Na samym początku chciałbym wszystkich serdecznie pozdrowić, ale przede wszystkim złożyć świadectwo, jak wielkie cuda Pan Jezus uczynił w moim życiu. Przy okazji chciałbym powiedzieć jakim wielkim błędem jest „być człowiekiem religijnym”.
Nazywam się Jarek i pochodzę z Rudy Śląskiej, która leży w samym centrum Górnego Śląska. Mając 16 lat wyjechałem z moją mamą, ojczymem oraz młodszym, przyrodnim bratem do Niemiec – jest to już dokładnie 20 lat wstecz. Aktualnie mieszkam z żoną w Rodgau, mniej więcej 20 km na południe od Frank. Wychowałem się w typowej jak na mój region rodzinie, dwoje dzieci, ojciec pracuje na kopalni a matka troszczy się o dzieci, lecz co najważniejsze, troszczy się o to, by regularnie chodziły do kościoła. Jednak by samej tam iść był przeważnie czas tylko w jakieś święto – bo co by ludzie powiedzieli.
Pierwszym pytaniem, gdy przychodziłem z kościoła, było „o czym było kazanie i jakie są wiadomości na nowy tydzień?” Nie było to pytanie, by wiedzieć co przegapiła, lecz poprostu by sprawdzić, czy ja tam byłem. Nie było to, [jak w wielu innych rodzinach] czymś szczególnym. Muszę powiedzieć, że o ile sięgam pamięcią, pójście do kościoła, było dla mnie zawsze czymś szczególnym, i kiedyś miałem zamiar naprawdę zostać księdzem lub zakonnikiem. Nauczyłem się nawet imion wszystkich Apostołów, by zostać ministrantem, co później okazało się niepotrzebne. Bez tego zostałem przyjęty.
Zacząłem również czytać książki kościelne, i co zadziwiające, Nowy Testament. Chociaż dużo z tego nie rozumiałem, to zawsze mogłem powiedzieć – ja przeczytałem. Dopiero teraz widzę, że chociaż już wtedy miałem respekt i trwogę przed Bogiem, to robiłem to, by się ludziom podobać, nie Bogu – aby przed ludźmi dobrze wyglądać, nie przed Bogiem.
I tak przyszło, jak przyjść musiało. Z biegiem czasu świat porwał mnie za sobą. Coraz więcej zacząłem mieć upodobanie we wszelkiego rodzaju rozrywkach; jak dyskoteki, prywatki i tym podobne, a coraz mniej interesowało mnie, co ma Bóg do powiedzenia. Stanał u mnie, [nawet tego nie zauważyłem] na ostatnim miejscu.
Dosyć szybko nauczyłem się oszukiwać moich rodziców, palić papierosy, dosyć szybko do tego doszedł alkohol a z tym się automatycznie łączą pierwsze doświadczenia „międzyludzkie”, bo tacy chłopcy jak ja, [jak to dziś mówią] byli cool. Po przyjeździe do Niemiec, pomyślałem sobie, takie życie jak dotychczas prowadziłeś, musisz prowadzić dalej, no bo, jeżeli to tam funkcjonowało, to tutaj też będzie. Początkowo mieszkaliśmy w tak zwanym „lagrze”, [może co poniektórzy znają i wiedzą co to jest] a że wszyscy inni co tam mieszkali, również byli polakami, to takie zachowanie, tryb życia, jaki prowadziłem, szybko zaczęło znów funkcjonować.
Muszę powiedzieć, że wtedy byłem zadowolony z siebie, trzymałem dużo alkoholu na imprezach, miałem dość powszechną wiedzę w innych kierunkach, na imprezach byłem mile widziany, na towarzystwo płci przeciwnej również nie narzekałem. Czego mi trzeba było więcej, wszedzie znany i mile widziany. I tak toczyło się moje życie.
Z wszystkimi powodzeniami i upadkami, w wieku 25 lat zostałem żonaty, stałem na własnych nogach od nikogo niezależny. Wielu zmienia się po ślubie, ja niestety niezbyt wiele, i można to nazwać cudem, że nie doszło u nas do rozwodu, chociaż niewiele brakowało. Niełatwo się domyśleć, dokąd prowadzi taki styl życia, przede wszystkim bez Pana – na samo dno. U niektórych szybciej u niektórych dłużej to trwa, ale wszyscy bez wyjątku idą w tym samym kierunku.
