Świadectwo Heni

Byłam bardzo mocno uzależniona od alkoholu. Już jako dziecko, potem jako młoda dziewczyna, czułam się nie akceptowana i miałam poczucie niskiej wartości. Alkohol dodawał mi pewności siebie. Za wszelką cenę szukałam aprobaty i miłości. W wieku szesnastu lat, wyszłam za mąż. Mąż dużo pracował, a ja nie radziłam sobie z małym dzieckiem i sama ze sobą. Znów czułam się gorsza i nie akceptowana. Po kilku latach podjęłam pracę, w której próbowałam dorównać mężczyznom także i w piciu. Mój mąż także pił, ale mojego picia nie akceptował. Wynikały z tego powodu awantury, które i tak nic nie zmieniały. Po jedenastu latach zapragnęłam mieć drugie dziecko. Odstawiłam alkohol i nasze życie stało się prawie normalne. Mąż też jakby mniej pił. Urodził nam się drugi syn Paweł. Starałam się być dobrą matką i żoną. Z czasem do naszego domu znów wrócił alkohol. Wpadałam w coraz to większe sidła alkoholizmu, zaczęłam pić ciągami.

Nie podobało się to, ani mojej rodzinie, ani moim pracodawcom. Zostałam zdegradowana ze stanowiska kucharza na sprzątaczkę. Oskarżałam wszystkich za to co się stało tylko nie siebie. Karmiłam się moim bólem i wpadałam w coraz to większe uzależnienie. Brnęłam w coraz to większe kłopoty. Kłamałam, oszukiwałam, często piłam samotnie, ale również z przygodnie spotkanymi ludźmi. Któregoś dnia mąż wyprowadził się z domu. Byłam przerażona bez żadnych środków do życia.

Postanowiłam się leczyć. W poradni nie mieli natychmiastowej recepty na zdrowie. Zdecydowałam wtedy, że popełnię samobójstwo. Poszłam nad jezioro Pogoria i wskoczyłam do wody. Płynęłam dokąd starczyło sił. Gdy zaczęłam tonąć, zdałam sobie sprawę że to już koniec. Krzyknęłam wtedy; Jezu ratuj! Do dziś nie wiem jakim sposobem znalazłam się na brzegu. Dziękowałam Bogu za ocalenie, ale zupełnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nienawidziłam siebie za swoją bezsilność. Chciałam nie pić a jednocześnie bałam się przestać. Utknęłam w kręgu beznadziejności. Bóg jednak miał dla mnie plan. Na drugi dzień szwagier zabrał mnie na dni trzeźwości do Wisły. Tam przyjęłam Jezusa jako swojego zbawiciela. W jednej chwili zostałam uwolniona od alkoholu i papierosów. Mąż do mnie wrócił i znów zaczęło się wszystko układać. Szczęście moje trwało pół roku, aż do chwili, gdy na weselu syna, wypiłam kieliszek szampana. Myślę że nawrócenie moje było wtedy powierzchowne, bo znalazłam się w gorszym położeniu niż poprzednio.

Totalne upokorzenie, nienawiść, strach, bezsilność. I znów myśli samobójcze. Moja dusza, mój honor, moja duma były zdruzgotane do granic ludzkich wytrzymałości. Cierpienie, którym nie mogłam, lub nie chciałam się z nikim podzielić stawało się nie do zniesienia. Jedynym znieczulaczem był alkohol. Koszmar alkoholizmu powrócił ze zdwojoną siłą .Piliśmy z mężem razem coraz więcej i więcej. Znów powrócił strach, poczucie winy, poczucie krzywdy, wyrządzonej sobie i synowi. I znów po siedmiu latach bezskutecznej walki z alkoholizmem, w moje życie musiał zaingerować Jezus.

Pewnej nocy podczas kolejnej awantury, zaczęłam płakać i wołać: czy jest ktoś na tej ziemi kto mnie kocha? I nagle usłyszałam w mojej głowie głos; Jezus cię kocha, podaj tę miłość dalej .Poczułam jak cały pokój wypełnia się miłością, akceptacją, spokojem. Wyciągnęłam rękę do męża i powiedziałam: Jezus cię kocha. Przestał krzyczeć i poszedł spać. Po kilku dniach przyszedł do nas brat w Chrystusie, mąż sam poprosił go o modlitwę .We łzach oddał życie Jezusowi .Na drugi dzień ja podjęłam decyzję żeby powrócić do Boga. Jezus był cały czas blisko mnie, ale czekał, do niczego nie zmuszał. Kocha nas, wyciąga ręce, wystarczy zrobić krok w jego kierunku.

Dziękuję ci Jezu za ogrom twego miłosierdzia i cierpliwości.
Ostatnie piwo wypiłam 16.06.2001r.
„Jeśli więc syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie” (Jan,8,36)

Henryka Wójcik