Świadectwo nawrócenia Tomasza z Gdyni

Zostałem wychowany w rodzinie wierzącej (rodzice byli katolikami). Już od najmłodszych lat wierzyłem w Boga Ojca i Jego Syna Jezusa Chrystusa (wtedy jeszcze nikt mi nie mówił o Duchu Świętym). Pamiętam jakby to było dziś, kiedy moja mama z moim kuzynem nauczyli mnie modlitwy „Ojcze nasz”, tak mi się spodobała, że nie chciałem pójść spać, tylko ciągle ją powtarzałem:). Jednak kiedy chodziłem do kościoła (niedziela) czułem niedosyt, wiedziałem, że jest coś więcej. Kiedy zbliżała się moja I komunia, w porównaniu do moich kolegów i koleżanek, którzy cieszyli się z tego, bo mieli dostać prezenty, ja cieszyłem się dlatego, że miałem „przyjąć” Jezusa Chrystusa do swojego serca. Pamiętam, że bardzo przeżyłem tamten poranek:). Niestety w dalszym ciągu czułem pustkę, mając świadomość tego, że powinno być zupełnie inaczej. Wtedy nikt nie mówił o czytaniu Biblii. Słowo Boże owszem było w domu, ale nikt Go nie czytał. I tak mijały lata, przez które chodzenie do kościoła stawało się coraz trudniejsze. Uczestniczyłem w niedzielnych mszach, ale tylko dlatego, że rodzice tak chcieli. Chodzenie do kościoła mnie męczyło. Nie rozumiałem wielu rzeczy i niestety nie mogłem o tym z nikim porozmawiać!

W 2001 roku, mając niespełna 18 lat, mój młodszy o rok brat miał bardzo ciężki wypadek rowerowy (pod tym linkiem jego świadectwo: https://www.youtube.com/watch?v=bdo4uo-ms0o&t=617s). W pobliżu miejsca tego wypadku spacerowała rodzina Pastorów z Gdyni, którzy kiedy go znaleźli modlili się o niego i wezwali pogotowie. Brata zabrano do szpitala. Rodzice pojechali do niego od razu jak się o tym dowiedzieli. Ja natomiast w tym czasie byłem ze swoją dziewczyną, nie mając pojęcia co się dzieje. Kiedy wracałem do domu, zastałem przed nim mojego dziadka, który mi wszystko opowiedział. Nie bardzo pamiętam co wtedy mówiłem, co czułem, nigdy nie myślałem, że coś takiego może spotkać naszą rodzinę. Lekarze nie dawali mojemu bratu żadnych szans na przeżycie. Był to dla mnie bardzo trudny czas, ale nigdy nie przestałem wołać do Boga o uzdrowienie mojego młodszego brata (choć wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Bóg uzdrawia). Reszta w linku powyżej, zachęcam do obejrzenia. Po kilku dniach od tego wypadku, Pastor który znalazł mojego brata i wezwał karetkę, zadzwonił do nas do domu, żeby zapytać o jego stan i zaproponować modlitwę. Rodzice się z nim spotkali i w sumie tak się wszystko zaczęło. Osoby z kościoła wspomnianego pastora poprowadziły mnie, moich rodziców i moją dziewczynę w modlitwie o przyjęcie Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Życie rodziców zaczęło się zmieniać. Zaczęli chodzić do kościoła, w którym był Pastor a nie Ksiądz (znałem takie kościoły tylko z filmów, nie ukrywam, że bardzo mi się podobały), zaczęli czytać Biblię, zaczęli się modlić (głównie tata, bo mama nigdy nie miała z tym problemu). Tata przestał pić i palić. Natomiast moje życie, pomimo że swoimi ustami wyznałem Jezusa Panem i Zbawicielem nie zmieniło się, wręcz przeciwnie, zacząłem bardziej się oddalać od rodziców, od kościoła, do którego zaczęli chodzić, jednym słowem żyłem w grzechu. Uważałem, że jestem młody i mogę spróbować wszystkiego. Kilka razy byłem w nowym kościele rodziców, i choć dobrze się tam czułem, to jednak chciałem pokazać, że nie chcę wyjść z kościoła katolickiego (moja dziewczyna była również katoliczką i miała na mnie wtedy duży wpływ – niestety niezdrowy). Po jakimś czasie rozstaliśmy się, wtedy zacząłem jeździć z rodzicami i bratem do ich „nowego” kościoła i było całkiem fajnie. Podjąłem świadomą decyzję, że chcę zostać ochrzczony! i tak się stało, pamiętam bardzo się cieszyłem:) W międzyczasie dostałem się na studia (zaoczne) i znalazłem pracę w restauracji, jako kelner. Zawsze byłem osobą nieśmiałą, aż dziwne, że do takiej pracy mnie przyjęli. Początki były trudne, ale z czasem się wkręciłem i polubiłem tę pracę.

