Tożsamość i wolność – świadectwo Roberta

Urodziłem i wychowałem się w Warszawie. Moje dzieciństwo i młodość ogarnięte było ciemnością, strachem, brakiem akceptacji. Strach przejawiał się w każdej dziedzinie mojego życia, strach przed własnym ja, rodzicami, rodziną, szkołą, rówieśnikami, kościołem; strach często potęgowany przez wiarę w zabobony. Wszystko było czarne i trudno było znaleźć coś białego. Zamknięty na świat, bez przyjaciół, żyłem we własnym świecie. Była to moja ucieczka od rzeczywistości. Brakowało mi poczucia wspólnoty z innymi dziećmi a później z młodzieżą. Czułem, że byłem inny i że nikt mnie nie zrozumie. I tak często było. Zamiast akceptacji i zrozumienia doświadczałem odrzucenia, wyśmiewania i pokazywania palcami. W decyzjach kierowałem się emocjami, impulsem – to prowadziło do chaosu w moim życiu i nieprzemyślanych decyzji.

Mając osiem lat zacząłem brać udział we mszach świętych jako ministrant. To dało mi pierwsze poznanie Pana Jezusa. Nie miałem jednak w świadomości i w sercu zrozumienia, że Jezus jest realny dzisiaj (a nie tylko kiedyś żył i był), że jest Zbawicielem i że Go potrzebuję. Chciałem wiedzieć o Nim więcej, ale wydawało mi się, że jeżeli chcę iść drogą Pana, to oznacza to, że muszę zostać księdzem. Cały urząd Kościelny i księża wydawali mi się tajemniczą organizacją, więc bałem się takiej decyzji.

Kiedy byłem nastolatkiem moje problemy z niepewnością, brakiem akceptacji i wyobcowaniem pogłębiły się. Radości i satysfakcji życiowej szukałem w pielgrzymkach, organizacjach narodościowych. Niestety bez sukcesu. Ponieważ nie zdałem matury i nie ukończyłem Policealnego Studium, wzrósł we mnie strach, niepewność i brak nadziei. Żyłem, aby tylko przeżyć kolejny dzień. Pustkę w sercu i w życiu próbowałem zapełniać alkoholem i jedzeniem bez ograniczenia.

Ale Bóg był ze mną. W pewnym momencie mojego życia wkroczył i ujął mnie mocno w swoje ręce. Dzięki Mu za to. Przez swoje Słowo (Pismo Święte) otworzył moje oczy i uszy, abym usłyszał i zobaczył, że tylko On jest Drogą, Prawdą i Życiem. Uwierzyłem, że Bóg w swojej miłości zesłał swojego jedynego Syna Jezusa, aby nas zbawić. Karę, którą powinienem ponieść ja, przyjął na siebie Jezus. Na krzyżu zwyciężył szatana i śmierć. Dzięki temu ja mogę żyć w wolności już tu na ziemi i kiedyś wiecznie z Jezusem w Niebie. Bóg przysłał przyjaciół do mojego życia, dzięki którym poznałem akceptację i miłość. Odbudował we mnie miłość do mojej siostry. Zaczął także we mnie proces poznawania kim jestem: kim jest Robert, kim jest Robert w Bogu, jak powinien żyć, jak ma budować relacje z ludźmi. 18 kwietnia 1994 roku przyjąłem Jezusa Chrystusa do mojego serca jako mojego Pana i Zbawiciela. 2 października doświadczyłem chrztu w Duchu Świętym, a 21 maja 1995 przyjąłem chrzest wodny.

W 1995 roku brałem udział w obozie rodzin chrześcijańskich w Pensylwanii. Było to wspaniałe przeżycie – udział w nabożeństwach, wspólne uwielbianie Boga, poznawanie innych chrześcijan, zawieranie przyjaźni z młodzieżą. Na tym obozie poznałem moją żonę. Zachwyciła mnie bijąca od niej miłość do Boga, szukanie prawdy i ciepło.

Jesteśmy małżeństwem już ponad osiem lat. Oparci na prawdzie biblijnej, że małżeństwo to przymierze na dobre i złe, do końca, przetrwaliśmy wiele burz, problemów i upadków. Nasza miłość z roku na rok dojrzewa i pogłębia się. To nie jest już młodzieńcze zachwycenie uzależnione od emocji i nastroju, ale głębokie uczucie zakorzenione w Bogu, lojalności i prawdzie.

Razem z żoną chcemy poznawać Boga, służyć Mu i uwielbiać Go wszystkim kim jesteśmy, co robimy i co mamy.

Robert