Panu niech będą dzięki i chwała za to, że chociaż ja już o nim niewiele myślałem, to on jednak o mnie nie zapomniał. I tak doprowadził mnie prawie na same dno, by ukazać mi, w jakim fatalnym i grzesznym stanie się znajduję, i że bez Niego nie jestem wstanie nic zrobić. Wtedy byłem już tak daleko, przynajmniej wewnętrznie, że pogodziłem się już z moim zatraconym stanem. Nawet nie ważyłem się do Pana zwrócić o jakąkolwiek pomoc, czy coś z tego rodzaju. Poprostu nieczułem się już tego godny, myślałem wtedy „…takim jakim jesteś teraz, to będzie lepiej gdy nawet nie będziesz próbował się do Boga o cokolwiek zwracać. O łaskę i pomoc mogą zwracać się ludzie, którzy od czasu do czasu grzeszą, ale poza tym grzecznie co niedzielę chodzą do kościoła. Ale ja, w takim stanie jakim jestem – o nie, lepiej nie”. I wtedy Pan zesłał ludzi na moją drogę, którzy dziś są moim drogim rodzeństwem w Panu.
Po raz pierwszy do Zboru przyszedłem, gdy akurat była wystawa biblijna, organizowana przez nich. Muszę jednak przyznać, że przyszedłem tam jedynie z ciekawości. Chodziłem na parę spotkań, bo mi to w pewnym stopniu imponowało, że tak się zajmują i znają Pismo Św. Po tym jednak można poznać, że do Pana Jezusa nie można przyjść z ciekawości, lecz jedynie gdy się do Niego przyjdzie w świadomości swego grzesznego stanu, jedynie dla tych jest miłosierny i udziela im łaski i przebaczenia grzechów. Dlatego długo nie trwało i zacząłem chodzić swymi starymi ścieżkami.
Drugim razem spotkałem tych ludzi, jakby przez przypadek, na Weihnachtsmarkcie, akurat gdy rozdawali ulotki i kalendarze. Pozdrowili mnie i po krótkiej rozmowie obiecałem im, że przyjdę ponownie. Przyszedłem w środę na spotkanie i opowiedziałem moją sytuację, a w niedzielę przyjechał M. Happle, [dziś drogi mi brat] i poprzez jego kazanie Pan uświadomił mi, że właśnie do takich jak ja, do tych, którzy są świadomi swego grzesznego stanu, dla nich właśnie przyszedł na świat Jezus. Nie dla tych, którzy mają o sobie mniemanie religijnego człowieka, czy tym podobne.
W Ew. Łuk. 5:31-32 Jezus mówi: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników.
Tego samego dnia, zaraz po przyjściu do domu upadłem na kolana i w modlitwie powiedziałem Jezusowi o wszystkich mych uczuciach, o tym co czuję i jak się czuję, że jetem świadomy swego stanu itd., że w Niego wierzę i z całego serca błagałem o przebaczenie i uwolnienie z mych grzechów. Jezus pozostał wierny swym słowom i tak jak mówi w 1 Jana 1:9 „….Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości”.
Dosłownie czułem jak wielki ciężar spadł ze mnie. Od tego momentu wiedziałem, że moje grzechy są odpuszczone, i że dla mnie zaczęło się nowe życie, życie pełne radości, z, i w Jezusie i Jego Słowie.
Chociaż na początku moi najbliźsi nie ułatwiali mi w tym życia, to jedno wiedziałem i ciągle miałem przed oczami. Co Ap. Paweł pisze w Liście do Rzymian 8:38-39: „….I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła mnie odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”.
Tak, On uwolnił mnie od niewolnictwa grzechu, a ja mu obiecałem, że nic i nikt nie będzie mi w życiu ważniejsze aniżeli On. Krótko potem zacząłem codziennie czytać Jego Słowo. W końcu nie miałem zamiaru prowadzić rozmów z samym sobą, chciałem wiedzieć, co Pan oczekuje ode mnie, a tego mogłem się jedynie dowiedzieć poprze codzienne czytanie Jego Słowa. Otrzymałem przy tym łaskę, że rozumiałem co czytam i przede wszystkim nie czytałem z zasłoną na oczach (jak się modliłem). Jego Słowo daje mi codziennie nową siłę i wystarczająco często doznawałem łaski Pana, w jak cudowny sposób mnie poprowadził. On uwolnił mnie z minuty na minutę od alkoholu i innych nałogów.