Praca była ciężka, ale bardzo dobrze zarabiałem. Po kilku miesiącach ciągłego kontaktu z klientami (nie zawsze uprzejmymi) stałem się bardzo nerwowy (zacząłem palić, żeby jakoś odstresować, ale to pomogło tylko na chwilę, a nawyk pozostał). Starsi kelnerzy i barmani widząc mnie w takim stanie zaproponowali mi, żebym spróbował się napić (kielicha w pracy, na rozładowanie stresu), niestety pomogło. I tak się zaczął nowy etap w moim życiu, praca na podwójnym gazie, nikt się nie orientował (a przynajmniej ja tak myślałem), a mi pracowało się znacznie lepiej, plus nowi koledzy i koleżanki, imprezy po pracy. Alkohol stał się częścią mojego życia. W tej restauracji pracowałem 2 lata, w międzyczasie zeszliśmy się z dziewczyną po raz drugi i wszystko było fajnie. Dziewczyna, praca, koledzy, imprezy i nałogi, a Bóg schodził na dalszy plan. Dalej twierdziłem, że wierzę w Boga, ale jestem młody i chcę się bawić.

Po 2 latach w restauracji w Polsce stwierdziłem, że czas wyjechać za granicę (a właśnie po miesiącu studiowaniu rzuciłem uczelnię, bo pieniądze były dla mnie ważniejsze). Wyjechałem do Norwegii, był to akurat Sylwester, niestety z pracy nic nie wyszło, zostałem tam jeszcze kilka dni, ale czułem, że coś dziwnego dzieje się z moją dziewczyną, więc wróciłem do Polski. Okazało się, że ma kogoś innego i rozstaliśmy się po raz drugi. Bardzo cierpiałem, to była moja pierwsza miłość. Pamiętam po rozstaniu dużo imprezowałem, jeszcze więcej piłem, no i w końcu przyszedł czas na coś mocniejszego niż alkohol, narkotyki. Dzięki Bogu, że jak drugi raz miałem zjazd po nich, to tak ciężko to przeżyłem, że stwierdziłem, że alkohol mi w zupełności wystarczy.

Po kilku tygodniach od rozstania, nie wiedząc co robić, podjąłem decyzję (oczywiście rodzice i brat pocieszali mnie, mówili mi, żebym zaufał Bogu, itd.), że trzeba ponownie spróbować wyjazdu za granicę. Odezwałem się do kumpla, którego poznałem w restauracji, a który wyjechał do Anglii, czy by mi nie pomógł w znalezieniu pracy. To był mój dobry kolega, jeden z takich, co jak się poznacie to rozmawiacie tak jakbyście się znali całe życie:) I tak po kilku dniach byłem w UK. Wynająłem pokój, niestety pracy szukałem ponad 3 tygodnie, ale się udało. Zacząłem pierwszą pracę w Anglii jako zastępca szefa kuchni w Irlandzkim pubie. Szefem kuchni był Polak, więc szybko się zaprzyjaźniliśmy. Ale i tu alkohol i inne nałogi były częścią każdego dnia. Kilka tygodni po przyjeździe zaczęło brakować mi kościoła, więc zacząłem szukać jakiegoś. W końcu znalazłem Zielonoświątkowy, znajdował się kilkadziesiąt metrów od miejsca gdzie wynajmowałam pokój. Nazywał się „Bridge Street Pentecostal Church”. Szukałem Boga, czytałem Jego Słowo, ale coś ciągle mnie od Niego oddalało. Do kościoła chodziłem w każdą niedzielę, nawet skacowany, a niejednokrotnie pijany. Jak się kończy imprezę po 4 nad ranem, a spotkanie kościoła było na 10:30, to ciężko wytrzeźwieć. Mimo wszystko wstawałem, ledwo, bo ledwo, ale zawsze byłem na nabożeństwie. Niejednokrotnie płakałem na uwielbieniu, wiedziałem, że żyję w niewłaściwy sposób, ale alkohol zawsze wygrywał. Po pół roku kumpel, który mnie ściągnął na Wyspy załatwił mi pracę u siebie w restauracji, na stanowisku kelnera. Zaczęliśmy pracować razem, wynajęliśmy razem mieszkanie, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Dużo pracowaliśmy, ale jeszcze więcej piliśmy i imprezowaliśmy. Każdy weekend był jedną wielką imprezą, w końcu pojechałem tam, żeby zapomnieć o byłej dziewczynie, co się udało, bo koleżanek trochę było.

