boże, idzie przez życie drogą Chrystusa.
Tak chcemy iść my, metodyści, i dlatego bliscy są nam wszyscy, którzy stosują się do Ewangelii, i ci, który szczerze zdążają ku temu, o czym wiedzą, że jeszcze nie osiągnęli.
Pytać ich będę jedynie o to, czy ich serce jest tak szczere względem mnie, jak moje dla nich, i czy kochają Boga. To wystarcza. Jeśli tak jest, będziemy mogli podać sobie ręce na wspólną Jemu służbę, a pewien jestem, że nasze słowa i czy-ny nie będą przeszkadzały dziełu Boga. Dlatego więc, aby praca nasza była owoc-na, musimy natchnąć się Ewangelią, pamiętając, że obowiązani jesteśmy tak postępować, jak przystoi na powołanie nasze.
Prócz natchnienia potrzeba jednak jeszcze zupełnej łączności i jednomyślności wśród wszystkich wierzących, bez względu na to, do jakiego wyznania należą. Pa-miętajmy o tym i nie dopuśćmy, aby nas rozłączono, ponieważ: „Jedno ciało i jeden Duch, jak też powołani jesteście do jednej nadziei, która należy do wasze-go powołania; jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest; jeden Bóg i Ojciec wszyst-kich, który jest ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich” (Efez.4:4-6).
John Wesley