Całe moje życie się zmieniło, miłość do bliźnich stała się o wiele ważniejsza, zacząłem ogłądać świat innymi oczami, stałem się o wiele łagodniejszy. Tego wszystkiego nie mogłem otrzymać od żadnej religi świata, od żadnego kościoła, czy kogokolwiek. Każda, ale to każda religia tego świata, to czysty wymysł ludzki, nieodzownie związany z jakimiś rytuałami, czynami, ofiarami i czego jeszcze nie trzeba uczynić. Lecz wszystkie nasze wysiłki to jedynie, by uspokoić nasze sumienie. Każdy człowiek ma jakieś wyrzuty sumienia. I to nawet gdy nie zna Jezusa, to jednak wie, że istnieje jakaś siła wyższa. Istnieją szczepy, które, by zdobyć upodobanie u bogów, ofiarują swoje dzieci. Muzułmanie czynią wszystko, by przynajmniej raz w życiu zrobić pielgrzymkę do Mekki, katolicy, [jak to np. w Polce jest zwyczaj] mają pielgrzymki, czy to do Piekar Śl. czy do Czestoch. Sam jako młody chłopak wystarczająco się nachodziłem. Tak zwani chrześcijanie, wpierw chrzczą swoje dzieci, które jeszcze o Bożym świecie pojęcia nie mają, następnie przychodzi kumunia, bierzmowanie itd. Ale, czyż nie jest to wszystko, by zaspokoić sumienie, że wywiązałem się z obowiązku?
Niech mi ale przynajmniej jeden człowiek pokaże, gdzie to wszystko można znaleźć w Piśmie Św? Ja tego nigdzie nie odnajduję, ale odnalazłem coś o wiele ważniejszego. A mianowicie, Pan mówi do nas w Liście do Ef. 2:13 „ Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa.” Oraz Ef. 2:8-9 „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił.”
Tak, Bóg wie jacy słabi jesteśmy, a ciało nasze przesiąknięte grzechem, dlatego On wyciąga do nas pomocną rękę, to On ofiarował swego syna, byśmy poprzez Jego krew mieli przed Bogiem usprawiedliwienie.
W Ks. Izajasza 1:18 Bóg mówi do nas: „Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! – mówi Pan. Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna.”
W przeciwieństwie do nas, On jest wierny Swemu Słowu i dotrzymuje Go, nie tak jak ludzie, On mówi w Ew. Mat.11:28-30: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.
Sam Jezus mówi do nas w Swych Objawieniach, które powierzył Janowi 3:20: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy Mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną.”
Dlatego otwórzcie Mu swe serca, zaufajcie Mu, powierzcie wszystkie swe trudy i troski Jemu, a On was uwolni i jak mówi w Ew. Jana 8:36: „jeżeli Syn was wyzwoli, wtedy będziecie prawdziwie wolni”. Na koniec chce przeczytać psalm 40, który stał się dla mnie bardzo ważny:
Złożyłem w Panu całą nadzieję; On schylił się nade mną i wysłuchał mego wołania. Wydobył nie z dołu zagłady i z kałuży błota a stopy moje postawił na skale i umocnił moje kroki. I włożył w moje usta śpiew nowy, pieśń dla naszego Boga. Wielu zobaczy i przejmie ich trwoga, i położą swą ufność w Panu. Szczęśliwy mąż, który złożył swą nadzieję w Panu, a nie idzie za pyszałkami i za zwolennikami kłamstwa. Wiele Ty uczyniłeś swych cudów, Panie, Boże mój, w zamiarach Twoich wobec nas nikt Ci nie dorówna. I gdybym chciał je wyrazić i opowiedzieć, będzie ich więcej niżby można zliczyć. Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty, lecz otwarłeś mi uszy; całopalenia i żertwy za grzech nie żądałeś. Wtedy powiedziałem: «Oto przychodzę; w zwoju księgi o mnie napisano: Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę, a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu». Głosiłem Twoją sprawiedliwość w wielkim zgromadzeniu; oto nie powściągałem warg moich – Ty wiesz, o Panie. Sprawiedliwości Twojej nie kryłem w głębi serca. Głosiłem Twoją wierność i pomoc. Nie taiłem Twej łaski ani Twej wierności przed wielkim zgromadzeniem. A Ty, o Panie, nie wstrzymuj wobec mnie Twego miłosierdzia; łaska Twa i wierność niech mnie zawsze strzegą! Otoczyły mnie bowiem nieszczęścia, których nie ma liczby, winy moje mnie ogarnęły,a gdybym mógł je widzieć, byłyby liczniejsze niż włosy na mej głowie, więc we mnie serce ustaje. Panie, racz mnie wybawić; Panie, pospiesz mi na pomoc! Niech się zmieszają i razem okryją rumieńcem ci, co na życie me czyhają, aby je odebrać. Niech się cofną zawstydzeni ci, którzy z niedoli mojej się weselą. Niech osłupieją hańbą okryci,którzy mi mówią: «Ha, ha!» Niech się radują i weselą w Tobie wszyscy, co Ciebie szukają i niech zawsze mówią: «Pan jest wielki» ci, którzy pragną Twojej pomocy. Ja zaś jestem ubogi i nędzny, ale Pan troszczy się o mnie. Ty jesteś wspomożycielem moim i wybawcą; Boże mój, nie zwlekaj! Amen.