Niestety z każdym tygodniem piliśmy coraz więcej (nigdy nie zawaliłem pracy przez to) i we mnie po alkoholu włączały się dwa stany, albo byłem jak do rany przyłóż, wszystkich kochałem, albo wszystkich chciałem bić (delikatnie ujmując). Dzięki Bogu, że On nade mną czuwał. Nic nikomu się nie stało, mi tylko kawałek zęba się ukruszył. Ale zacząłem widzieć, że robi się ze mną coś dziwnego, więc zacząłem myśleć nad powrotem do domu (nie wiem, może wtedy to był głos Ducha Świętego).

Po dwóch latach i sześciu miesiącach pobytu w Anglii wróciłem do Polski. Niestety oprócz języka niczego się nie nauczyłem. Zamieszkałem u rodziców. Mając na koncie pieniądze zarobione w UK, stwierdziłem, że na pracę mam czas i zacząłem imprezować. W większości z moim drugim dobrym przyjacielem, z którym jako nastolatkowie trenowaliśmy kickboxing (mieliśmy jakieś osiągnięcia w tym sporcie). Poznałem nowe towarzystwo, zapisałem się do szkoły masażu (policealnej). Podobał mi się ten kierunek. Znalazłem pracę, rzecz jasna jako kelner, z doświadczeniem, które już miałem nie było to trudne. Miałem nadzieję, że jeżeli restauracja jest w hotelu trzygwiazdkowym to może chociaż picia w pracy nie będzie. Myliłem się, szefem kuchni był kolega z pierwszej restauracji i bardzo się ucieszył, że mnie tam przyjęli. Zaczęło się wszystko od nowa. Byłem dobrym kelnerem (naprawdę), ale nie potrafiłem nie pić. W końcu wychodziło, że piłem przed, w i po pracy. Do tego jeszcze więcej imprez, dziewczyn i problemów z moim zachowaniem po alkoholu. To że żyję zawdzięczam Jezusowi, bo po pijaku zaczepiałem każdego, wiedząc, że mam kolegów, którzy mi pomogą w razie co. W tej restauracji wytrzymałem dwa lata. Zwolniłem się, żeby nadrobić zaległości w szkole masażu, no i żeby odpocząć trochę od picia (mimo tego co się działo, mimo tego, że potrafiłem tygodniami nie trzeźwieć, nie uważałem, że mam problem. Uważałem, że tak młodzi ludzie żyją). W mojej głowie pojawiały się myśli, mówiące, że kochałem Boga, wiedziałem, że jest prawdziwy, ale chciałem się bawić, nie robiłem sobie nic z tego, że kilka lat wcześniej wyznałem Go swoim Panem i w Jego imieniu wziąłem Chrzest. Oj, Jezus był naprawdę bardzo cierpliwy co do mnie!

Nadrobiłem zaległości w szkole, byłem dobry z masażu, lubiłem to. Niestety od picia nie odpocząłem, nie potrafiłem Każdy powód był dobry, żeby do szkoły przynieść alkohol, albo żeby po zajęciach pójść do baru. W szkole masażu poznałem niewidomego chłopaka, który pił tak dużo jak ja, więc szybko się zaprzyjaźniliśmy. Mówiłem ludziom o mojej wierze, ale tylko po alkoholu, więc nawet nie wiem co o mnie myśleli, bo nie pamiętam.

Może i zaległości w szkole nadrobiłem, ale będąc bez pracy oszczędności bardzo szybko się rozeszły. Kolejna praca i kolejna restauracja, jednak w tej nie piłem, a to dlatego, że musiałem dojeżdżać samochodem. Dobrze wspominam ten czas, może dlatego, że byłem trzeźwy. Była to włoska restauracja, szefem sali był Włoch, szybko poznał, że jestem doświadczonym kelnerem i widziałem, że ma zaufanie do mnie. Ja również dobrze się tam czułem.

W szkole masażu poznałem dziewczynę, która bardzo mi się podobała, ale nigdy się z nią nie umówiłem. Dopiero jakiś rok po zakończeniu nauki i pozytywnym zdaniu egzaminu (jestem licencjonowanym masażystą), nasza ekipa ze szkoły zebrała się w barze, żeby „miło” spędzić czas i była tam również wspomniana wcześniej dziewczyna. Ja oczywiście dużo wypiłem, ale dopiąłem swego, spędziliśmy razem noc. Później zaczęliśmy się spotykać.

Zmieniłem pracę zacząłem pracować w firmie zajmującej się budową sygnalizacji świetlnych, tata mi ją załatwił, także pracowałem w jednej brygadzie z nim. Może i dobrze, bo alkohol w pracy został wyeliminowany. Przyprowadziłem tą dziewczynę ze szkoły masażu do kościoła, powiedziałem jej w jakim kościele jestem, że trochę się różni od katolickiego, była ciekawa. Bóg zaczął ją dotykać, wkrótce oddała swoje życie Jezusowi! Jednak dalej żyliśmy w grzechu, nie wiedziałem jak to zmienić.

Pierwszy przełom przyszedł, kiedy pojechaliśmy na koncert zespołu „Przed Nami” (Chrześcijański zespół) na zamek do Gniewu. Pamiętam wtedy prosiłem Boga, żeby zabrał ode mnie papierosy. I tak się stało, po koncercie nie czułem już chęci zapalenia papierosa i nie palę do dnia dzisiejszego!

Później moja dziewczyna zaczęła mi mówić o Duchu Świętym, poleciła mi pewną książkę na Jego temat (ja sobie tylko myślałem: „to ja jestem tyle lat w takim kościele, a ty chcesz mnie pouczać, na temat Ducha Bożego”:)). Dzięki Bogu coś nie dawało mi spokoju i przeczytałem tę książkę. Na końcu jej było krótkie zachęcenie, żeby zaprosić Ducha Świętego do swojego życia, aby to On nim kierował. Zrobiłem to następnego dnia i wtedy coś się stało:) Moje życie zmieniło się o 180 stopni. Z dnia na dzień przestałem pić, przestałem żyć w grzechu ze swoją dziewczyną. Zacząłem czytać Biblię, która dopiero teraz nabrała sensu, bo czytałem ją z jej Autorem.

To był niesamowity czas. Moi rodzice nie wiedzieli co się dzieje, nie poznawali mnie, przecież 11 lat modlili się o nawrócenie ich syna i w końcu dzięki Bogu to się stało. Wracali do domu, wchodzili do mojego pokoju, a ja tam byłem, czytający Słowo Boże lub chrześcijańskie książki. Nie potrafiłem robić nic innego. Rozkochałem się w Jezusie, odnalazłem swojego Pana i Zbawiciela:) Niedługo po tym oświadczyłem się mojej dziewczynie, wyznaczyliśmy datę i miejsce ślubu.

Jesteśmy małżeństwem od ponad 7 lat, mamy dwóch wspaniałych synków. Bóg jest na pierwszym miejscu w naszych życiach i małżeństwie. Wiemy, że wszystko co mamy, mamy dzięki Jezusowi Chrystusowi!!!

To by było na tyle. Pierwszy raz pisałem swoje świadectwo nawrócenia. Nie wiem jak wyszło, zadecyduj:) A to do Ciebie Łukaszu: Moi rodzice i inni wierzący modlili się o mnie łącznie 11 lat. Ale to co dzieje się teraz jest dalszą częścią tego świadectwa. Jakoś od 2014 roku Duch Święty pokazywał mi powołanie, które ma dla mnie, rozpalał w moim sercu chęć głoszenia Ewangelii. Próbowałem z tym walczyć ile tylko się dało, jednak Jego głos był coraz mocniejszy:). Nie dopuszczałem czegoś takiego, bo byłem osobą, która lubi towarzystwo innych, ale nie wychodzi z inicjatywą poznawania nowych ludzi. A głoszenie Ewangelii przecież na tym polega. W końcu pod koniec 2018 roku dołączyłem do służby „Czy jesteś gotowy?” (https://pl-pl.facebook.com/Czyjestesgotowy/), jest to służba, która głosi Ewangelię z trumną na Sopockim Monciaku w co drugą sobotę, w godzinach wieczornych. Jesteśmy również na Woodstocku (teraz Poll,and”rock festival). Dzięki tej służbie Bóg mnie „rozciąga”, uczy i pokazuje, że faktycznie Jego drogi to nie nasze drogi.

Od listopada 2020 roku stworzyliśmy (tak odebrałem od Pana) we wspólnocie Droga Pana w Gdańsku służbę ewangelizacyjną i wychodzimy na ulice Trójmiasta aby dzielić się miłością Boga Ojca. Jest to niesamowite przeżycie móc być na ulicy wśród ludzi i słuchać Głosu Ducha Świętego, który mówi do kogo chce dotrzeć!

Błogosławię Cię w imieniu Jezusa Chrystusa.